„Rozpieszczony dziwak” zasiądzie na tronie. „Konieczność trzymania języka za zębami męczy króla Karola”

„Rozpieszczony dziwak” zasiądzie na tronie. „Konieczność trzymania języka za zębami męczy króla Karola”

Koronacja króla Karola III
Koronacja króla Karola IIIŹródło:Newspix.pl / ZUMA
To historyczny moment dla Wielkiej Brytanii i osobisty przełom dla Karola III. Koronacja będzie żywą lekcją historii, która wybije słupki oglądalności i rozwieje wszelkie wątpliwości, jeżeli ktokolwiek zastanawia się jeszcze nad tym, która rodzina królewska jest najpopularniejsza na świecie. – O sile brytyjskiej monarchii, sile tej rodziny świadczy coś, za co często jest krytykowana – mówi w wywiadzie dla „Wprost” dr Wioletta Wilk-Turska.

Magdalena Frindt, „Wprost”: Królowa Elżbieta II była pewnego rodzaju filarem świata, który znaliśmy. Wraz z jej śmiercią skończył się jakiś etap. Przyszedł czas na jej syna, który będzie musiał zmierzyć się z legendą.

Dr Wioletta Wilk-Turska, ekspertka ds. monarchii brytyjskiej, autorka książki „Korona. Fenomen najpotężniejszej monarchii”: Elżbieta II była stałym punktem odniesienia nie tylko dla Brytyjczyków, ale również obywateli innych krajów. Myślę, że gdyby zostało przeprowadzone badanie, kto kojarzy się ze słowem „królowa”, w cuglach wygrałaby właśnie .

Z czego to wynika?

Na pewno do ogromnej rozpoznawalności królowej przyczyniło się jej długie panowanie. Ale najważniejsze jest to, w jaki sposób panowała i na jaki szacunek sobie zasłużyła.

Nie popełniała błędów?

W drugiej połowie lat 60. doszło do katastrofy w walijskim Aberfan. Osunęła się ziemia, m.in. na szkołę. Zginęło wiele dzieci. Wówczas królowa zareagowała zdecydowanie za późno. Nie zdawała sobie sprawy, że powinna pojechać na miejsce tragedii, że mogłaby być pocieszeniem dla ludzi.

Myślę, że jej zachowanie wynikało ze skromności, z tego, że uważała, że obecność chociażby samej królowej, jest niczym dla kogoś, kto np. stracił dziecko, że tego bólu po prostu nie da się uśmierzyć. I to był błąd, bo ludzie oczekiwali współczucia.

Było takich wpadek więcej?

Jeżeli Elżbieta II, jako głowa państwa, była wystawiona na widok publiczny przez 70 lat i nie sposób jej, oprócz wspomnianego błędu, czegoś wypomnieć – to mówi samo za siebie.

Nigdy nie było wobec niej zarzutów, że powiedziała coś niefortunnego. Nigdy nie widzieliśmy, żeby się złościła, żeby była zirytowana. A przecież była normalnym człowiekiem i miała prawo do słabości, odczuwała pewnie różne dolegliwości. Ona nigdy nie narzekała, nigdy się nad sobą nie użalała. To była osoba jak ze stali, którą można stawiać innym za wzór.

I takim symbolem stała się królowa, która wcale nie chciała nią być.

Elżbieta II znalazła się na tronie, bo tak ułożyła się historia jej rodziny za sprawą samolubnego i zapatrzonego w siebie stryja, który abdykował, zostawiając obowiązek jej ojcu. Nigdy się nie skarżyła, a na pewno ta droga, którą przeszła – szczególnie na początku – nie była dla niej łatwa. Była osobą spokojną, raczej wyważoną, zawsze dobrze ubraną. Nie był to typ człowieka, który kocha blask fleszy.

Od śmierci królowej Elżbiety II mija osiem miesięcy, a Brytyjczycy przyzwyczaili się już do śpiewania zamiast „God Save The Queen” – „God Save the King”. Takie są też zasady monarchii. Czy czegoś nowego dowiedzieliśmy się przez ten czas o księciu Karolu, który stał się królem? Czy to nadal nieodkryta i dość nieprzewidywalna karta?

Nie jest tajemnicą, że Karol III ma zupełnie inny temperament polityczny niż jego matka. Przez 70 lat nie udało się nigdy nikomu przyłapać Elżbiety II na jakiejkolwiek opinii politycznej. Funkcjonuje taka niepisana umowa w ramach ustroju zwanego monarchią konstytucyjną, że monarcha nie angażuje się publicznie w sprawy polityczne. A jednocześnie król jest politykiem, stoi na czele państwa.

Kiedy trwała dyskusja dotycząca brexitu, oczekiwano, że królowa się złamie, że w jakiś sposób da znać, że jest za lub przeciwko. Tak się nie stało. Taka była Elżbieta.

Mam wrażenie, że konieczność trzymania języka za zębami męczy króla Karola. On zasłynął z tego, że niejednokrotnie stawiał kontrowersyjne tezy. Historia jego wypowiedzi na różnych konferencjach jest dobrze znana. Kiedyś krytykował architektów, którzy w jego ocenie oszpecili miasto i potrafił powiedzieć, że nawet naloty Luftwaffe w czasie wojny nie zrobiły takiej krzywdy Londynowi jak nowoczesne pomysły urbanizacyjne niektórych architektów.

Gdy to mówił, był następcą tronu, nie królem. Miał więcej przestrzeni?

Zdawał sobie sprawę, że jako następca tronu może sobie pozwolić na więcej. Ale czy teraz zacznie się ograniczać? Słuchałam jego przemówienia w Bundestagu, kiedy powiedział Niemcom, że obok Brytyjczyków najbardziej pomagają Ukrainie. Przecierałam oczy ze zdumienia. Pomyślałam, że albo król czegoś nie rozumie, albo chce się przypodobać. Byłam wstrząśnięta. Pojawia się pytanie, czy królowa, powiedziałaby coś takiego.

Zasadą jest, że to rząd pisze przemówienia, a monarcha je ewentualnie odczytuje i tym samym prezentuje linię polityki zagranicznej kraju. Czy więc rząd Wielkiej Brytanii uważa, że najwięcej Ukrainie pomagają Brytyjczycy i Niemcy? To nie jest prawda. Czy  wyszedł w tej sytuacji przed szereg, czy powinien mówić o takich sprawach? Mam wrażenie, że poszedł za daleko w sprawy polityczne.

O Ukrainie mówił wielokrotnie.

Nie ma sensu ukrywać, że . Król jest jej przeciwny, ma takie stanowisko. Ale jednak wszyscy oczekują, że monarcha będzie ważył słowa w sprawach, które wkraczają w politykę.

Karol III z pewnością ma zapędy, żeby mówić to, co ma na myśli, a jego matka wiedziała, że w imię wyższego celu musi zachować swoje przemyślenia dla siebie, dla rodziny, że taki jest jej los. Nowy król nie umie się z tym pogodzić.

To się nie zmieni?

Możemy spodziewać się, że w przyszłości król będzie bardziej aktywny niż mu wolno, jeśli chodzi o sprawy polityczne. Poza tym nie jest tajemnicą, że ze wszystkich członków rodziny królewskiej to Karola III uznaje się za najbardziej rozpieszczonego, przyzwyczajonego do tego, że musi mieć wielu lokajów i służbę, która spełnia jego najdziwaczniejsze pomysły.

To są naprawdę dziwactwa. Wożenie ze sobą własnej deski klozetowej czy słynne prasowanie sznurowadeł to tylko przykłady. Gdy ludzie dowiadują się o takich sprawach, myślą sobie: „Dobrze, to król, ale chyba mu się coś odkleiło”. I trudno polemizować z tym, że gdzieś mu ta rzeczywistość chyba faktycznie umyka, jeżeli podróżuje z własną deską klozetową.

Króla potrafił mocno zirytować wylewający się atrament. Tę głośno komentowaną sytuację wielu mogło odebrać jako dowód na to, że Karol III żyje w pewnego rodzaju bańce.

Trudno powiedzieć, z czego to wynika, ale pewnie z wychowania. Elżbieta II przeżyła okres wojenny, kiedy były ograniczenia we wszystkim, kiedy trzeba było żyć naprawdę biednie, kiedy także rodzina królewska miała reglamentowaną żywność, dostawała kartki jak każdy obywatel Zjednoczonego Królestwa. Jeszcze zanim została królową, zbierała kupony na swoją suknię ślubną, aby móc ją uszyć. Ostatecznie rząd socjalistycznej Partii Pracy uznał, że monarchię trzeba jakoś pokazać i łaskawie wyasygnował przydział jedwabiu dla księżniczki Elżbiety.

