Open’er - koszulki z Maryją, seks z celebrytą. Oto nowa Polska

Open’er - koszulki z Maryją, seks z celebrytą. Oto nowa Polska

Dodano:   /  Zmieniono: 
(fot. Jakub Czermiński, PAP/Adam Warżawa)
Open’er przyciągnął w tym roku ponad pięćdziesiąt tysięcy osób. Kim są? O czym marzą? Szukamy w trawie nowego Polaka i tajemnicy festiwalowej marki.
Po czterech dniach grania i hasania zielone hektary gdyńskiego lotniska Kosakowo są polami błota. Przypominają podmokłe rejony Mazur. W końcu deptały je niezliczone pary kaloszy, sandałów i trampek. My też deptaliśmy – w oparach piwa, letniego deszczu, indyjskiej pakory i frytek.

Otwieracz do marek

– Open’er jest dla tych, którzy intuicyjnie wyczują mrugnięcie okiem ukryte we frazach open air („na otwartym powietrzu”) i opener (otwieracz). To festiwal dla młodych i kosmopolitycznych Polaków – mówi "Wprost" Sebastian Tołwiński z Grupy Żywiec, właściciela marki Heineken.

Na Open’erze bawiło się ponad pięćdziesiąt tysięcy osób. To fani muzyki alternatywnej, którą od popu odróżnia nie tylko styl, ale też tematyka (9 na 10 przebojów pop silnie eksponuje seks, w przypadku muzyki alternatywnej proporcja jest mniejsza, a przekrój tematów i sposobów ekspresji szerszy). Jak pokazuje Open’er, "alternatywnych" jest na tyle dużo, że można im zadedykować całe wiązki konsumpcyjnych marek. Biznes kocha fanów dobrej muzyki. Bo gdy muzyka wypełnia po brzegi, dopełniać może piwko (wiadomo), moda (w jednym z namiotów Open’era urządzono wybieg), a nawet sztuka (w innym prezentowano instalacje) czy dobra lektura (w jeszcze innym rozdawano książki).

Jesteś wyjątkowy, jak wszyscy

Bywalec Open’era wie, że człowiek powinien mieć potrzeby i aspiracje niematerialne. Wtedy jest ciekawszy. Ten las falujących pod sceną rąk składa się z gimnazjalistów, studentów i młodych pracowników korporacji, którzy satysfakcję ze służbowej Toyoty chcą okrasić dobrym brzmieniem. To indywidualiści oraz ci, którzy bardzo by być nimi chcieli. Indywidualista wie kiedy pić, a kiedy przestać, panuje nad życiem, jak chłopiec z reklamy Heinekena "Sunrise", który na imprezie klubowej (unikamy słowa "dyskoteka" – to obciach) wyrywa najlepszą partię bo wie, w którym momencie pić już tylko wodę. Indywidualiści manifestują. Strojem, stylem bycia. Na dmuchanych rekinach skaczą w błoto przed namiotem dla dziennikarzy i suną! Aplauz, brawa, śmiech, kamery. Średni wiek – na oko 23 lata. Zdarzają się też spłoszone dzieci bez rodziców i botoksowe staruszki.

Choć Grupa Żywiec nie prowadziła badań empirycznych, jej eksperci od wizerunku przyznają, że festiwal przyciąga aspirującą klasę średnią. Tych, którzy właśnie się dorabiają, albo za których zrobili to rodzice. Pięknie aspirują. I po prostu cieszą się życiem. Z tym stylem można skojarzyć całą wiązkę marek. Jeśli stać ich na bilet i gust muzyczny, to mają trochę pieniędzy.

– Naprawdę fajni. Jak leżą, to tylko po to, by odpocząć. Grzeczni. Nie rzygają pod siebie – mówi nam Krzysiek, który od kilku lat jeździ na Open’era i Woodstock. – Jeśli fani Woodstock przyjeżdżają się napić, by zapomnieć, to tu raczej będą ludzi zwarci. Nikt nie będzie ich ratował od egzystencjalnych problemów: ani Kriszna, ani Przystanek Jezus.

Bo tutaj człowiek jest bardziej amerykański – świadomy, że problemami nie trzeba się dzielić z każdym, no bo każdy je przecież ma i powinien dawać radę. Uświadomiona wolność – powiedziałby filozof Hegel. Wolność, która manifestuje.

