"W Smoleńsku musiało zdarzyć się coś ekstremalnego"

"W Smoleńsku musiało zdarzyć się coś ekstremalnego"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Dlaczego piloci Tu-154M mimo komendy "odchodzimy" - nie odeszli? (fot. Wprost) Źródło:Wprost
Jak dowódca powie "odchodzimy” to jest to święte. A oni nie odeszli. Uważam, że musiało się zdarzyć coś tak niesamowicie ekstremalnego, że do tego nie doszło. Albo nastąpiła usterka techniczna samolotu - mówi o tym co wydarzyło się w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 roku w pierwszym obszernym wywiadzie w polskich mediach ppłk Bartosz Stroiński, były dowódca eskadry w 36 pułku. Ppłk Stroiński jako ostatni wylądował w Smoleńsku tupolewem - 7 kwietnia 2010 roku z premierem Donaldem Tuskiem.
Magdalena Rigamonti, Piotr Śmiłowicz: Która teza z raportu Millera jest nieprawdziwa?

Ppłk Bartosz Stroiński: Tam wiele tez jest nieprawdziwych. Choćby stwierdzenie, że piloci byli źle wyszkoleni. Według mojej opinii piloci w 36 Pułku byli bardzo dobrze wyszkoleni. Arek (kpt. Protasiuk  - przyp. red) lądował w Smoleńsku wielokrotnie, w tym trzy dni przed katastrofą, 7 kwietnia, na prawym fotelu. Ja siedziałem na lewym.  Kolejna teza, z którą się nie zgadzam jest to, że Arek przestawił sobie ciśnienie z aktualnego panującego na lotnisku na standard, na ciśnienie 1013.

Ale to jest fakt. Dane z  wysokościomierza zapisały się na czarnej skrzynce i widać, że jest przestawione ciśnienie.

Tak, jest przestawione ciśnienie, ale moim zdaniem to nie tak, że ktoś chciał wyłączyć EGWPS (system ostrzegający pilotów o zbliżaniu się ziemi – przyp. red), bo do EGWPS mamy drugi przycisk, który można nacisnąć i nie ma głosu. Moim zdaniem mogło chodzić o to, że wysokościomierz był w stopach, a Arek być może chciał go przełączyć w metry.

Pomylił przyciski?

To jest tylko moja hipoteza. Przyciski są oddalone od siebie o cztery, pięć centymetrów - ale są takie same, identyczne. Dla pilota informacja o tym, na jakiej jest wysokości jest podstawowa. Ale kiedy się przerzuci na standard, to nie ma żadnej informacji dotyczącej wysokości.

(...)

Miał pan w Moskwie poczucie, że wszyscy za katastrofę winią pilotów?

Jak się tam znalazłem, miałem poczucie, że wszyscy sądzą, iż to jest wina załogi. (…) Proszę mi wierzyć, że na początku nic na tym nie odpowiadałem, bo nie miałem takich informacji. Jak odsłuchałem głosy załogi pierwszy raz, to byłem bardzo przygnębiony, ale później w Instytucie Ekspertyz Sądowych im. Sehna znaleziono dużo nowych informacji. Najważniejszą informacją jest to, że dowódca załogi powiedział "odchodzimy", a jak dowódca powie "odchodzimy” to jest to święte.

Ale nie odeszli.

Nie odeszli. To jest zagadka, która nie daje mi spać. Nie odeszli...

Ktoś im nie pozwolił odejść, sprawił, że to się nie udało?

Nie wiem. Po prostu uważam, że musiało się zdarzyć coś tak niesamowicie ekstremalnego, że do tego nie doszło. Albo nastąpiła usterka techniczna samolotu.

A jaka to mogła być usterka?

Nie wiem. Zablokowanie sterów samolotu, nie wiem. Mogło być pewnie wiele różnych sytuacji. Lotnictwo ma niestety to do siebie, że uczy się dopiero po błędach.

Cały wywiad Magdaleny Rigamonti i Piotra Śmiłowicza z ppłk. Bartoszem Stroińskim będzie można znaleźć w najnowszym numerze tygodnika "Wprost", który od niedzielnego wieczora będzie dostępny w formie e-wydania.

Najnowszy numer "Wprost" będzie także dostępny na Facebooku.