Dzieci w oparach śmierci

Dzieci w oparach śmierci

Dodano:   /  Zmieniono: 
Pod polskimi szkołami nie stoją dilerzy. Nie muszą, bo marihuanę, najpopularniejszy wśród dzieciaków narkotyk, można załatwić na telefon. Niejarający czterdziestolatek ze zdobyciem zioła ma problem. Gimnazjalista i licealista najmniejszego. Każdy zna kogoś, kto zna kogoś, kto ma i chętnie się podzieli, albo powie precyzyjnie, gdzie i od kogo kupić.
Staś Fryczkowski powiesił się w swoim pokoju o 16.30 w wigilię bożego narodzenia. Na pół godziny przed rozpoczęciem uroczystej, rodzinnej kolacji. Dopiero po jego śmierci okazało się, że od paru miesięcy palił trawę. Na krótko przed ucieczką od świata – codziennie, nawet kilka razy dziennie. Miał zaledwie 16 lat.  

To bardzo podobna historia do tej Stasia. Różni się tylko tym, że od pierwszego skręta do zarzucenia pętli na szyję minęły lata. Nie miesiące. Mateusz zaczął palić wcześnie. Miał wtedy 14-15 lat, chodził do gimnazjum. Na początek poszła trawa, potem już były speedy, amfetamina. Szybko zaczął szukać mocniejszego stuffu.– Miał świetny dom. Z mnóstwem ciepła, miłości i dostatku. Żadnych problemów. A on ciągle powtarzał, że brakuje mu pędu, sensu, nie może znaleźć sobie miejsca w tym stworzonym przez rodziców, na pozór idealnym świecie - wspomina Sylwia Czerwińska, przyjaciółka Mateusza. Powiesił się pod prysznicem. Rodzice nie mieli pojęcia, że bierze. Przyjaciele, choć mieli tego świadomość, nie potrafili mu pomóc. Ojciec Mateusza do dziś nie może im wybaczyć, że nic mu nie powiedzieli. Wierzy, że gdyby wiedział, uratowałby syna. 

Majka zajarała już w pierwszej klasie gimnazjum. Szybko przerzuciła się na ostre dragi. Znikała z domu na całe dnie. Jej matka nie miała pojęcia, że koszmarne problemy z Majką są bezpośrednio związane z jej uzależnieniem. Problemów było mnóstwo, ale tego największego nie widziała aż do czasu, kiedy jeden z kolegów córki wprost powiedział, że ona przecież ćpa. – Dopiero wtedy otworzyły mi się oczy. Wcześniej byłam ślepa, wypierałam oczywiste fakty, nie rozumiałam symptomów – wylicza Monika, mama Majki. Wtedy zaczęła się wieloletnia walka. Przeszły przez piekło szpitali psychiatrycznych i ośrodków odwykowych. Wygrały, bo Majka żyje. Jest już od jakiegoś czasu czysta, pracuje i coraz lepiej radzi sobie w życiu.

Nazwijmy go K. Zaczął relatywnie późno, bo gdy miał już 20 lat. Nigdy nie zażywał niczego innego niż marihuana. Siedem lat później skoczył pod pociąg warszawskiego metra. Po drodze zaliczył czterokrotnie pobyty w szpitalu psychiatrycznym. Jak mówi  jego terapeuta (mieli tylko dwie sesje, do których chłopaka zmusiła jego przyjaciółka) Robert Rutkowski, „marihuana była zamieszana w tę śmierć”. - Nie, nie zabiła go bezpośrednio, ale stała się katalizatorem jego zaburzeń psychicznych – ocenia Rutkowski. 

