Niesiołowski: nie strzelamy do siebie, więc agresja pojawia się w debatach

Niesiołowski: nie strzelamy do siebie, więc agresja pojawia się w debatach

Dodano:   /  Zmieniono: 
Stefan Niesiołowski (fot. FORUM)
Stefan Niesiołowski w rozmowie z Wprost24 przekonuje, że w kampanii wyborczej – tak jak na wojnie – dobra jest każda strategia, która prowadzi do zwycięstwa. Dlatego – jego zdaniem – niektórzy politycy używają ostrego języka, a o tym, czy przyniesie im to sukces, dowiemy się 9 października. Zaznacza jednocześnie, że niektóre wypowiedzi polityków PiS są „obrzydliwe”.
Beata Poprawa, Wprost24: Adam Hofman powiedział o politykach PSL-u, że "wyjechali ze swoich miasteczek, wsi, trafili do Warszawy - zdziczeli, zbaranieli: tańczą, śpiewają, głosują za ustawami". Eugeniusz Kłopotek odpowiedział, że chłopi mogą teraz "wziąć Hofmana na widły". A Janusz Palikot przekonywał w Radiu Zet, że Jarosław Kaczyński odpowiada za śmierć 96 osób w Smoleńsku w związku z czym nie różni się od jednego z zabójców ks. Jerzego Popiełuszki - Grzegorza Piotrowskiego. Czy w wypowiedziach polityków w czasie kampanii wyborczej istnieje jeszcze jakiekolwiek tabu?

Stefan Niesiołowski: Kampania wyborcza w Polsce jest bardzo brutalna, ale to wiemy już od dawna. Od czasu katastrofy smoleńskiej język polityków jeszcze się zaostrzył. Ale z brutalnymi wypowiedziami mieliśmy do czynienia także za rządów PiS-u, więc tak naprawdę niewiele się pod tym względem zmienia, a kampania wyborcza jest po prostu kontynuacją tego, co obserwowaliśmy do tej pory. PiS stara się podpalić Polskę i prowadzi zimną wojnę domową, a Platforma się od tego opędza. Obserwujemy niebywałe popisy chamstwa ze strony Joachima Brudzińskiego, Adama Hofmana, Beaty Kempy. Słyszymy o „premierze na łańcuszku", padają też inne obrzydliwe obelgi. PiS wywołuje wojnę domową, bo nie jest partią demokratyczną i wyznaje zasadę, że cel uświęca środki. To jest najważniejszy problem tej kampanii. Staramy się jednak znosić to cierpliwie.

Hofman przeprosił tych mieszkańców wsi, którzy poczuli się urażeni jego wypowiedzią. Czy to powinno zamknąć sprawę?

Nie - Hofman powinien ustąpić, a jeśli by tego nie zrobił, to Jarosław Kaczyński powinien go wyrzucić z partii. Ale prezes PiS tego nie zrobi, ponieważ w gruncie rzeczy jest taki sam jak Hofman. Poza tym w PiS-ie nagradzane jest lizusostwo, a Hofman jest wybitnym lizusem, więc może być spokojny o swoje miejsce w partii. Nie zmienia to faktu, że wypowiedź rzecznika PiS skandaliczna, to jest język rodem z lat 50-tych. Poseł PiS wpisuje się w poetykę antywiejskich stereotypów o tym chłopie, co w mieście atrament wypija. Albo o przekupce, która poszła na targ i tam ktoś z niej zakpił każąc jej rozbijać jajka w poszukiwaniu pieniędzy. To prymitywne żarty mające swoje korzenie chyba jeszcze w feudalizmie - a tymczasem Hofman do nich nawiązuje, być może nieświadomie, z bezmyślności.

A może używanie ostrych słów jest sposobem na zaistnienie w dzisiejszej polityce? Media chętnie cytują takie pikantne wypowiedzi, przez co ich autorzy często się w nich pojawiają.

Ale przecież Hofman już wcześniej zaistniał w polityce. Jest znany, a jako rzecznik PiS często występuje w mediach. Właściwie jest tam bez przerwy - za każdym razem, gdy włączam jakąś stację, muszę natychmiast zmieniać kanał, bo widzę Kempę, Girzyńskiego, albo właśnie Hofmana. Tego ostatniego charakteryzują zawsze lekko przymknięte oczy i aroganckie spojrzenie. Jak można w tak młodym wieku dojść do tak obrzydliwego wyrazu twarzy? W każdym razie Hofman jest obecny w mediach, więc nie bardzo rozumiem co chciał jeszcze osiągnąć swoimi słowami o PSL-u. Myślę, że mogły one wynikać z pewnej bezmyślności, za którą powinien natychmiast przeprosić. Ale PiS oczywiście nigdy nikogo nie przeprasza i idzie w zaparte. 

Niegdyś z ostrego języka słynął w PiS europoseł Jacek Kurski. W tej kampanii jest jednak mało widoczny w mediach. Może Hofman postanowił go zastąpić?

