Byłem na proteście kobiet. Mam dużo złych wiadomości

Byłem na proteście kobiet. Mam dużo złych wiadomości

Protest na placu Trzech Krzyży
Protest na placu Trzech Krzyży Źródło: Marcin Dobski
Bójki, wulgaryzmy, przelatujące nad głowami butelki i petardy. Do tego narodowcy strzegący wejścia do kościoła i policja, która starała się nie prowokować wzburzonego tłumu – tak w skrócie wyglądał poniedziałkowy protest kobiet na placu Trzech Krzyży. Można było odnieść wrażenie, że chodziło w nim głównie o to, żeby dopaść przeciwnika i pobić go do nieprzytomności. Ewentualnie opluć, popsikać gazem łzawiącym lub chociaż wykrzyczeć mu w twarz życzenie śmierci. Zapomniano o meritum.

Gdyby nie napisy na transparentach, trudno byłoby się zorientować, z jakiego powodu młodzież przyszła na plac. Nie krzyczano haseł dotyczących wyroku Trybunału Konstytucyjnego i tematu aborcji, uczestnicy nie rozmawiali też o tym między sobą, natomiast aż nadto słyszalne były wulgaryzmy pod adresem policji, narodowców, prezydenta czy PiS.

twitter

Nie będzie to tradycyjna relacja, bo takich od wczoraj ukazało się wystarczająco dużo, a każda kolejna byłaby wtórna. Nie jest to też tekst, w którym będę oceniał wyrok TK, wskazywał odpowiedzialnych za obecne nastroje społeczne, bo to każdy może zrobić sam. Nie chcę też generalizować, bo z pewnością wielu uczestników przyszło na protest z dobrymi intencjami, nie chcąc nikomu wyrządzić krzywdy.

Nie chciałbym, żeby ktoś uznał, że próbuję zniechęcić do protestowania albo, że krytykuję kobiety, które przecież słusznie walczą o swoje prawa. Przeciwnie. To dobrze, że ludzie nie są obojętni i manifestują swój sprzeciw. W wielu miejscach protesty odbywały się w pokojowej atmosferze, a jedyną niedogodnością były zablokowane ulice i ronda. W przypadku wydarzeń na placu Trzech Krzyży, mam jednak inne spostrzeżenia.

Ledwo zdążyłem dotrzeć w okolice kościoła św. Aleksandra i od razu skoczyła adrenalina. Schody świątyni od strony Nowego Światu. Za plecami kilku policjantów stała grupka narodowców. W ich kierunku leciały wyzwiska ze strony kilku konfrontacyjnie nastawionych wyrostków.

– No, chodźcie tu, kozaki. 11 listopada krzyczycie „j***ć psy”, a teraz chowacie się za ich plecami? Żałosne – prowokował mężczyzna w żółtej kurtce. Druga strona nie reagowała. Po chwili chłopak krzyczał do policjantów z pretensjami, że nie reagowali, gdy kilkanaście minut wcześniej doszło do bójki. Na odchodne rzucił szklaną butelką, która rozpadła się na drobne kawałki.

– Grupka jakichś byków starła się z narodowcami, którzy szli w kierunku kościoła. Była regularna bójka na przejściu dla pieszych. Jednego z narodowców mocno przekopali – opowiadał mi świadek tego zajścia, gdy zapytałem, co tam dokładnie się działo.

twitter

Wtedy plac świecił jeszcze pustkami. Ludzie zaczynali się dopiero schodzić. Po kilku minutach narodowcy biegiem przenieśli się pod główne wejście świątyni, ponieważ jakaś grupa chciała wtargnąć do środka. Z tej strony było już kilkaset protestujących osób, „ochrona” kościoła była ustawiona na górze schodów, a niżej garstka policjantów.

Od tej chwili nie milkły okrzyki uczestników protestu, którzy raz po raz używali wulgaryzmów. Obrywało się policji, śpiewającym pieśni religijne i odmawiającym różaniec narodowcom, Prawu i Sprawiedliwości, Konfederacji, księżom, prezydentowi Andrzejowi Dudzie, a także Kai Godek. Protest miał typowo konfrontacyjny charakter.

twitter

Wśród protestujących przeważali młodzi ludzie, kobiety i mężczyźni, z których zdecydowana większość zachowywała się spokojnie, nie licząc bluzgów czy malowania sprejem na ulicach i murach.

twitter

Doszło też do karygodnych zdarzeń. Miały miejsce regularne bójki na placu Trzech Krzyży, uczestnicy używali wobec siebie też gazu łzawiącego. W kierunku policjantów i narodowców rzucano szklanymi butelkami i kamieniami. Nie obyło się bez obrażeń.

twitter

Nic nie wskazuje na to, aby sytuacja miała się uspokoić. Wręcz przeciwnie, zapowiadane są kolejne protesty. W piątek do Warszawy mają przyjechać ludzie z całej Polski. Takich obrazków, jak te z poniedziałku, może być więcej. Tym bardziej, że o podgrzewanie temperatury sporu dbają lewicowe bojówki, które dążą do konfrontacji, a w ślad za nimi idzie wkurzona młodzież, która nie ma w zwyczaju kalkulować.

Na niekorzyść władzy działa też kilka innych czynników. Przede wszystkim trwająca od marca pandemia, która ma negatywny wpływ na psychikę. Zamknięcie lokali gastronomicznych, siłowni i innych miejsc, w których część dziś protestujących spędzałaby czas. Wyrok Trybunału stał się katalizatorem, który wyciągnął młodych z domów. Młodzież ma cel, może wspólnie planować, spędzać razem czas, mieć poczucie przynależności do grupy. Ponadto może dać upust emocjom.

twitter

Obserwując protest z boku, można było odnieść wrażenie, że nie sam jego temat jest kluczowy, ale współuczestniczenie w wydarzeniu, adrenalina i możliwość wyżycia się. Emocje podobne do tych ze stadionów piłkarskich. W tłumie jest się anonimowym. Można bez konsekwencji obrażać wspólnego wroga. Wzrasta też poczucie bezkarności.

Trudno więc o optymizm w nadchodzących tygodniach, gdy temperatura protestów wciąż wzrasta, a działania protestujących są coraz bardziej radykalne. Gdyby jednak na siłę szukać pozytywów, to należy cieszyć się, pisząc, pół żartem, pół serio, że Polacy nie mają powszechnego dostępu do broni.

Czytaj też:
Dlaczego nie pójdę w proteście z kobietami. „Władzy nie zmieniamy, tańcząc na ulicy”

Źródło: Wprost