Życzenie na „n”

Życzenie na „n”

Dodano:   /  Zmieniono: 
Tomasz Lis (fot. Whitesmoke studio) 
31 grudnia o północy miliony Polaków będą życzyły bliskim, by następny rok nie był gorszy niż ten mijający. To znak, że nie jest najgorzej, bo przez stulecia Polacy, uważając, że gorzej już być nie może, życzyli sobie, by było choć trochę lepiej.
Czy ja kogoś tym myślowym łamańcem pocieszam? Nie, ja relatywizuję, czyli próbuję spojrzeć na moment, w którym jesteśmy, z jakiegoś dystansu. Pomyślmy przez chwilę, jak składane sobie przez Polaków życzenia musiały wyglądać w roku na przykład 1791. Albo w 1831. Albo w 1911, 1941, 1951 czy 1981. Jakoś można to sobie wyobrazić, prawda? To co, mamy się pocieszać, że bywało gorzej? Nie, mamy dostrzec, że było koszmarnie źle, a teraz może być trochę gorzej, może, ale nie musi.

To radykalna zmiana w zestawieniu z dominującym jeszcze tak niedawno, bo mniej niż ćwierć wieku temu, „pesymizmem socjalistycznym". Zakładał on, że zmiany, owszem, będą – na gorsze. Niepewność to nie jest dla duszy stan najbardziej komfortowy, ale czyż nie jest ona lepsza niż pewność, którą Polacy miewali w dawnych czasach? Dziś życzymy sobie, by nie było gorzej! Tfu, życzymy sobie stagnacji? Nie, świętego spokoju.

Pewnie są wśród nas tacy, którzy życzą sobie radykalnej poprawy sytuacji. Nie mam dla nich dobrych wiadomości. Kilka dni temu pojawiła się informacja o odkryciu dwóch nowych planet wielkości Ziemi. Przez moment wydawało się nawet, że może na nich istnieć życie w formach podobnych do naszych. A to by stwarzało szansę na przeprowadzkę, przecież nie mają tam pewnie ani Europy, ani strefy euro, ani kryzysu.

Niestety, okazało się, że nie mają, bo jest tam za gorąco, żeby dało się żyć. Nadziei na poprawę losu i relacji między ludźmi trzeba więc szukać tu. No ewentualnie… tam. Bo – jak powiedział Camus – przychodzi czas, gdy ludzie przestają z sobą walczyć i zaczynają akceptować siebie takimi, jakimi są. To jest królestwo niebieskie. Świetnie, ale przecież tego życzyć nikomu nie można. Choć byłyby to, oczywiście, życzenia pobożne. Nawiasem mówiąc, niech mi ktoś wytłumaczy, dlaczego pobożne życzenia to takie, które się na pewno nie spełnią? Jeśli tak, to takie, które mogą się spełnić, musiałyby być bezbożne. Nie? Dajmy spokój.

Nadchodzi nowy rok, czas więc na noworoczne postanowienia. Otóż z noworocznymi postanowieniami jest jak z pobożnymi życzeniami. Mają to do siebie, że nie mają prawa być dotrzymane. Podam przykład. W tym roku, tak jak rok temu i dwa lata temu, jak również – jak Bóg da – za rok i za dwa, postanawiam sobie, że przebiegnę maraton poniżej 3 godzin 30 minut i rzucę palenie. Niby jest to „pakiet logiczny", bo jak rzucę, to może i przebiegnę. Otóż guzik logiczny. Wiem, że nie przebiegnę, więc rzucać palenie muszę na niby. Jak rzuciłbym na serio, to nie miałbym alibi pomagającego wyjaśnić, dlaczego nie biegnę szybciej. A alibi mieć muszę. Proszę wybaczyć tę hipokryzję. Jest ona formą samoobrony, nic więcej. Proszę więc, by i Państwo nie przejmowali się tym, że nie dotrzymacie noworocznych postanowień. One są przecież z założenia tak wiarygodne, jak deklaracje przywódców Unii Europejskiej, że na następnym szczycie zrobią, co trzeba, żeby ocalić Unię i euro. A nawet bardziej wiarygodne, bo łamane tylko raz, a nie kilka razy w roku.

Jak wszyscy zastanawiam się, co ten nowy rok przyniesie. Cholera wie co. Czy rok temu odgadlibyśmy, że Berlusconi, Mubarak i Kaddafi stracą władzę? Jak potraktowalibyśmy kogoś, kto powiedziałby nam, że panowie Miller i Palikot będą dyskutowali o zawarciu związku małżeńskiego? Czy uwierzylibyśmy Grzegorzowi Napieralskiemu, że będzie czytał książki? A właśnie powiedział, że będzie! Czy wpadlibyśmy na to, że w takiej Francji znajdzie się polityk jeszcze bardziej rozwiązły niż przeciętny Francuz i przehandluje Pałac Elizejski za seks oralny? Czy wpadlibyśmy na to, że Międzynarodowy Fundusz Walutowy straci w ten sposób swego szefa, ale kilka miesięcy później zyska szansę na pożyczkę z Polski? No właśnie. Przewidywanie przyszłości nie jest więc aktem intelektualnej odwagi, lecz dowodem braku pokory. Poczekamy, zobaczymy, co ma być, to będzie.

Nie będę więc fundował nikomu horoskopu. Tym bardziej że wszyscy wokół fundują nam horrorskop. Wielka depresja, wielki kryzys, wielka stagnacja, do wyboru, do koloru. W języku Polaków, jak i w języku innych Europejczyków, oprócz słowa „kryzys", najczęściej wypowiadane były w mijającym roku słowa na „n" – niepewność, nieufność, niewiarygodny(na). Państwu i sobie życzę, by w nowym roku do łask wróciło inne słowo na „n” – nadzieja. Wbrew niemądrej opinii, że przysłowia są mądrością narodu, przysłowie „nadzieja matką głupich” wcale mądre nie jest.

Nadzieja jest siostrą mądrości. A bardzo często jest matką sukcesu ludzi i państw. Żeby wygrać, trzeba sobie to zwycięstwo wyobrazić, a wymaga to nadziei, także wtedy, gdy wydaje się ona trochę nieracjonalna. Tak jak w przypadku tych, którzy 30 lat temu życzyli sobie, by w Polsce było kosmicznie lepiej niż wtedy. I jest, dzięki czemu dziś spokojnie możemy sobie życzyć, by w nowym roku nie było gorzej.