Rzecznik policji: Działaliśmy bez zarzutu w trakcie sobotniego marszu

Rzecznik policji: Działaliśmy bez zarzutu w trakcie sobotniego marszu

Walka o tęczową flagę na schodach bazyliki św. Krzyża
Walka o tęczową flagę na schodach bazyliki św. KrzyżaŹródło:Newspix.pl / Damian Burzykowski
- Zachowanie mężczyzny na balkonie było obsceniczne. Ze strony uczestników kierowane były prośby do policjantów o interwencję. Podkreślali oni, że w marszu udział biorą dzieci, a celem marszu jest upamiętnienie bohaterów powstania, a nie oglądanie tego typu zachowań - mówi „Wprost” nadkom. Sylwester Marczak, rzecznik Komendy Stołecznej Policji.

Można powiedzieć, że tradycyjnie, gdy narodowcy organizują Marsz Powstania Warszawskiego w rocznicę jego wybuchu (1 sierpnia), na jego trasie dochodzi do różnych ekscesów. Nie inaczej było w ostatnią sobotę, gdy uczestnicy przeszli od ronda Dmowskiego, przez Nowy Świat, kończąc na Placu Krasińskich. Zaistniałe wydarzenia po raz kolejny podzieliły opinię publiczną i polityków, a najbardziej oberwało się funkcjonariuszom policji, która musiała kilka razy interweniować. Kilka tysięcy ludzi szło pod hasłem: “Niemieckie zbrodnie nierozliczone”.

Na wysokości Nowego Światu doszło do pierwszej interwencji policjantów. Weszli do mieszkania mężczyzny, który zapierając się gołymi stopami o balustradę na balkonie, pokazywał do uczestników język i rękami dotykał genitaliów. Tuż obok wisiała tęczowa flaga. Policjanci weszli do środka. Kiedy jeszcze byli w mieszkaniu, ktoś z domowników zdjął flagę z balkonu. Na funkcjonariuszy wylała się fala krytyki.

Zwróciliśmy się do rzecznika Komendy Stołecznej Policji z pytaniami o ten incydent. - Zachowanie mężczyzny było obsceniczne. W związku z tym, w trakcie przemarszu, ze strony uczestników kierowane były prośby do policjantów o interwencję. Podkreślali, że w marszu udział biorą dzieci, a jego celem jest upamiętnienie bohaterów powstania, a nie oglądanie tego typu zachowań - wyjaśnia „Wprost” nadkomisarz Sylwester Marczak, rzecznik policji. - Również organizator wskazał policjantom, że w związku z zachowaniem osób znajdujących się na balkonach złoży zawiadomienie dotyczące zakłócenia legalnego zgromadzenia. Takie zawiadomienie złożono w sobotę wieczorem. - dodaje.

- To osoby będące w mieszkaniu zdjęły flagę - podkreśla policja, odrzucając zarzuty, że to funkcjonariuszom nie spodobały się tęczowe kolory i kazali je usunąć z balustrady. Do interwencji doszło też w innym mieszkaniu, z którego rzucano przedmiotami w kierunku uczestników marszu. Jak informuje nadkomisarz Marczak, w związku z naruszeniem prawa, dalsze czynności realizowane są już przez komendę rejonową.

- Ten facet na balkonie to już była przesada. Ludzie szli z dzieciakami, zasłaniali im oczy, żeby nie patrzyły, jakieś dziecko się popłakało - opowiada nam Robert Bąkiewicz ze Stowarzyszenia Marsz Niepodległości, organizator zgromadzenia. - W sobotę wieczorem zgłosiłem to policji, złożyłem zeznania. Chodzi o zakłócanie przebiegu marszu i nieobyczajne zachowanie tego mężczyzny z balkonu - dodaje. Pokrywa się to ze słowami rzecznika KSP, który mówi, że postępowania toczą się w sprawie wykroczeń z art. 52, który dotyczy naruszania przepisów o zgromadzeniach.

- Oddzielne postępowanie prowadzone jest w odniesieniu do znieważenia policjantów. Mężczyzna usłyszał już zarzuty - mówi nadkomisarz Marczak. - Łącznie zatrzymano jedenaście osób. Dziesięć, w związku z odmową podania danych. Po ich ustaleniu osoby zostały zwolnione. Jedna osoba została zatrzymana w związku ze znieważeniem policjanta.

Kolejne incydenty miały miejsce na Placu Krasińskich, gdzie zakończył się marsz. - Policjanci podjęli interwencję na prośbę organizatora zgromadzenia. Skorzystał on ze swoich praw, wynikających z prawa o zgromadzeniach. Wskazane osoby nie chciały opuścić terenu, rozmowa Zespołu Antykonfliktowego nie przyniosła skutku, dlatego osoby zostały wyniesione - mówi nadkomisarz Marczak z Komendy Stołecznej Policji.

Źródło: Wprost