Mimo wszystko to była kobieta, która wiedziała, że bywa różnie, że trzeba oszczędzać. Oczywiście, jeżeli ma się dwa tysiące personelu, a w Pałacu Buckingham jest kilkaset pokoi, to trudno prowadzić tanie gospodarstwo; ale można zarządzać nim tak, żeby pokazać, że szanuje się pieniądze podatników. Królowa Elżbieta II nie miała żadnych ekstrawaganckich pomysłów, fanaberii. Wiadomo, że musiała dobrze wyglądać, bo była królową, więc przywiązywała do tego wagę. Ale to wiązało się z pełnieniem przez nią obowiązków państwowych.

Karol III zawsze lubił być obsługiwany, dopieszczany. Taka to jego maniera. Ta sytuacja, w której monarcha zezłościł się na pióro, była bardzo niefortunna.

Niby szczegół, a odbił się szerokim echem.

Król pokazał wtedy twarz, której ludzie nie chcieli oglądać. Człowiek, który jest głową państwa, ma 73 lata, nie jest żółtodziobem, denerwuje się, bo atrament wylał mu się na rękę. To jest żaden problem. Królowa w takiej sytuacji zareagowałaby sprytnie, inteligentnie i z dowcipną puentą.

Z drugiej strony trzeba też pamiętać, że Karol III był pod presją – świat obserwował każdy jego krok, a jemu zmarła matka. Nie miał spokoju, czasu, żeby prywatnie przeżyć żałobę. Od razu zaczął wykonywać swoje jasno określone zadania.

Napisała pani książkę „Korona. Fenomen najpotężniejszej monarchii”. I właśnie o ten fenomen chciałabym zapytać. Co jest tak magnetycznego w brytyjskiej monarchii, że przyciąga zainteresowanie? Czy to może być swoista bajkowość, pomieszana z dużą dozą tajemniczości, a jednocześnie fakt, że to nie jest nieskazitelna rodzina?

Moim zdaniem o sile brytyjskiej monarchii, sile tej rodziny świadczy coś, za co często jest krytykowana, czyli fakt, że jest archaiczna, trochę odrealniona, że opiera się na dawnych ceremoniałach, które nie przystają do XXI wieku, że jej członkowie w większości zachowują dystans.

„Korona. Fenomen najpotężniejszej monarchii”

To pewnego rodzaju paradoks.

Ale właśnie przez to, że rodzina królewska zachowuje dystans, zachowuje również tajemniczość. Jeden z pierwszych politologów brytyjskich – Walter Bagehot – napisał książkę „The English Constitution”. Tam pojawiło się bardzo ważne zdanie – że monarchia musi zachować pewną tajemniczość i dystans dlatego, że jeżeli pewnego dnia poddani odkryją, że wszystko już widzieli i wiedzą albo stwierdzą, że ten król to jest taki sam człowiek jak każdy inny, to zapytają: „Po co nam ta monarchia? Możemy mieć prezydenta”.

Monarchia jest centrum systemu politycznego Wielkiej Brytanii, ponieważ król jest głową państwa. Ten człowiek nie angażuje się oficjalnie w politykę, ale raz w tygodniu spotyka się z premierem, któremu ma prawo udzielić rady. Szef rządu może ją z kolei zignorować.

Utrzymywanie dystansu przy zachowaniu starych ceremoniałów powoduje, że ludzie przyjeżdżają do Londynu i widzą bajkę – widzą coś, czego już nigdzie indziej po prostu nie ma. Dobrym przykładem może być np. coroczne otwarcie obu izb parlamentu. To jest niesamowite wydarzenie – królowa lub król jadą karetą zaprzężoną w konie, a w niej są paziowie ubrani w pończochy jak sprzed kilkuset lat. Wszyscy przemieszczają się w orszaku. Później zostaje wysłany urzędnik, którzy wzywa posłów z Izby Gmin, żeby dołączyli do Izby Lordów. Wszystko jest dokładnie zaplanowane…

To spektakl.

