Kryzys zmienia Polaków. "To bolesna lekcja kapitalizmu"

Kryzys zmienia Polaków. "To bolesna lekcja kapitalizmu"

Dodano:   /  Zmieniono: 
fot. sxc
Jak kryzys zmienił Polaków? Czy dzisiejsi 30-latkowie, wychowani w kraju „cudów gospodarczych”, potrafią zaadaptować się do nowych, trudnych warunków? O tym z psychologiem i socjologiem doktor Joanną Heidtmann rozmawia Elżbieta Burda z Wprost.pl.
Elżbieta Burda, Wprost.pl: Czy kryzys już zmienił Polaków?

Dr. Joanna Heidtmann: Takie zjawiska muszą najpierw nabrać masy krytycznej. W takich sytuacjach uczymy się grupowo a nie indywidualnie. Gdy zaczniemy słyszeć z różnych stron, że jest już tak źle i że musimy zacząć odkładać pieniądze i żyć oszczędnie, zaczynamy wprowadzać zmiany. Potem jednak przychodzi okres zbiorowego wydawania pieniędzy: w czasie świąt czy wakacji.

Starsze pokolenia dobrze pamiętają czasy kryzysu ale dzisiejsi 30-latkowie byli wychowywani w kraju cudów gospodarczych. To dla nich szok?

Nie do końca. Przecież ta sytuacja nie zmieniła się z dnia na dzień. Trudności związane z recesją objawiały się już trzy lata temu: jeśli nie w naszym kraju, to w najbliższym sąsiedztwie. 

Więc wszyscy mieliśmy trochę czasu, żeby się przyzwyczaić.

Tak. To jest adaptacja to zmiany głębokiej i niekorzystnej, ale powolnej. Mieliśmy czas, żeby nauczyć się jak żyć w nowej sytuacji. W Polsce dopiero zaczynamy odczuwać skutki kryzysu.

Czyli nie możemy jeszcze mówić o masowym zaciskaniu pasa?

Niektórzy od dawna rozsądnie gospodarują swoimi wydatkami. W czasach kryzysu w dobrze zarządzanym budżecie pojawiły się cięcia. 

Niektórzy musieli uczyć się na własnych błędach: zaciągali kredyty i dziś nie mają środków, żeby je spłacić.

Dla wielu ludzi to były bardzo bolesne lekcje. Ci trzydziestolatkowie, o których pani wspominała, mieli już szansę żeby zażyć pewnego komfortu i swobody finansowej. Często nie zdawali sobie sprawy z konsekwencji życia na kredyt - teraz poznają te konsekwencje, bo bezpośrednio odczuwają to w swoim portfelu. To jest nasza pierwsza lekcja kapitalizmu. Trudna lekcja. To są bodźce bardzo negatywne, a one bardzo szybko wygaszają zachowania, których dotyczą. 

W ten sposób znajdziemy receptę na kryzys?

Trudno powiedzieć. Jeszcze nie wiemy co zrobić, żeby dobrze sobie z tym kryzysem poradzić. Wiemy już czego nie robić, żeby nie pogarszać sytuacji. Uczymy się szybko, chociaż boleśnie. 

Możemy już mówić o zbiorowej frustracji?

Jeśli recesja będzie trwała długo możemy - a nawet musimy - zadać sobie pytanie, czy grozi nam zbiorowa frustracja. Tego typu ograniczenia z całą pewnością nie działają stymulująco. Zabijają przedsiębiorczość. Jeśli kryzys potrwa kilka kolejnych lat, przekonamy się, na ile wpłynie to negatywnie na nasze nastawienie proaktywne.

Do wszystkiego nie można się przyzwyczaić?

Na początku następuje adaptacja do trudniejszych warunków, ale w pewnym momencie dopada nas poczucie bezsilności i zniechęcenia. To negatywne nastawienie rozlewa się na kolejne grupy ludzi. Wtedy możemy mówić o zbiorowej frustracji.

Jak radzić sobie z tą rosnącą frustracją?

Do tej pory podbudowaliśmy się tym, że w innych krajach ta sytuacja jest trudniejsza niż u nas.

Mamy się cieszyć, że inni mają gorzej?

Takie zjawisko występuje i działa. Jesteśmy takimi istotami, że trudniejsza sytuacja innych potrafi nam poprawiać samopoczucie. 

Problem w tym, że u nas już zaczyna być tak źle jak u innych.

Ta świadomość też może nam pomóc. To są zwykłe prawa ekonomii, że jeśli poziom życia wzrośnie bardzo wysoko, to potem musi spaść. Recesja dotknęła wszystkich. Poczucie wspólnoty w takiej sytuacji pomaga pogodzić się z trudną sytuacją. 

Jeszcze kilka lat temu trudna sytuacja na rynku pracy i niskie zarobki wywoływały fale protestów. Ludzie wychodzili na ulicę. Teraz tych protestów właściwie nie widać. Dlaczego?

Ludzie zdają sobie sprawę, że wszystkim jest ciężko. Protest poszczególnych grup społecznych lub zawodowych na tym tle nie zostałby uwydatniony. Ale jest też taka zasada, opisywana przez socjologów, że ludzie najmocniej buntują się wtedy, kiedy było im źle, a zaczyna być trochę lepiej, ale jeszcze nie tak dobrze jak innym. To jest ten moment, w którym pojawia się bunt.

Nam jest coraz gorzej, więc buntu nie będzie?

Tego absolutnie nie można przewidzieć. Widzimy ostatnio jak zupełnie mała sprawa potrafi zbudzić ogromne zamieszki w świecie muzułmańskim. Nigdy nie możemy być pewni, czy nie grozi nam coś, co z samej definicji jest nieprzewidywalne. A dodając do tego różne frustracje, które mogą przybierać na sile podczas kryzysu. Jest tylko jedno pytanie: o to co może stać się iskrą, przez którą wybuchną zamieszki.