Nękanie pracowników, krzyki, wyzwiska. Tak „mafia wolontariacka” trzęsie Schroniskiem na Paluchu

Nękanie pracowników, krzyki, wyzwiska. Tak „mafia wolontariacka” trzęsie Schroniskiem na Paluchu

Otwarcie Schroniska na Paluchu dla mieszkańców Warszawy, po pandemicznej przerwie. Zdjęcie ilustracyjne
Otwarcie Schroniska na Paluchu dla mieszkańców Warszawy, po pandemicznej przerwie. Zdjęcie ilustracyjne Źródło:PAP / Tomasz Gzell
Kolportowanie plotek, zasypywanie skargami, szukanie haków. Byli i obecni pracownicy Palucha mówią o „mafii wolontariackiej”, która z tylnego siedzenia ma zarządzać warszawskim schroniskiem dla zwierząt.

Wielkie serce dla zwierząt nie musi oznaczać wielkiego serca dla ludzi. Byli i obecni pracownicy oraz wolontariusze Schroniska na Paluchu opowiadają o trudnych warunkach pracy. – Trochę jakbyśmy mieli syndrom sztokholmski. Jesteśmy tu z miłości do zwierząt, mimo słabych pensji i narastających konfliktów – opowiadają. Za te ostatnie, według nich, odpowiada głównie wąska grupa wpływowych wolontariuszy schroniska.

„Mafia wolontariacka”, jak mówią o niej nasi rozmówcy ma „trząść” instytucją z tylnego siedzenia. Przełożonym konflikty między wolontariuszami a pracownikami mają być z kolei na rękę, bo łatwiej jest zarządzać skłóconym zespołem. Rozmówcy „Wprost”boją się wymieniać nazwiska osób, które ich nękają. Z kolei ci, którzy mają ich nękać, też nie pozostają dłużni. Piszą do przełożonych, że jest na odwrót i to oni są nękani. Przez ostatnich kilka tygodni przyglądaliśmy się konfliktowi w najsłynniejszym schronisku w Polsce.

Opiekun zwierząt: Uważam, że w schronisku jest „klika rządząca”

Katarzyna Kozak – była kocia opiekunka, zwolniona 23 grudnia 2022 r. – oskarża o mobbing „mafię wolontariacką”. To niewielka grupa osób, która jest w strukturach schroniska i ma wpływ na jego funkcjonowanie. Jej zdaniem w sytuacjach konfliktowych na Paluchu nie było rzetelnych rozmów o problemach. Na pracowników takich jak ona, wpływały za to skargi pisane przez wolontariuszy „w nieskończoność” – np. do dyrekcji schroniska, do Biura Ochrony Środowiska albo Powiatowej Inspekcji Weterynaryjnej. – W pewnym momencie ludzie machali na te skargi ręką. Ich treść nie zawsze była ujawniana – mówi.

Według niej podobne sprawy wolontariusze „załatwiali” też na swoich prywatnych grupach w mediach społecznościowych, do których pracownik nie miał dostępu, przez co nie mógł zabrać głosu we własnej sprawie, a plotki na jego temat zaczynały żyć własnym życiem.

– Wielokrotnie widziałem Katarzynę wybiegającą z kociarni z płaczem – mówi mi pan Rafał, młodszy opiekun zwierząt, zajmujący się psami. – Ja też uważam, że jest w tym schronisku jakaś rządząca klika. Pań, które są konfliktowe i nie rozumieją w ogóle specyfiki tej pracy. To te same osoby, których pani Kozak nie wymienia z nazwiska i ja też nie chcę, żeby uniknąć procesu o zniesławienie. Współpracowałem z nimi i myślałem wtedy tylko o złożeniu wypowiedzenia – mówi mi.

Marek Lipiński, wolontariusz, dodaje, że część z osób nękających wchodzi w skład komisji regulaminowej oraz Rady Dialogu Społecznego ds. Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt, a dzięki temu załatwiają swoje „prywatne rozgrywki” kosztem innych.

Według naszych rozmówców, grupa wolontariuszy ma też wchodzić w konflikt z weterynarzami, m.in. podważając ich decyzje i podając w wątpliwość ich sposób leczenia.

– To, co się robi z weterynarzami, to koszmar. Wolontariusze uważają, że zatrudnieni w schronisku lekarze weterynarii są niekompetentni. Patrzą im na ręce (w przenośni i dosłownie) i pouczają, jak mają wykonywać swój zawód. Nie wiem, jak to możliwe, ale mają dostęp do ich programu komputerowego, żeby bezpośrednio sprawdzić, jakie leczenie zalecono. To tak, jakby ktoś patrzył w pani niedokończony artykuł – mówi pani Anna, była pracownica biura adopcji, zwolniona w grudniu 2018 r.

Problem relacji z lekarzami poruszył były weterynarz schroniska, który w 2019 r. pozwał je o zadośćuczynienie z tytułu mobbingu. – Byłem w urzędzie miasta na spotkaniu z ówczesną dyrektorką BOŚ. Chciałem nagłośnić to, jak traktuje się lekarzy. Przy naszej rozmowie był obecny ówczesny rzecznik prezydenta Trzaskowskiego, Kamil Dąbrowa. Był bardzo zdziwiony, że w schronisku „ogon może kręcić psem”. Ale wydaje się, że urzędnicy nie chcieli się w to włączać, sprawa leczenia zwierząt była delikatna. Widocznie z różnych względów dyrektor im odpowiada – ocenia po czasie.