Każdy z nich miał rodzinę. Porządną, żadna patologia. Dużo poświęcanej dziecku uwagi, dużo miłości, zdawało by się – dobry kontakt. We wszystkich przypadkach musiało dojść do tragedii, by najbliżsi dostrzegli, że ich dziecko weszło w narkotyki. W większości przypadków wiedza ta przyszła zbyt późno. Gdyby poznali prawdę wcześniej, mieliby szansę działać. Może ich dzieci by nie odeszły.   Wszystkie te historie łączy jeszcze coś. Każda z nich powinna zaczynać się od słów: na początku była marihuana…  

Kolorowy odlot na dno piekła

Zaczyna się zwykle tak samo. Ktoś przynosi trawkę na imprezę lub przywozi na wakacyjny obóz. Tak było w przypadku Stasia. Trzeba spróbować, bo wszyscy to robią. Bywa fajnie (często), zabawnie (niekiedy, gdy można popatrzeć na kogoś kto „złapie schizę” i śmiesznie się zachowuje), przerażająco (rzadko i tylko dla tych, którzy po zażyciu wpadają w psychiczny dół). O czym zwykle dzieciaki nie wiedzą, lub wiedzieć nie chcą, bo wolą wersję zwolenników marihuany, że jest ona nieszkodliwym ziołem, zdarzają się też stany psychoz. Dopadają zwykle tych słabych, nieprzygotowanych, labilnych emocjonalnie. Dla nich pierwsze spotkanie z jonitem może skończyć się tragicznie. - Jeśli pyta mnie pani, czy palenie trawy może prowadzić do samobójstwa, to muszę odpowiedzieć: tak, może. Co nie znaczy, że musi, że to norma. Mnóstwo ludzi pali latami i poza spadkiem IQ i inteligencji emocjonalnej nic im nie jest. Są też tacy, którym wystarczy jeden buch i wpadają w pętlę. Trawa to nie jest niegroźne, lajtowe ziółko – mówi Robert Rutkowski, terapeuta uzależnień. – Ale jak każda substancja odurzająca marihuana nie jest groźna sama w sobie. Groźna staje się dopiero w zetknięciu z człowiekiem. Substancje psychoaktywne uwalniają tkwiące w nas potwory. Każdy reaguje na nią inaczej. Niektórzy dostają śmiechawki, inni łapią doły. Czasem tak głębokie, że niebezpieczne dla życia. Zupełnie nieprzewidywalne jest, jak młody człowiek zareaguje na mieszankę trawy i innych substancji. Ujaranego niewinne piwo potrafi zabić. Wymieszanie THC ze środkami psychotropowymi może być śmiertelnie niebezpieczne – dodaje. 

To, że dzieciaki coraz częściej i coraz wcześniej sięgają po marihuanę, stało się faktem. Przez lata obowiązywania w Polsce restrykcyjnej ustawy antynarkotykowej odsetek młodych i bardzo młodych ludzi sięgających po substancje psychoaktywne systematycznie rośnie. Jak wynika z danych ESPAD między rokiem 2007 a 2011 odsetek uczniów w wieku 15-16 lat, którzy używali przetworów konopi wzrósł gwałtownie. Blisko jedna czwarta badanych przyznaje się do zażycia marihuany (w 2007 tylko 16 proc.), co piąty ankietowany palił w ostatnim roku (w 2007 było to 11 proc.), a aż 11 proc. paliło trawę w miesiącu poprzedzającym badanie (prawie dwukrotnie więcej, niż w 2007). Z przeprowadzonej przez Janusza Sierosławskiego z Instytutu Psychiatrii i Neurologii analizy i podsumowania wyników badań wynika, że „spada rozpowszechnienie przekonań o dużym ryzyku związanym z używaniem przetworów konopi, nawet jeśli mowa o używaniu regularnym”.   

Te liczby, a przede wszystkim wyraźna tendencja zwyżkowa muszą budzić przerażenie. - Działa proste prawo popytu i podaży. Marihuana jest jedynym narkotykiem, który u nas w ostatnich kilkunastu miesiącach podrożał. Cena jednej samarki (1 g zioła) wzrosła z 30 do 40 złotych. Gdyby nie było zbytu, nikt by cen nie windował. A że zapotrzebowanie na gandzię rośnie dramatycznie, pokazały badania ESPAD – mówi Rutkowski. 

