Komisja rzuci cień na kapitana Wronę? Raportu nie będzie. Na razie

Komisja rzuci cień na kapitana Wronę? Raportu nie będzie. Na razie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kapitan Tadeusz Wrona podczas gali finałowej akcji "Zwykły bohater" (fot. KRZYSZTOF BURSKI / Newspix.pl ) Źródło: Newspix.pl
Do 1 listopada, kiedy minie rok od lądowania bez podwozia Boeinga 767 PLL LOT, za sterami którego siedział kpt. Tadeusz Wrona, Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych nie przedstawi raportu końcowego. Wyda natomiast tzw. tymczasowe oświadczenie.
Zgodnie z prawem unijnym organ badający katastrofy i incydenty lotnicze podaje do publicznej wiadomości raport końcowy "w możliwie najkrótszym terminie i, w miarę możliwości, w ciągu 12 miesięcy" od wydarzenia. Pytany, dlaczego nie będzie raportu końcowego w rok po zdarzeniu, Targalski tłumaczył, że komisja miała wiele pracy. - Po prostu nie byliśmy w stanie tego zrobić. Jest zbyt dużo materiału do analizy, zbyt szeroki jest to zakres - wyjaśnił członek PKBWL Waldemar Targalski , który kieruje zespołem badającym wydarzenia na lotnisku Warszawa-Okęcie 1 listopada 2011 r.

Jak ustalił tygodnik "Wprost" rządowa komisja badająca kulisy awaryjnego lądowania boeinga LOT na warszawskim Okęciu rzuci cień na pilotów, w tym bohaterskiego kapitana Tadeusza Wronę. O kulisach raportu pisał na łamach tygodnika Andrzej Stankiewicz.

"Raport Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych może wywołać burzę, bo - wedle informacji „Wprost” - znajdzie się w nim sugestia, że załoga mogła normalnie wylądować, bo samolot był sprawny.

Samolot boeing 767-300 polskich linii LOT wystartował z podnowojorskiego lotniska Newark po północy 1 listopada 2011 r. Zaledwie po dwóch minutach pękł przewód w systemie hydraulicznym i przestał działać system wysuwania podwozia.

Kluczowe jest to, że maszyna ma jeszcze awaryjny system otwierania podwozia. Oparty jest on na oddzielnym silniku elektrycznym. - W razie awarii systemu hydraulicznego właściwie użyty system awaryjny powoduje wysunięcie podwozia i umożliwia normalne lądowanie – opowiada nasz rozmówca, który współpracował z komisją przy badaniu wypadku kapitana Wrony.

Rządowa komisja bardzo szybko stanęła przed pytaniem: co się stało z systemem awaryjnym? Wielomiesięczne dochodzenie dało odpowiedź: był sprawny. Czemu zatem załoga z niego nie skorzystała? To największa zagadka listopadowego wypadku. Winny jest bezpiecznik.

Po prawej stronie kokpitu boeinga znajduje się panel z bezpiecznikami. Jeden z nich, o symbolu C829 BAT BUS DISTR, odpowiada za kilka awaryjnych instalacji, w tym system awaryjnego otwierania podwozia. Jeśli bezpiecznik jest włączony, to owe instalacje działają. Jeśli włączony nie jest – są nieaktywne.

Jedną z kluczowych rzeczy, które załoga słyszy od swych przewodników z wieży stołecznego lotniska, jest pytanie o zapasowy system wysuwania podwozia. Odpowiada, że – podobnie jak system hydrauliczny - także nie działa. Wieża pyta: czy bezpiecznik jest włączony? Nagrania z czarnych skrzynek zarejestrowały zarówno to pytanie, jak i odpowiedź: >Tak<.

Tyle tylko, ze gdy zaraz po awaryjnym lądowaniu przedstawiciele Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych weszli do kabiny boeinga, bezpiecznik był wybity. A w takiej sytuacji awaryjny system wysuwania podwozia po prostu zadziałać nie mógł. - Z miejsca zwróciło to naszą uwagę, bo gdy bezpiecznik jest wyłączony, widać wokół niego wyraźną białą obwódkę – mówi w rozmowie z „Wprost” Maciej Lasek, przewodniczący PKBWL.

Gdyby bezpiecznik był włączony, to nie byłoby dramatycznego lądowania na warszawskim Okęciu.

Dowód na to, że instalacja awaryjna była sprawna, komisja miała już w dniu wypadku. Kiedy po wejściu do samolotu, eksperci włączyli bezpiecznik, podwozie zostało wysunięte bez najmniejszego problemu. Cała ekipa ratunkowa stała w osłupieniu."

ja, "WPROST", PAP