To wszystko jest częścią kultury politycznej Wielkiej Brytanii. Co więcej, to działa. A ponieważ tego typu wydarzenia wyglądają jak za czasów królowej Wiktorii albo jeszcze wcześniejszych, żywa lekcja historii jest po prostu na wyciągnięcie ręki.

Jeśli mowa o rytuałach, to nie sposób nie wspomnieć o koronacji, która również odbywa się według ściśle określonego scenariusza. Ceremonia składa się z kilku elementów, a pierwszym z nich jest tzw. uznanie.

Tym terminem określa się moment, w którym arcybiskup zwróci się do zebranych w Katedrze Westminsterskiej i czterokrotnie zapyta – zwracając się na wszystkie strony świata – czy uznają króla Karola III za ich prawowitego władcę. Podobnie było na wiecach w średniowieczu, kiedy wybierano władcę a rycerze musieli wyrazić akceptację. Następnie przychodzi czas na przysięgę. Wtedy piłka jest po stronie monarchy; składa szereg zobowiązań, trzymając rękę na Biblii. Później podpisuje treść przysięgi.

Trzeci etap to namaszczenie.

Najbardziej symbolicznym momentem całej ceremonii jest włożenie korony na głowę monarchy, ale najważniejszym jest właśnie namaszczenie. Koronacja to uroczystość religijna, a dla człowieka wierzącego jest rodzajem sakramentu, czegoś niezbywalnego.

Na tym etapie król znajdzie się pod baldachimem. Będzie odseparowany od publiczności, bo jest to moment bardzo intymny – odsłania mu się klatkę piersiową. Ważna jest też symbolika stroju. Karol III będzie w szacie z białego lnu, która ma symbolizować, że staje przed Bogiem skromnie – bez ozdób, biżuterii, oznak władzy ziemskiej. I w tej szacie zostanie namaszczony – jego dłonie, piersi i czoło. Arcybiskup odmówi wtedy modlitwę. Kiedy Elżbieta II była namaszczana, ten moment nie został pokazany. Podejrzewam, że teraz będzie tak samo.

A potem nowy król założy mocno zdobiony strój na wzór cesarzy bizantyjskich. Będzie miał również stułę. Stuła pojawi się dlatego, że koronacja jest wzorowana na ceremoniale wyświęcenia biskupów i ten element ma symbolizować kapłański charakter urzędu sprawowanego przez króla, pokazać więź między urzędem królewskim a Kościołem.

Mam wrażenie, że ten aspekt religijny jakoś umyka w powszechnej świadomości.

Koronacja to wielki dzień dla Kościoła anglikańskiego, szczególnie, że – chociaż jest Kościołem państwowym – nie przeżywa teraz swoich najlepszych czasów. Obecnie wiele osób przechodzi do Kościoła katolickiego. Dla Kościoła anglikańskiego koronacja stanowi więc wyjątkową okazję, żeby pokazać, że to on jest tym, który pełni dominującą rolę.

Kiedyś, gdy Karol był jeszcze młody, a jego koronacja pozostawała w sferze bardzo dalekiej przyszłości, powiedział, że chciałby, żeby miała bardziej ekumeniczny charakter, żeby odzwierciedlała to, że Zjednoczone Królestwo jest wielokulturowe, wieloreligijne. Zasugerował, że pragnie być obrońcą wiary w sensie ogólnym. Pokazać, że jest królem ludzi różnych wyznań. Sama jestem ciekawa, jak przebiegnie ceremonia koronacyjna. Przecież ta uroczystość ma swój określony scenariusz. Na ile rewolucyjny okaże się Karol III? Zobaczymy.

Po namaszczeniu czas na ostatni etap – inwestyturę.

Inwestytura to oficjalne wprowadzenie króla na urząd, a jej elementami są koronacja i intronizacja, czyli mówiąc krótko: włożenie korony na głowę króla, wręczenie insygniów, takich jak jabłko i berło oraz posadzenie na tronie. Ten etap ceremonii odbywa się na historycznym krześle koronacyjnym świętego Edwarda. Prawdopodobnie tron zostanie ustawiony na podwyższeniu. Tak było również w przypadku koronacji Elżbiety II, co stanowi odniesienie do dawnych czasów, gdy monarcha celowo znajdował się na wzniesieniu, aby tłum mógł go dobrze widzieć.

