Raczek o "Bejbi blues"

Raczek o "Bejbi blues"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kadr z filmu "Bejbi blues" (fot. mat. prasowe)
Film Katarzyny Rosłaniec ma w sobie więcej maniery niż treści. Właściwie składa się wyłącznie z maniery. Formalnej (co nie byłoby jeszcze takie naganne) i myślowej (co przekreśla wartość jego przesłania). Stanowi dziwaczny koktajl zmieszanych strzępów bardziej koherentnych całości.
Jest w nim coś z „Ki” Leszka Dawida, ale „Ki” to jednak znacznie lepszy film. Coś z języka Masłowskiej, ale w postaci lingwistycznej popłuczyny. Wreszcie coś z historii Katarzyny W. z Sosnowca, ale to przypadkowe współbrzmienie. Reżyserka stroi miny publicystki i psycholożki w jednej postaci. Mówi prowokująco: dzieci pozbawione miłości rodziców rodzą sobie swoje dzieci, żeby mieć kogoś na własność. Ale ja Rosłaniec nie wierzę.

Widzę bowiem, że swojej tezy nie wywiodła z uważnej obserwacji młodych ludzi. Świadczą o tym puste oczy jej bohaterów, drętwe słowa, które padają z ekranu. Postacie wyglądają jak kartonowe figurki, stawiane niegdyś na talerzach oldskulowych adapterów gramofonowych. A film pełen jest bełkotu goniących za modą niedouczonych panienek, jakie można spotkać podczas zakupów w butikach i trendy-dyskotekach. Uważam, że to właśnie fascynacja reżyserki ciuchową stylizacją i modowym szpanem sprowadziła ją na manowce. Sukces jej wcześniejszych „Galerianek” uśpił w Rosłaniec artystkę i zamiast rozwoju sprawił, że „Bejbi blues” wygląda, jakby nakręciła go… Maja Sablewska, specjalizująca się w stylizowaniu niedojrzałych artystek egoistek.

"Patrol filmowy Tomasza Raczka" można znaleźć w najnowszym numerze tygodnika "Wprost", który jest już dostępny w formie e-wydania.

Najnowszy numer "Wprost" jest też dostępny na Facebooku.