To badanie ogólnopolskie, część europejskiego programu badawczego. Przeprowadzono je w szkołach nie tylko wielkomiejskich. Sylwia mieszka w Inowrocławiu. Pracuje z młodzieżą. Nie uzależnioną, taką zwykłą przeciętną. Gdy w klasie (szkoła średnia) spytała, kto nie pali marihuany, nie bierze środków odurzających, tylko dwie ręce powędrowały w górę. -  Problem istnieje od lat. Jest ogromny i kompletnie lekceważony. Biorą i dzieciaki z biednych rodzin, i z takich jak ta Mateusza czy Stasia: dobrych, zamożnych, ciepłych. Dragi są demokratyczne - podkreśla. 

Zielony rynek

 Przeprowadziłam eksperyment. Trzy osoby w wieku 15, 21 i 29 (gimnazjalistka, student i przedstawicielka wolnego zawodu) lat zapytałam, czy mogłyby, gdyby chciały, kupić marihuanę. Wszystkie potwierdziły. Gdy poprosiłam, by sprawdziły, ile czasu im by zajęło zorganizowanie 1 grama, popatrzyły na mnie ze zdziwieniem. - No tak z 15-20 - usłyszałam. – Godzin? – dziwiłam się, bo jednak myślałam, że mimo wszystko trwa to trochę krócej. – Sekund. Jeden telefon. No ale trzeba doliczyć jeszcze czas na dojazd – stwierdził student. Przedstawicielka wolnego zawodu potwierdziła. Gimnazjalistka mówiła, że w godzinę to by się udało, bo wprawdzie sama nie używa, ale wie, kto ma, ale się boi dzwonić. Nie nakłaniałam jej do uczestnictwa w przestępstwie. To przerażające, że nawet nastolatki mogą załatwić marihuanę w parę minut. – Jest tak, jak w tym dowcipie: Mama pyta Jasia: Masz problemy z narkotykami? Żadnych mamo, dzwonię i mam. Nad dziećmi nie ma żadnej kontroli. Gdyby była ganja w aptekach, farmaceuta miałby bardzo dużo do stracenia, sprzedając ją nieletnim. Diler nie ma do stracenia nic, bo siedzi w światku przestępczym, więc dla niego liczą się tylko pieniądze. To jest, było, i zawsze będzie, więc powinno być uregulowane i kontrolowane. Tymczasem, wszyscy udają, że tego nie ma, zamykają oczy i zamiatają problem pod dywan. Teraz to musi dotrzeć do polityków, lekarzy, katolików, ateistów i wszystkich innych, że pali bardzo dużo ludzi. Coś z tym muszą zrobić, bo walka na kary i restrykcję w ogóle się nie sprawdza – mówi Kuba Gajewski, rzecznik i wiceprezes Wolnych Konopi. 

Co z taką łatwością kupują i czym trują się dzieci? To nie jest to samo ziele, które część przedstawicieli pokolenia ich rodziców pamięta ze swojej młodości. Na ulicy sprzedają teraz zupełnie inny towar. O wiele bardziej niebezpieczny. – To, co teraz jest na rynku, to nie jest niewinne zioło, które pamiętamy sprzed 20 lat. To trawa modyfikowana genetycznie, niezwykle mocna. Jeden buch zrobionego z niej skręta porządnie wali w dekiel. Wiem, co mówię. Jestem nie tylko teoretykiem, ale też mocnym praktykiem. Narkotyki zniszczyły moją dobrze się zapowiadającą karierę sportową. Walczyłem z nimi przez lata. Wygrałem, ale wiem, jakie to trudne – podkreśla Rutkowski. Jak twierdzi, w Polsce od wielu miesięcy trwa wielka kampania reklamowa marihuany. Dyskusja o depenalizacji oprócz zwracania uwagi na nieskuteczność ostrych restrykcji prawnych wobec posiadaczy konopi powoduje też, jakby mimochodem, wzrost społecznego przyzwolenia na palenie.