Trzeba pamiętać, że dojdzie również do koronacji królowej małżonki. Kamila będzie miała swoją koronę, insygnia, zostanie namaszczona. Ta część ceremonii będzie jednak skromniejsza, bo to Karol III ma być najważniejszy, to on jest rex regnat, czyli królem panującym. Ostatnim elementem będzie oddanie hołdu królowi, a jako pierwszy do monarchy podejdzie książę William.

Oprawa tej uroczystości jest ważna, ale głośno jest również o liście gości. Wielką nieobecną będzie żona księcia Harry’ego – Meghan Markle, która zostanie w Kalifornii wraz z dziećmi. Kto miał ostateczny wpływ na tę decyzję?

Mam informacje od źródła zbliżonego do Pałacu Buckingham i one są pewne: na uroczystość koronacji zaproszono i księcia Harry’ego, i Meghan. Moim zdaniem Meghan pierwsza poleciałaby na tę uroczystość, bo jest to kobieta, która lubi się pokazać, lubi blichtr i tego typu sprawy. A nie ma większej możliwości, żeby się pokazać niż właśnie na koronacji.

Odsuwając na chwilę na bok główny aspekt wydarzenia – uroczystość ta będzie prawdziwą rewią mody.

Rodzina królewska nie pojawi się w zwykłych strojach. Będą to kreacje wyszukane, szyte specjalnie na tę okazję. Pojawią się brylantowe tiary, ekstrawaganckie kapelusze. Dla mnie nie jest tajemnicą, że Meghan bardzo chciała wystąpić i przyćmić królową oraz szwagierkę. Nie wiem, jakie było stanowisko samego króla, ale urzędnicy uznali, że nie można do tego dopuścić. Gdyby przyjechała, uwaga skupiałaby się właśnie na niej – jak wygląda, co robi, czy się uśmiecha i tak dalej. Po co?

To jest wyjątkowa uroczystość Karola III. Taki dzień jak koronacja zdarzy się w jego życiu tylko jeden raz i on ma prawo być w centrum uwagi. To będzie niesamowity czas i uważam, że im mniej będzie plotkarskich uwag wokół tej uroczystości, tym lepiej. Meghan jest nieprzewidywalna w swoich zachowaniach. A Harry? Gdyby nie przyjechał, byłby to absolutny skandal.

Jednoznaczny afront.

To przykre, ale książę Harry nie będzie w czasie koronacji odgrywał żadnej roli. Będzie siedział grzecznie z kuzynkami gdzieś w dalszym rzędzie. Sam tak wybrał. W tej uroczystości wezmą udział ludzie, którzy pracują dla korony. Jeden z komentatorów powiedział bardzo mądre zdanie: monarchia brytyjska nie jest po to, żeby Harry’emu i Meghan było dobrze, tylko oni są członkami rodziny królewskiej po to, żeby pomagać innym.

Członkowie rodziny królewskiej powinni postępować w myśl zasady: „Jestem po to, żeby służyć, posiadam pewien prestiż, bogactwo, znaczenie, chcę z niego korzystać, żeby pomóc innym, ja jestem z tyłu, oni są najważniejsi”. Natomiast, niestety, zachowanie Harry’ego i Meghan pokazuje zupełnie inne podejście: „My jesteśmy najważniejsi, my jesteśmy gwiazdami”. To jest zasadnicze niezrozumienie tego, o co chodzi, jaka jest idea monarchii brytyjskiej. Przykre. Wielką chwilę będzie miał książę William, a jego brat będzie musiał patrzeć na to z odległości.

Głośno komentowana jest autobiografia księcia Harry’ego, w której ujawnia kulisy życia rodziny królewskiej. Z tej publikacji wylewa się gorycz.

Harry jest dla mnie wielkim rozczarowaniem. Nie tylko dla mnie, ale myślę, że również dla Brytyjczyków. W życiu naprawdę bywają większe tragedie niż bycie młodszym synem króla Wielkiej Brytanii.

Książę Harry sprowadza się do roli zastępcy Williama, który miałby w chwili zagrożenia oddać przyszłemu królowi narządy. W sercu ma wiele zadr.

