Gwiazdowski: polski system emerytalny nie ma sensu

Gwiazdowski: polski system emerytalny nie ma sensu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Robert Gwiazdowski (fot. FORUM)
Minister pracy Jolanta Fedak forsuje pomysł kolejnej rewolucji w systemie ubezpieczeń społecznych. Jedenaście lat po pojawieniu się Otwartych Funduszy Emerytalnych minister pracy chce zmniejszyć składkę odprowadzaną na ich konto z 7,3 do 3 procent podstawy wynagrodzenia. Resort pracy proponuje też, by przez dwa lata składki w ogóle nie trafiały do OFE – miałoby to pomóc w ocaleniu finansów ZUS, który wciąż jest podstawowym płatnikiem emerytur. Czy w ten sposób można uratować polski system emerytalny? O odpowiedź na to pytanie poprosiliśmy Roberta Gwiazdowskiego – eksperta z Centrum im. Adama Smitha, który przez rok przewodniczył Radzie Nadzorczej ZUS.
WPROST24: Jolanta Fedak, wspierana przez ministra finansów Jacka Rostowskiego proponuje zmniejszenie składki odprowadzanej do OFE z 7,3 do 3 procent wynagrodzenia. Przez dwa lata OFE w ogóle miałyby nie otrzymywać składek. Czy w ten sposób uda się uratować ZUS?

Reforma systemu emerytalnego z 1999 roku była całkowicie bez sensu - od początku do końca. Dlatego wszystkie działania wokół  Otwartych Funduszy Emerytalnych skazane są na porażkę. Jednym, w miarę  sensownym, wyjściem z tej patowej sytuacji jest uproszczenie obecnego  systemu. Powinno ono polegać na likwidacji ZUS-u lub właśnie OFE - w  zależności od tego, która instytucja lepiej funkcjonuje w polskim systemie  emerytalnym. Istnieje również opcja, która zakłada pozostawienie  ludziom wolnego wyboru - tzn. nie likwidujemy ani ZUS-u ani OFE, ale  pozwalamy obywatelom na wybór instytucji, w której będą oszczędzali na emerytury. Sądzę jednak, że plany resortu pracy związane z  likwidacją przymusu uczestniczenia w  OFE zostaną jednak skutecznie zablokowane przez lobby banków i instytucji finansowych. Środowisko bankowców w najbliższym otoczeniu premiera Donalda Tuska jest tak silne, że nie wyobrażam sobie, iż zostanie  ustanowiona wolność wyboru. Mamy po prostu przymus istnienia w systemie, który jest bezsensowny.

W ciągu 11 lat OFE zarobiły - głównie na kupowaniu obligacji skarbu państwa - ok. 15 mld zł. Mechanizm wygląda tak: resort finansów przekazuje część środków OFE, OFE kupują obligacje, pieniądze z zakupu obligacji są przekazywane z powrotem do Ministerstwa Finansów, które dotuje ZUS, a ten wypłaca pieniądze emerytom. Dlatego sam pomysł likwidacji przymusu odprowadzania składek do OFE oceniam pozytywnie. Jeśli w jakiś magiczny sposób udałoby się go zrealizować, to przyczyniłoby się to do odciążenia budżetu państwa.


Profesor Marek Góra z SGH twierdzi wręcz, że pomysły Jolanty Fedak zaburzą stabilność ZUS oraz odbiorą ubezpieczonym zyski, które rzekomo osiągają OFE na rynku kapitałowym. Czy oznacza to, że nikt w Polsce nie jest w stanie zreformować systemu emerytalnego?

Prof. Marek Góra - jeden ze współtwórców reformy systemu emerytalnego - zapewne inaczej wyobrażał sobie kształt i skutki reformy. Natomiast obniżenie składki do OFE nie zdestabilizuje ZUS-u, ponieważ on jedynie pobiera składki i wypłaca emerytury. I jeśli brakuje mu pieniędzy na wypłacanie świadczeń emerytalnych, to Skarb Państwa ma obowiązek dopłacić do tej głównej funkcji ZUS-u. Nie wydaje się istotnym problemem, skąd te pieniądze weźmie. Nie ma żadnej różnicy, czy tę "dziurę" w ZUS-ie załata się środkami pozyskanymi np. na  podwyżce VAT, czy ze składek odprowadzanych do OFE. Nie ukrywam, że taki sposób funkcjonowania systemu emerytalnego to czysta paranoja, która polega na przekładaniu pieniędzy z jednego miejsca na  drugie. Systemu, którego nie da się zrozumieć i opanować od strony administracyjnej, nie można uratować, a tym bardziej zreformować.

Czyli podwyższenie stawki VAT przez rząd, które ma załatać dziurę w budżecie „wywierconą" m.in. przez ZUS nie poprawi sytuacji?

Nie ma takiej szansy. Kwota uzyskana z podniesienia stawki VAT pójdzie na  wynagrodzenia urzędników, których rząd Donalda Tuska w ciągu ostatnich trzech lat zatrudnił. Obawiam się, że te 5 miliardów złotych może nawet na to nie starczyć.

Szef doradców premiera Michał Boni powiedział, że plany minister Fedak są „krótkowzroczne". Na czym zatem miałby polegać "dalekowzroczny" plan reform polskiego systemu emerytalnego?

Najlepszy dla Polski były system kapitałowy ubezpieczeń emerytalnych, który polega na tym, że pracownik przez cały czas swojej aktywności zawodowej odkłada środki, które są lokowane na oprocentowanych rachunkach bankowych. Po przejściu na emeryturę pracownik może dysponować całym kapitałem wraz z odsetkami, lub tylko comiesięcznymi świadczeniami pochodzącymi z odsetek od kapitału, wypłacanymi dożywotnio. Po śmierci kapitał może być dziedziczony przez rodzinę pracownika.

Jednak w społeczeństwie, w którym co czwarty obywatel żyje z emerytury, a trzecią część budżetu państwa stanowią świadczenia emerytalne - systemu kapitałowego wprowadzić się niestety nie da. Nawet jeśli mielibyśmy na to 100 lat. Obciążenia finansowe z tym związane były by po prostu nie do zniesienia.

Dlatego należy poszukać jakiegoś systemu, który najmniej obciążałby budżet państwa. Taki system funkcjonuje w Kanadzie. Opiera on się zasadzie - im dłużej ludzie żyją, tym wyższy powinien być minimalny wiek emerytalny. Wysokość emerytury jest ściśle powiązana z PKB, z którego przeznacza się odpowiednią kwotę do podziału między wszystkich uprawnionych do pobierania świadczeń emerytalnych. Kwota ta byłaby oczywiście minimalna, co zmusiłoby ludzi do dodatkowych ubezpieczeń, ale nie byłyby one obowiązkowe.