IPN prześwietli sędziów i prokuratorów z raportu Rokity

IPN prześwietli sędziów i prokuratorów z raportu Rokity

Dodano:   /  Zmieniono: 
Instytut Pamięci Narodowej sprawdzi, czy wymienieni w tzw. raporcie Rokity sędziowie i prokuratorzy nie złamali prawa - dowiedział się "Wprost".
- Zbadamy wszystkie sprawy z tzw. raportu Rokity. Oddziały Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w całej Polsce analizują już historie kilkudziesięciu zgonów wymienionych w sprawozdaniu. Badają, czy nie doszło do tzw. zbrodni komunistycznych - zapowiada w rozmowie z "Wprost" Andrzej Arseniuk, rzecznik IPN. Jak ustaliliśmy, polecenie zajęcia się sprawami nie wyjaśnionych zgonów wydał Dariusz Gabrel, powołany w lutym 2007 r. dyrektor Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. To ma być jedno z ważniejszych przedsięwzięć instytutu.
Sejmowa komisja, na której czele stał Jan Rokita, działała ponad dwa lata. Zbadano ponad 100 tajemniczych zgonów, jakie zdarzyły się w Polsce od wprowadzenia stanu wojennego. Posłowie uznali, że spośród 122 nie wyjaśnionych zgonów działaczy opozycji aż 88 miało bezpośredni związek z działalnością esbeków, milicjantów, sędziów i prokuratorów. Wobec części osób komisja sformułowała oskarżenia. Efekt? O ile stosunkowo skutecznie udało się zweryfikować i odsunąć od pracy w resorcie funkcjonariuszy MSW, o tyle żaden z przedstawicieli resortu sprawiedliwości nie poniósł nawet odpowiedzialności dyscyplinarnej.

Z ustaleń "Wprost" wynika, że co najmniej kilkunastu sędziów i prokuratorów wymienionych w sprawozdaniu nadal pracuje i awansuje w wymiarze sprawiedliwości. Nigdy nie było o nich głośno, ponieważ są znani głównie w terenie. Sędzia Marek Byliński pełni obecnie funkcję prezesa Sądu Okręgowego w Przemyślu. Według autorów raportu, w latach 80. jako sędzia Sądu Rejonowego w Przemyślu zlekceważył uchybienia prokuratury w sprawie Krzysztofa Małonia, milicjanta, który w marcu 1983 r. po pijanemu zastrzelił z okna swojego mieszkania ośmioletnią dziewczynkę Edytę Hnat. Prokuratorem, który prowadził wówczas śledztwo, był Henryk Handzel, dziś znany przemyski adwokat. - To są za stare rzeczy, żeby o nich pamiętać, ale w sprawie, którą prowadziłem, wszystko było lege artis. W raporcie mogli sobie napisać, co chcieli - mówi "Wprost" Handzel, który z prokuratury odszedł już 20 lat temu.

W podobnym jak Handzel tonie wypowiada się prokurator Norbert Chalecki, który w stanie wojennym był zatrudniony w olsztyńskiej prokuraturze rejonowej, a dziś pracuje w prokuraturze okręgowej. Jak twierdzi, nigdy nie dopuścił się uchybień w sprawie śmierci Marcina Antonowicza, który miał wypaść z milicyjnego stara. Według komisji, postępowanie w tej sprawie było pozorowane, a nad jej "prawidłowym przebiegiem" czuwały MSW i prokuratura generalna.

Z kolei sędzia Andrzej Almert, obecnie rzecznik krakowskiego sądu okręgowego, w latach 1976-1984 pracował w wadowickiej prokuraturze rejonowej. Według raportu, prowadząc śledztwo w sprawie zabójstwa Józefa Kuci, miał doprowadzić do wybielenia podejrzanych o mord milicjantów. Chodziło o podważenie zeznań naocznego świadka, który widział, jak znani mu funkcjonariusze MO zabierali w dniu zbrodni Kucię do radiowozu. - Nie pamiętam tej sprawy. Dopiero od „Wprost" się dowiaduję, że występuję w tym raporcie. Mam czyste sumienie i nie boję się przeszłości. Nie jest sztuką wykazać po latach, że w danej sprawie można było zrobić więcej. Sam orzekam w sądzie odwoławczym i uchylam decyzje niższej instancji, stwierdzając, że sąd czy prokuratura czegoś nie zrobiły - mówi „Wprost" sędzia Almert.

Więcej w najnowszym numerze tygodnika "Wprost", w sprzedaży od poniedziałku, 30 lipca