To, w jaki sposób narzeka, jest żenujące. Ludzie są chorzy, nie mają pieniędzy, borykają się z różnymi problemami, o których książę nie ma zielonego pojęcia. Harry, owszem, jest młodszym bratem następcy tronu, ale w ramach tej roli mógłby znaleźć przestrzeń, w której byłby dobry. Kiedyś sprawdzał się w wojsku, zorganizował też Invictus Games, czyli zawody niezwyciężonych dla weteranów – ludzi, którzy wrócili z wojny okaleczeni. Fantastyczna akcja. I takich mogłoby być więcej. Mógłby zajmować się tego typu sprawami i odnosić na tym polu sukcesy.

Książę Harry wielokrotnie zachowywał się w nieodpowiedzialny sposób. Zamiast uderzyć się we własne piersi, przyznać do błędów i dostrzec, że otrzymywał kolejne szanse od rodziny, to on uważa, że wszyscy są źli, a on jeden pokrzywdzony.

Harry i Meghan tłumaczyli, że zrezygnowali z wykonywania obowiązków członków rodziny królewskiej, bo nie mogli znieść medialnej nagonki. Formułowali również różnego rodzaju zarzuty, a z ich słów wynikało, że nie mogli liczyć na wystarczające wsparcie.

Gdyby to jeszcze mówił 16-letni chłopak, to powiedziałabym, że dorośnie. Ale książę Harry ma prawie 40 lat, to jest dojrzały mężczyzna. Jeśli on nie potrafi zrozumieć, na czym polega jego życie, jak mógł wykorzystać miejsce w historii, w którym się znalazł, to można tylko nad nim ubolewać.

Autobiografia księcia Harry’ego to jedna wielka żenada. Jeżeli człowiek – wszystko jedno, z jakiej rodziny się wywodzi – zarabia na wyciąganiu plotek, to nie jest wart szacunku.

A jaka w tym wszystkim jest rola Meghan?

Meghan jest czynnikiem destrukcyjnym. Z mojej wiedzy na jej temat wynika, że to kobieta, która w zasadzie od wczesnej młodości była przeświadczona, że jest kimś wielkim, że należą się jej specjalne prawa i przywileje, a źli ludzie przeszkadzają jej w osiągnięciu wielkich celów. Kiedy spotkała księcia Harry’ego, to okazało się, że jej bajka może się spełnić.

Meghan i Harry na pewno by tutaj polemizowali. Cały czas utrzymują, że chcą normalności i spokoju.

Moim zdaniem Meghan Markle z premedytacją wykorzystała księcia Harry’ego. Trzeba też pamiętać, że kiedy się poznali, on był w potężnym dołku, czuł się samotny. Miał wcześniej dziewczynę, która jasno postawiła sprawę. Powiedziała, że nie nadaje się do życia w rodzinie królewskiej i że się na to po prostu nie pisze. Uważam, że był to bardzo uczciwy i rozsądny ruch. Miłość czy zauroczenie księciem to jedno, ale tamta dziewczyna wiedziała, że będzie musiała żyć w określony sposób. I zdawała sobie sprawę, że nie da rady.

Co mówiła Meghan, gdy pytano, czy wie, w co się pakuje? Przekonywała, że to będzie wspaniały nowy rozdział w jej życiu. Meghan nie miała chęci uczyć się historii Wielkiej Brytanii, dowiadywać o kulturze, ważnych postaciach. Dominowała chęć promowania własnej osoby.

Wracając do króla. Karolowi III ciąży jego własna przeszłość, skandal obyczajowy z Camillą, a jednocześnie legenda jego matki, której dorównać będzie bardzo trudno. Pytanie, czy podoła, wciąż pozostaje otwarte.

Cały czas się nad tym zastanawiam. Na razie nie chciałabym oceniać Karola III w tych kategoriach. Trzeba królowi życzyć powodzenia i wytrwania. Będzie mu potrzeba dużo zdrowia i energii, bo monarcha prowadzi naprawdę intensywny tryb życia. Karol III jest już starszym człowiekiem, który dawno powinien być na emeryturze, a on – tak naprawdę – dopiero zaczyna swoją drogę zawodową. Trzeba mu dać kredyt zaufania. Ale pamiętajmy też, że choć na pewno nie jest mu łatwo, to źle nie ma.

Czytaj też:
Tak będzie wyglądać koronacja Karola III. Jest też polski wątek
Czytaj też:
Książę Lubomirski-Lanckoroński: Legenda matki może wywoływać w Karolu III frustrację