Leppera wsypał Andrzej K.

Leppera wsypał Andrzej K.

Dodano:   /  Zmieniono: 
Fot. Z. Furman/Wprost
To Andrzej K. naprowadził śledczych na trop Andrzeja Leppera w sprawie afery gruntowej - ustalił „Wprost”. Dotarliśmy też do treści jednego z nagranych ukrytą kamerą filmów, który jest dowodem w śledztwie.
Jak przyznają śledczy, podczas spotkań z podstawionymi przez CBA „biznesmenami" był on wyjątkowo szczery. - Właśnie podczas jednej z rozmów wygadał się, że on sam dostanie tylko część łapówki. Według jego słów, drugą część miał dostać kontrahent, czyli Piotr R. (obecnie również aresztowany) oraz „pierwszy z Samoobrony". Kiedy nasz człowiek dopytywał, kogo ma na myśli, Andrzej K. sprecyzował: „no ten najważniejszy" – mówi jeden z funkcjonariuszy CBA. Dopiero wtedy śledczy zaczęli poważnie brać pod uwagę udział wicepremiera w korupcyjnym układzie. Ich przypuszczenia się potwierdziły. - Na kolejnym spotkaniu podpytywany przez nas o „najważniejszego”, K. rzucił już nazwiskiem Lepper – mówi jeden ze śledczych.

Czy rzeczywiście, łapówka była przeznaczona dla Leppera? Tego nie udało się ostatecznie udowodnić, bo, jak wiadomo, jedna z osób zaangażowanych w prowokację dopuściła się przecieku. Najpierw dowiedział się o tym Piotr R. Nieświadomy niczego Andrzej K. jeszcze w piątek (a wiec w dniu, w którym miało dojść do wręczenia łapówki) umówił się z biznesmenem w jednym z warszawskich hoteli. W wynajętym pokoju miało dojść do przekazania pieniędzy. Obiecane 3 miliony złotych CBA przywiozło w podróżnej walizce. Były to głównie banknoty 50-złotowe. Na nagranym dzięki ukrytym kamerom filmie widać, jak Andrzej K. wchodzi do pokoju. W ręku trzyma dwie torby po laptopach. „Biznesmen" otwiera walizkę, a Andrzej K. wydaje okrzyk zdumienia: - O k…a, nie wiedziałem, że będzie tego aż tyle! Nie przelicza pojedynczych banknotów, tylko całe paczki. Nagle dzwoni jego telefon. W słuchawce słychać głos Piotra R. - Stary, mam przed sobą walizkę „faktury" – mówi Andrzej K. Piotr R. niespodziewanie rzuca, że to nie jego sprawa. K. jest zakłopotany, dopytuje, o co chodzi. Piotr R. zmienia temat. - Coś nie tak z moim kontrahentem. Muszę się z nim spotkać – mówi już mocno zdenerwowany K. - A ty czasem z CBA nie jesteś? – zwraca się do podstawionego przez służby biznesmena.

Cała sytuacja była zaskoczeniem dla agentów. Wiedząc, że K. ma pozwolenie na broń, brali nawet pod uwagę możliwość strzelaniny. Andrzej K. wyszedł z hotelu i szybkim krokiem poszedł do budki telefonicznej przy warszawskiej ul. Wilczej. Stamtąd zadzwonił do Piotra R., od którego dowiedział się, że to prowokacja. Gdy później podstawiony biznesmen dzwonił do niego z pytaniem, kiedy dostanie pieniądze, usłyszał w odpowiedzi, że to nie jego sprawa.

Więcej w najbliższym wydaniu tygodnika „Wprost", w sprzedaży od poniedziałku, 6 sierpnia