Maksymiuk groził dziennikarzowi

Maksymiuk groził dziennikarzowi

Dodano:   /  Zmieniono: 
Fot. A. Jagielak/Wprost
"Zdejmij okulary, to tak cię strzelę, że cię własna matka nie pozna. A jak jeszcze raz będziesz za mną jeździł, to cię zastrzelę". Te słowa usłyszał kilka dni temu dziennikarz "Faktu" od wiceszefa Samoobrony Janusza Maksymiuka – dowiedział się "Wprost".
- To prawda. To moje słowa – przyznaje w rozmowie z "Wprost" poseł. Do zajścia doszło w niedzielne popołudnie, które Maksymiuk spędzał wspólnie z partyjną koleżanką Sandrą Lewandowską. Z naszych ustaleń wynika, że dziennikarze "Faktu" najpierw zaczaili się na Maksymiuka i Lewandowską pod domem ich wspólnych znajomych. Późnej robili im zdjęcia podczas obiadu w restauracji.

Na koniec jechali za nimi samochodem. – Ścigali nas przez pół miasta. Ja przyspieszałem, oni też. Zwalniam, to i oni zwalniają. Zadzwoniliśmy więc na policję, że ktoś nas śledzi i żeby ich zatrzymali – mówi Maksymiuk. Z jego relacji wynika, że policja zatrzymała obydwa samochody na rondzie Dmowskiego w centrum Warszawy. To wtedy Maksymiuk miał straszyć reportera "Faktu". – Byłem zdenerwowany. Zresztą nie byłem pewien, czy to dziennikarz. Widziałem tylko, że śledził nas jakiś samochód, a jego pasażerowi co chwilę celowali w nas jakimiś długimi czarnym rurami. Myślałem, że to karabiny. Jak okazało się, że to aparaty, to ich przeprosiłem - tłumaczy.

Lewandowska, która jechała razem z Maksymiukiem, nie chce się wypowiadać na ten temat. Komentarza odmawia także Mariusz Kuczewski, jeden z dwóch dziennikarzy "Faktu", którzy śledzili posłów Samoobrony.