Edyta Krzemień, jedna z najlepszych sopranistek w Polsce: „Show-biznes nie ma nic szczególnego do zaoferowania”

Edyta Krzemień, jedna z najlepszych sopranistek w Polsce: „Show-biznes nie ma nic szczególnego do zaoferowania”

Edyta Krzemień, fot. Kinga Karpati
Edyta Krzemień, fot. Kinga Karpati
Często Zbigniew Preisner mówi mi, że nie wyobraża sobie, żebym robiła komercyjne rzeczy, stawała na ściankach, grała w serialu, bo gdybym to robiła, nie zaprosiłby mnie do pracy – mówi Edyta Krzemień, sopranistka, aktorka teatralno-musicalowa, pierwsza polska wokalistka, która dostała się do Cirque du Soleil.

Pandemia zastała cię w Kanadzie?

Po pięciu latach od pierwszego castingu, podpisałam kontrakt z Cirque du Soleil. Byliśmy miesiąc przed premierą. Trwały próby. Przy rozłożonym sprzęcie, namiocie, prawie gotowym spektaklu jednego dnia weszliśmy na scenę, a następnego już wiedzieliśmy, że premiery jednak nie będzie. Przez jakiś czas wierzyłam, że sytuacja się zmieni, że wrócimy do pracy. Ale niestety to było niemożliwe. Do Polski przyleciałam ostatnim samolotem z Kanady, tuż przed zamknięciem granic.

My-artyści nie dowierzaliśmy, że to się dzieje naprawdę. Bo jak uwierzyć, że West End, czy Broadway zamykają się na rok? Łudziliśmy się, że prasa szuka tematów, że na pewno szybszy powrót do normalnego funkcjonowania najpopularniejszych muzycznych teatrów świata będzie możliwy. Tymczasem mamy październik i teatry wciąż są zamknięte. Albo działają tak, jak w Polsce, sprzedając 50 procent biletów na spektakle i wypłacając aktorom połowę stawki. I tak dobrze, że w ogóle mamy szansę pracować.

Jak wypełniłaś sobie też czas?

Czas od marca do czerwca to w zasadzie końcówka sezonu teatralnego. Wiadomo było, że jeśli nie ma pracy, to i tak jej w wakacje nie będzie. Trzeba było zreorganizować życie.

Miałam odrobinę luzu wewnętrznego, bo wiedziałam, że mam oszczędności i wsparcie najbliższych osób. Zresztą do trudnych sytuacji zawsze podchodzę na zasadzie: coś wymyślę. Nie panikuję, biorę to jako kolejny życiowy challenge od Boga. Wymyśliłam sobie, że w tym czasie będę robiła świeczki zapachowe. Mieszkałam w domu rodzinnym, świeczki inspirowane mitologią słowiańską robiłam w garażu: Od opakowań, przez komponowanie zapachów, szukanie ekologicznych wosków, olejków eterycznych. Wystartowałam z tym z chęci rozwijania innej, niż muzyczna, pasji. Zawsze ciągnęło mnie do zapachów, to też, podobnie jak muzyka i teatr, wymaga kreatywnego podejścia. Z aromaterapią jest trochę tak, jak z muzykoterapią.

Czyli jedna z najlepszych sopranistek w kraju robiła świeczki.

Lepiłam też pierogi u cioci w manufakturze, zarabiałam stówę dziennie. Dwanaście godzin stania, lepienia, pakowania, ale bardzo się tym rozkoszowałam. Zobaczyłam, jak wygląda życie poza artystycznym grajdołkiem. Jestem bogatsza o to doświadczenie i wdzięczna za ten czas.

Artykuł został opublikowany w 37/2020 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.