Święta za 52 złote i kolejki do lekarza - codzienność powstańców warszawskich

Święta za 52 złote i kolejki do lekarza - codzienność powstańców warszawskich

Dodano:   /  Zmieniono: 
Polacy o powstańcach warszawskich przypominają sobie wyłącznie przy okazji rocznic powstania (fot. RAFAL MESZKA / Newspix.pl)Źródło:Newspix.pl
68 lat temu chwycili za broń, by walczyć o wolną Polskę. W rocznicę wybuchu powstania warszawskiego pamiętają o nich wszyscy. Ale gdy miną rocznicowe obchody - powstańcy znów zostaną sami. Sami ze swoją starością, chorobami i emeryturami, za które coraz trudniej jest kupić leki. W konstytucji jest napisane, że „państwo otacza szczególną opieką inwalidów wojennych i kombatantów”. – Taka bardzo szczególna opieka to nie jest – zauważa z przekąsem Halina Jędrzejewska ze Związku Powstańców Warszawskich.
W Warszawie żyje jeszcze ok. dwóch tysięcy powstańców. Średnia ich wieku to ok. 80-90 lat. Powstańcy borykają się z problemami zdrowotnymi - ale, jak sami mówią, najgorzej znoszą samotność. – Niestety zestarzeliśmy się. Jest wiele osób samotnych i niesprawnych – opowiada Wprost.pl Jędrzejewska. Emerytura Powstańca z dodatkiem kombatanckim to maksymalnie 1500 zł. – Ale są też tacy, którzy nawet tyle nie mają – dodaje Jędrzejewska.

Co prawda przy Zarządzie Głównym Związku Powstańców funkcjonuje komisja do spraw socjalnych, ale zazwyczaj jej kasa świeci pustkami. Na co najczęściej brakuje pieniędzy? – A jeżeli powiem, że na jedzenie? – opowiada pytaniem na pytanie Eugenia Maria Cegielska (w czasie powstania nosiła pseudonim „Anita”). Jako przewodnicząca kasy koleżeńskiej przed Bożym Narodzeniem musiała zmierzyć się z brakiem pieniędzy, a jednocześnie dramatyczną sytuacją jednej z powstańczych łączniczek. – Zostało jej na święta jedynie 52 zł, więc długo się nie zastanawiając wyjęłam pieniądze z własnej kieszeni i jej dałam. Proszę sobie wyobrazić, że ona po miesiącu przyszła i mi oddała mi wszystko, bo dostała zapomogę – opowiada Cegielska.

Kolejnym problem jest samo leczenie. – Sama miałam problem z dostaniem się do lekarza, ale miałam zawał, więc przyjechała karetka i problem się sam rozwiązał – wspomina Cegielska. – Niby powstańcy mają szpital do którego mogą się zgłaszać ze swoimi problemami zdrowotnymi, ale tak naprawdę go nie mają – dodaje „Anita”. Zgodnie z umową podpisaną pomiędzy Urzędem ds. Kombatantów a szpitalami Powstańcy powinni być przyjmowani bez kolejki. – Ale idąc do lekarza wielu naszych kolegów po prostu się do tego nie przyznaje. Bo wie pani jak to jest odbierane przez pozostałych czekających? - pyta retorycznie. – Jest akcja „Szpitale przyjazne kombatantom” i to w jakiejś mierze zdaje egzamin. Ale pomoc nie przychodzi nigdy od razu, nawet jeśli potrzebna jest pilna wizyta czy badanie. Koledzy często narzekają, że na wizytę muszą czekać miesiącami – wtóruje jej Jędrzejewska.

Byli Powstańcy mogą zgłaszać się również do terenowych ośrodków pomocy społecznej. – Mówi się czasem, że kombatanci są roszczeniowi. Owszem zdarzają się i tacy, jak w każdej grupie społecznej. Jednak my częściej spotykamy się z sytuacjami, w których nasi koledzy i koleżanki nie chcą się zgłaszać po tą pomoc lub zwyczajnie nie chcą jej brać, bo twierdzą, że inni mają gorzej – opowiada Jędrzejewska. 

Czego najbardziej potrzebują Powstańcy? Jeszcze kilka lat temu - jak wspomina Jędrzejewska - najpoważniejszym problemem były kwestie związane z dostępem do służby zdrowia. – W tej chwili na pierwszy plan wysuwa się kwestia opiekuńcza – tłumaczy Jędrzejewska. – Powinno być więcej domów spokojnej starości, do których łatwiej można byłoby się dostać byłym powstańcom – dodaje.