Lemingi przelecą celebrytę

Robert Mazurek w "Uważam Rze" sugeruje, że Open’er przyciąga tzw. lemingi – czyli pokolenie młodych wychowanych na popkulturze, którzy pokochali swój status pracownika korporacji. Pokolenie, które nie wie skąd przychodzi, nie zna historii, nie uczestniczy w sztafecie pokoleń, a za szczyt duchowego rozwoju traktuje przyjęcie poprawnej pozycji na macie do jogi. To prawda, płycizna czasem połyskuje z kałuż. Gdzieś tam wałęsały się nastolatki tęskniące za rozumem, na oko wczesne gimnazjum. – Patrz to Kuba Wojewódzki! Zagadamy!

Ale miały konkurencję, bo celebrytów pilnowały na ogół szkolone uśmiechy singielek po 30-tce. W strefie dla mediów i biznesu podpatrzyłem zmokłą studentkę bez obowiązkowej opaski. – Ty, stara jestem w strefie dla VIP-ów, przebiłam się przez bramkę. Już nie wyjdę. Idę eksplorować!

I eksplorowała. Kocha koturny, choć przywykła do turni. Nie mogła więc stracić szansy. Miała do przeczesania taras ze stalowych rurek i duży namiot z pufami, piwem na kupony oraz drewnianymi leżakami z widokiem na scenę. Z tego leżaka patrzyła jak zniewieściałe chłopiątko biega po polu i kręci piruety z wyuczonym urokiem Pinokia. Tuż przed nami. Patrzcie na mnie.

Uwagi i kamer szukały też nastolatki z ordynarnym spojrzeniem, które wreszcie mogły pokazać pierś bez strachu przed ganiącym spojrzeniem "starych". Teatralne zaciągnięcia papierosem, och, jaka jestem dorosła. – Mam 19 lat, chcę mieć pana osobowość – wołał do niej ze sceny ironiczny Świetlicki w delirycznych konwulsjach i chmurze dymu. Inna chcąca mieć osobowość upolowała dziennikarza pisma lajfstajlowego. Usiadła mu na kolanach, a potem co-nieco. Z tyłu zagrywał raper: – Ja do ciebie szłem, ja do ciebie szłem.

Tworzył wspólnotę: – Kto ma telefon – głowa do góry!

Stracony słuch katolika

Open’er to szeroka marka, na tyle niedookreślona, że ludzie o zgoła różnych wartościach mogą razem bawić się pod namiotem Heinekena. Tolerancja i kosmopolityzm nie muszą oznaczać ignorancji i obyczajowej miałkości.

– Spokojni tacy i raczej radośni – podsumowuje pracownik porządkowy ostatnie dni. Parę przypadkowych bójek. Czy sprawiają kłopoty? – No pewnie, patrz pan, leją pod wiatr na siatkę.

Wielu z tych lejących wcale jednak nie olewa – wcale nie są to lemingi Mazurka. To po prostu dobrzy ludzie. Właśnie o nich Dorota Masłowska powiedziała, że kiedyś wywiną na drugą stronę bandanki z H&M i pójdą na pielgrzymkę. Paweł, koszulka z Najświętszą Maryją Panną, wzór designerski, zgubił aparat słuchowy w trawie. – Pomóżcie, odganiałem chrząszcze z ucha. Spadło. Czarny aparat, dwa na dwa centymetry!

Pomagamy.

– Rozmiar ma znaczenie – żartuje ktoś pochylony nad ciemniejącą zielenią. – Dlaczego taki mały?
– Odcięli ci ucho? Nie? To spokojnie. Poszukamy – uspokaja kto inny
– On to serio zgubił, czy to flashmob? – pyta kolejna ochotniczka z aparatem na zębach.
– Kosztowna sprawa, ale czemu nie jaskrawa? – rzuca kto inny na kuckach.
– Szukajcie a znajdziecie – woła przechodząc podpity przygłup.

Niestety nic nie znaleźliśmy. Po 30 minutach większość zrezygnowało, choć próbowali. Pospóźniali się na koncerty swoich ulubionych zespołów, ale wcale im nie żal. – Nie znamy gościa ale przecież problem miał. Normalny odruch – mówi para, która naprawdę bardzo się starała.

Paweł nie znalazł aparatu. Ale nie był sam. Logo Heinekena sunęło majestatycznie w oddali.

Ponad podziałami

Szum w naturze: – Premier Tusk jedną ręką powstrzymuje powodzie, drugą tworzy autostrady! Bóg stworzył świat na potrzeby powodzi i polityki – charczy do mikrofonu Świetlicki.

Bóg stworzył też Open’era – na potrzeby młodych Polaków – te autentyczne, i te kreowane przez marketing. Sebastian Tołwiński z Grupy Żywiec: – Gdyby Open’er nie tworzył nam dobrej marki ponad podziałami, nie robiliśmy tego. A to już 11 lat.