Tego nie wiem. W PiS-ie toczą się jakieś są walki wewnętrzne, które ja nie do końca rozumiem. Słyszałem, że grupa Jacka Kurskiego i Zbigniewa Ziobry szykuje się do obalenia Kaczyńskiego - ale o tym wiem tylko z mediów. Być może coś jest na rzeczy, Kaczyński to przeczuwa i dlatego Kurskiego "schował". Kurski jest generalnie inteligentniejszy i reprezentuje zdecydowanie wyższy poziom niż Hofman, Girzyński, Brudziński, czy Kempa. Kurski jest od nich wszystkich mądrzejszy i bystrzejszy, ale tacy ludzie nie robię kariery w PiS-ie.

Czy temperatura kampanii wyborczej może się jeszcze podnieść?

O tak, to na pewno jest możliwe.

Ale czy taka kampania, polegająca na obrzucaniu się inwektywami, ma sens?

Tak wyglądają kampanię na całym świecie. Każda partia prowadzi kampanię w sposób, który zdaniem jej przedstawicieli, może zapewnić wyborczy sukces. Rację ma ten, kto okaże się zwycięzcą. To tak jak z wojną - nie ma, co dyskutować o tym, w jaki sposób ją prowadzić. Jeżeli ktoś wygrał, to znaczy, że był lepszy, nawet jeśli prowadził wojnę w niewłaściwy sposób. Jednak zaostrzanie języka polityki, epitety, wyzwiska, obelgi wobec premiera, mówienie, że Donald Tusk się boi, że nie ma godności, to jest obrzydliwe. Czy to się PiS-owi opłaci - zobaczymy 9 października. Może rzeczywiście taki język niszczy trochę demokrację, ale nie przesadzajmy. W USA kampanie wyborcze też są brutalne, a w ich trakcie padają bardzo ostre słowa. W demokracji nie strzelamy do siebie, więc agresja jest widoczna w czasie debat. Polityk w demokracji musi uważać - jeśli będzie cały czas mówił w sposób gładki i stonowany, to mu zarzucą, że nie ma charyzmy. Trzeba znaleźć złoty środek między postawą Brudzińskiego, czy Kempy, a postawą jednego z posłów, który od 20 lat jest w Sejmie, w każdej debacie zabiera głos, a nikt nie wie, jak się nazywa.

To prawda, że zaostrzanie języka, przekraczanie pewnego poziomu agresji, szkodzi demokracji. Jednak ustalenie granicy w tej materii jest trudne. Jedna i ta sama wypowiedź może być dla jednej osoby przekroczeniem normy, a dla drugiej jest jeszcze dopuszczalna. Czasem jednak przekroczenie granicy jest wyraźnie widoczne – był taki czas, gdy wyraźnie przekraczał ją Andrzej Lepper, a dziś robią to Brudziński, Hofman i Antoni Macierewicz. Ich wypowiedzi wykraczają poza ramy normalnej, demokratycznej debaty.

A co z Januszem Palikotem, który w Radiu Zet zestawia ze sobą Jarosława Kaczyńskiego i Grzegorza Piotrowskiego, zabójcę księdza Jerzego Popiełuszki? Palikot jeszcze w 2010 roku był członkiem PO…

Na początku chciałbym zauważyć, że Palikot w ostatnim czasie zmienił się na plus. Od dawna nie szokuje, zrezygnował ze swoich oryginalnych gadżetów, takich jak słynny świński łeb. Ale czasem odpali coś takiego, co rujnuje jego starania o to, by odkleił się od niego wizerunek politycznego szaleńca. Porównanie Kaczyńskiego do Piotrowskiego, jest absurdem. Kaczyński nikogo nie zabił. Za katastrofę smoleńską odpowiada w takim sensie, że namawiał Lecha Kaczyńskiego do tego, by ten ubiegał się o prezydenturę. Można powiedzieć, że gdyby Lech Kaczyński nie kandydował, nie zostałby prezydentem, to by nie zginął, ale taki tok rozumowania jest nonsensem. Podobnie jak nonsensem jest to, co mówi Janusz Korwin-Mikke, który w ogóle nie ma żadnych hamulców i jest groteskowy, dlatego nikt go już nawet nie cytuje. Palikotowi takie absurdalne wypowiedzi również szkodzą. Kaczyńskiego trzeba oczywiście zwalczać, ale trzeba to robić inteligentnie. Wina Kaczyńskiego polega na nie uznawaniu wyników demokratycznych wyborów, wywoływaniu polskiej wojny domowej, nie uznawaniu rządu. Tymczasem Palikot formułując groteskowe zarzuty wobec Kaczyńskiego paradoksalnie mu pomaga, chociaż nie ma takich intencji.

Pan, panie wicemarszałku, również jest znany z ostrych wypowiedzi. Jednak w tej kampanii rzadko widzimy pana w mediach. Czy to przemyślana strategia PO, która – na tle PiS-u – chce się pokazać jako partia umiarkowana i spokojna?

Nie, nie ma takiej strategii. Czasem występuje w mediach, ale jeśli dziennikarze mnie nie zapraszają, to mnie nie ma. Na ogół żadnego zaproszenia nie odrzucam - chyba, że danego dnia po prostu nie mogę pojawić się w studiu, bo np. prowadzę kampanię. Z tego powodu musiałem kilka razy odrzucić zaproszenia do TVN24. Po prostu jeżdżę po Polsce, prowadzę kampanię.
Rozmawiała: