Uwięzieni w obcym ciele

Uwięzieni w obcym ciele

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jak zasypać przepaść między płcią psychiczną a fizyczną? Jak wyjaśnić rodzinie i przyjaciołom, że nie jest się tym, kogo widzą i, jak sądzą, znają? Jak pokonać niechęć ludzi wychowanych na stereotypach, że „to” jest chorobą, anomalią, zboczeni
Przychodzą na świat z płcią, której nie akceptują i z którą nie są w stanie się identyfikować. Ciało wcześnie zaczyna ich uwierać, przeszkadzać, staje się przyczyną coraz silniejszego wyobcowania. Bo jak zasypać przepaść między płcią psychiczną a fizyczną? Jak wyjaśnić rodzinie i przyjaciołom, że nie jest się tym, kogo widzą i, jak sądzą, znają? Jak pokonać niechęć ludzi wychowanych na stereotypach, że „to” jest chorobą, anomalią, zboczeniem?
Gdyby Lana Wachowski (do niedawna Larry, starszy ze słynnych braci, twórców m.in. „Matriksa”) urodziła się w Polsce miałaby trudniej. Nawet w Stanach Zjednoczonych – okay, bardziej pruderyjnych niż moglibyśmy przypuszczać – jej wyznanie, że jest transseksualistką i przygotowuje się do operacji zmiany płci wywołało niemałą sensację. Poważne magazyny rozpisywały się w tabloidowym stylu o jej życiu, o problemach małżeńskich, bo Larry był żonaty, jego dziwnych upodobaniach erotycznych, romansach i kłopotach z tożsamością płciową. Od oficjalnych narodzin Larry minęło już trochę czasu. Temat spowszedniał. U nas jednak o ludziach trans jest coraz głośniej. Głównie za sprawą politycznej kariery Anny Grodzkiej. Natężenie dyskusji o zespole dezakceptacji płciowej nie prowadzi jednak do wzrostu akceptacji dla borykających się z nim ludzi. A takich jak Lana Wachowski i Anna Grodzka są setki tysiące.

Szacuje się, że średnio na świecie jedna na 30 tys. osób płci genetycznie męskiej i jedna na 100 tys. osób płci żeńskiej jest transseksualna lub transpłciowa. W Polsce te statystyki są nieco inne. - Transpłciowy mężczyzna (ma ciało dziewczyny, a czuje się chłopakiem) rodzi się jeden na 57 tys. Transpłciowa kobieta jedna na 17 tys. Czyli na jedną trans płciową kobietę przypada u nas 3,4 tys trans płciowego chłopca – wylicza dr Stanisław Dulko, psycholog, seksuolog. - Ważne, że to transpozycja, która powstaje już w okresie życia płodowego, ma charakter wrodzony, więc trwały i niezmienny, ale nie jest to dziedziczne. W przypadku bliźniąt, zazwyczaj jedno i drugie jest transseksualne. Transseksualizm nie jest chorobą, którą można leczyć farmakologicznie – podkreśla dr Dulko.

Nicolas, Rafał, Edyta i Roni. Urodzili się w Polsce, kraju nietolerancyjnym, nie rozumiejącym i nie znoszącym inności, w którym nawet przyznanie się do bycia gejem wciąż wymaga wyjątkowej odwagi, a co dopiero wyznanie, że nie akceptuje się swojego ciała i płci biologicznej? Jeśli ktoś o ewidentnych cechach fizycznych mężczyzny deklaruje, że jest tak naprawdę kobietą, zazwyczaj może liczyć tylko na ubolewanie. Ludzie, którym udało się pogodzić płeć psychiczną z tą fizyczną, nie chcą udawanego współczucia. Są szczęśliwi i normalni. I chcą, by tak ich postrzegano.

Nick

Nicolas Prusiński urodził się jako Kasia. Gdy był dzieckiem, wraz z rodzicami wyemigrował do Niemiec. - Że jestem inny, wiedziałem od zawsze. Pamiętam ten dzień, gdy poczułem, że muszę powiedzieć o tym rodzicom. Miałem 7 lat, jechałem z ojcem samochodem. „Nie jestem dziewczynką” - wyznałem. – „To kim?” – zapytał ojciec. – Chłopcem - odpowiedziałem. Był zaskoczony. Nic nie powiedział, pewnie nie miała pojęcia, co mógłby po takim wyznaniu. Nigdy później nie drążył tematu, ale rodzice musieli podejrzewać, że coś się we mnie dzieje, chyba jednak woleli nie wnikać. Może to ich przerażało? – zastanawia się Nick.

Nicolas, wtedy jeszcze Kasia, okres dojrzewania wspomina jako koszmar. Gdy miał 18 lat, uciekł z domu. Wtedy już miał absolutną pewność, że mentalnie jest facetem. - Wiedziałem, że nie jestem kobietą, ani lesbijką, bo przecież taka możliwość też istniała. I wtedy podjąłem decyzję, że muszę tę „wadę” naprawić. Obojętnie ile mnie to będzie kosztowało, zrobię to! – mówi. I zrobił. Jego nowe życie zaczęło się w poznańskiej klinice. - Od mojego byłego trenera tenisa dostałem adres do Prof. Dr. Gapika w Poznaniu. On, znany psycholog, seksuolog, który zajmował się osobami transseksualnymi, on jeden mógł mi pomóc. Było lato, gorąco, a ja jak zwykle w grubej kurtce, żeby ukryć swoją fizyczną kobiecość. Pan doktor chciał mi dać termin na za trzy miesiące, ale powiedziałem mu, że nie wyjdę z gabinetu, że musi zająć się mną już dziś. Dwa tygodnie później miałem termin na testy, które kwalifikują do zmiany płci. Miesiąc później wypadał termin pierwszej operacji. Testy były trudne, intymne pytania doprowadzały do szału. Później koszmarne były także bóle po operacjach (okropnie bolało wycinanie macicy, rekonstrukcja członka i jąder) ale mam to za sobą. I mam to, czego zawsze chciałem: odzyskałem moją właściwą tożsamość płciową. Nie wstydzę się tej zmiany – podkreśla.

Roni

Urodziła się już prawie 28 lat temu w niewielkim Kwidzynie jako Ronald Lachowicz. Teraz, od dwóch lat mieszka i pracuje w Londynie. - Dostałam propozycję pracy na dobrych warunkach, za dobre pieniądze w pewnym studiu tatuażu. Przekłuwam i modyfikuję ludzi. Jak już wylądowałam na lotnisku, poczułam ulgę. Jestem nagle szczęśliwsza, żyję jak chcę, pozostając sobą – cieszy się Roni. Odkąd jest w Londynie występuje jako Ona, jednak dość późno uświadomiła sobie, co się z nią dzieje. Dopiero, jak była nastolatką zaczęła to sobie uświadamiać. - Nie słyszałam nigdy o TYM od innych ludzi, nie pokazywano programów o tym w TV, a jedyny obraz osób trans, jaki miałam w głowie, to obraz transwestyty, zboczeńca. Czy ktokolwiek chciałby się utożsamiać z kimś takim? – pyta retorycznie Roni.

Jako nastolatka odkryła także modyfikacje ciała: kolczyki, tatuaże, implanty. Coraz wyraźniej zrozumiała, że jej podróż do odkrycia siebie samej jeszcze nie jest skończona. – Że nie chcę żyć na 50 czy nawet 90 proc., ja chce mieć wszystko. Chciałam być w końcu szczęśliwa. Trochę podróżowałam za granicę. Chciałam zobaczyć, co świat ma mi do zaoferowania, jako że mój kraj niestety to nie była zadowalająca opcja dla mnie. Podczas gotyckiego festiwalu w Niemczech, poznałam całą masę kolorowych ludzi, którzy nijak nie pasowaliby to heteronormatywnego, konserwatywnego wizerunku NORMALNEGO polskiego obywatela. Zrozumiałam, że są ludzie gdzieś tam w świecie podobni do mnie. Są szczęśliwi, nie muszą rezygnować z siebie ze trachu przed utratą pracy czy najbliższych – mówi Roni. - Po powrocie z Niemiec, pokazałam się raz pierwszy jako Ona. Zrobiłam to na konwencie tatuażu. Jak wychodzić z szafy, to z przytupem! – śmieje się Roni. – Wtedy zobaczyłam, jak wiele osób potrafi się odwrócić od człowieka tylko dlatego, że jest nieco inny od nich – dodaje.

Z rodziną poszło całkiem gładko. - Nie mieli z tym problemu, choć na początku mojej przygody z modyfikacjami byli nieco sceptyczni, bo bali się, że ludzie mogą mnie skrzywdzić. Gdy zdecydowałam się na korektę płci też okazali się niebywale wyrozumiali. Odwiedziłam babcię, żeby jej w końcu powiedzieć, że będę teraz dziewczynka, a ona stwierdziła: „O, super, będę miała kolejną wnuczkę”. I tyle. Bez stresu, dramatu rodzinnego. Mam stały kontakt z rodzicami, bratem, kuzynami. Moja rodzina jest najlepsza!

Rafał

On nie miał takiego szczęścia, jak Roni. Choć to ,że jest chłopcem zamkniętym w ciele dziewczynki, czuł od zawsze. – Niestety, nie miałem wsparcia ze strony rodziny, co wpłynęło na odłożenie decyzji o zmianie na wiele lat. Czuję z tego powodu ogromny żal. Nie tylko do siebie ale i do naszego prawa, które nakazuje pozywać do sądu własnych rodziców. Nie byłem w stanie przekonać rodziców do swojej decyzji, musiałem wyjechać z rodzinnego miasta i uniezależnić się finansowo. Obawiałem się też reakcji otoczenia, które tolerancyjne nie jest, co widać na każdym kroku i dziś – mówi Rafał. Właśnie przechodzi terapię hormonalną. Późno, bo ma już ponad 30 lat. Nie chce podawać nazwiska ani pokazywać twarzy. W jego firmie na pewno nie przyjęto by tego dobrze. Z własną odmiennością toczył walkę przez lata. - Próbowałem w różny sposób "wyleczyć się" z transseksualizmu, wchodziłem w różnego rodzaju związki, lecz ciągle coś mi nie pasowało. Wiedziałem, że nie będę w stanie założyć rodziny, ale także nie mogłem się odnaleźć jako "lesbijka", bo nie czułem się kobietą. Gdybym miał wsparcie rodziny już od osiągnięcia pełnoletniości oszczędziłbym sobie i innym przykrych rozczarowań – stwierdza z żalem.

Edyta

U niej proces dochodzenia do tego, kim naprawdę jest był bardzo długi. Edyta ma już 45 lat. Do tej pory starała się wpasowywać w męską rolę. - Kiedy już wiedziałam, że to się nie uda, nadal oszukiwałam siebie i tkwiłam w związku małżeńskim. Bardzo wiele osób trans płciowych poświęca się dla rodziny, a jak do tego dochodzą jeszcze dzieci i sprawy majątkowe, wolą tego nie rzucać. Ale nie każdy to umie – mówi Edyta Dziś rzeczniczka fundacji Trans-Fuzja działającej na rzecz osób takich, jak ona. Swojego męskiego imienia i nazwiska ujawniać nie chce. Na razie. - Jestem jeszcze przed rozpoczęciem procesu przemiany, już po wstępnych rozmowach u lekarzy. Ujawniam się w moim środowisku zawodowym, bo muszę, bo za moment przestanę funkcjonować tak, jak do tej pory – wyjaśnia Edyta.

Na stronie fundacji Trans-Fuzja występuje jako Edyta Baker, ale taka osoba prawnie nie istnieje. Kiedy reprezentuje fundację oficjalnie, musi nadal używać męskiego imienia i nazwiska, Teraz mówi o takich sytuacjach, że „musi udawać faceta”. Zupełnie nim się już nie czuje.

Poza przejściem przez cały proces przemiany medycznej czeka ją także legalizacja nowej tożsamości w urzędach. A w tych polskich bywa to droga przez mękę - Procedura sądowa bywa upokarzająca, bo sędziowie nie mają doświadczenia w postępowaniu z takimi osobami. Często robią to w sposób mało delikatny, bardzo formalny. Nie myślą o tym, że dotyczy to najbardziej intymnej sfery osoby, która przed nimi stoi. Poza tym sam fakt, że takie decyzje zapadają się w sprawach procesowych, czyli pozywamy własnych rodziców o błąd, to jest problem. Zwłaszcza kiedy mamy rodziców nie akceptujących sytuacji – wyjaśnia Edyta.

Hormony, rechot, rozpacz

Gdy słyszymy wypowiedzi osób publicznych świadczące nie tylko o ich kompletnym braku wiedzy, ale też elementarnej przyzwoitości, zastanawiamy się, osoby transseksualne wciąż spotykają się z tak ogromną nietolerancją? To, że są jakie są, to nie ich fanaberia. To kwestia struktury neurohormonalnej, a płeć psychiczna krystalizuje się w okresie prenatalnym. Zdaniem dra Dulki, brakuje nam elementarnej wiedzy w tym zakresie. Co większość z nas odpowie na pytanie, ile istnieje płci? Dwie, oczywiście. - Tak naprawdę płci, według obecnego stanu badań mamy sześć: mężczyznę, kobietę, płeć nieokreśloną, transwestytę (często mylony z fetyszyzmem, czyli zachowaniem seksualnym), później jest płeć transgenderyczna (gdy osoba 24h/dobę czuje się przedstawicielem płci odmiennej niż ma fizyczną, ale akceptuje posiadane narządy płciowe, jak np. młody chłopiec do bioder jest super dziewczyną, a od bioder ma członka, owłosione uda, itp. I wreszcie ostatni rodzaj, czyli transseksualista, który w ogóle się nie akceptuje, dla transseksualnego chłopca rosnący biust jest czymś strasznym, nie mówiąc o pierwszej miesiączce. Oni myślą o sobie nawet żeńskimi końcówkami w mózgu – wylicza dr Dulko.

Ile elementów wpływa na to jacy jesteśmy? Samych czynników determinujących płeć jest dziesięć. Między nimi mogą zajść jeszcze kombinacje. Człowiek to bardzo skomplikowana maszyna. Warto o tym pamiętać.
Cały tekst można przeczytać w najnowszym numerze tygodnika "Wprost", który od niedzielnego wieczoru jest dostępny w formie e-wydania.

Najnowszy numer "Wprost" także dostępny na Facebooku.