To nie są narodowcy

To nie są narodowcy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Współcześni tak zwani narodowcy, rzekomo broniący ojczyzny, nie są narodowcami (FOT . BARTŁOMIEJ KUDOWICZ / FORUM) 
Współcześni tak zwani narodowcy, rzekomo broniący ojczyzny, nie są narodowcami. To tylko nienawistna prawica, która z piękną romantyczno-liberalną ideą narodu nie ma nic wspólnego.
Nie obawiałbym się ludzi broniących tradycji ojczyzny w dzisiejszej Polsce, a nawet bym ich popierał, bo ojczyznę powszechnie mamy za nic. Mamy za nic w edukacji szkolnej, skoro historia jest na szarym końcu, mamy za nic w domach, gdzie się już wielkich polskich poetów i prozaików nie czyta, mamy za nic w Kościele (poza wzniosłym gołosłowiem) i przy wszystkich oficjalnych obchodach. Mamy ją za nic nawet w codziennej wiedzy, jak ten poseł, który powstanie warszawskie sytuuje w 1989 r. A ojczyzna jest nam potrzebna jak „oddychalne powietrze” – pisał Maurycy Mochnacki.

Jestem jednak przekonany, że współcześni tak zwani narodowcy, rzekomo broniący ojczyzny, nie są narodowcami, lecz radykalną nienawistną prawicą, która z piękną romantyczno-liberalną ideą narodu nie ma nic wspólnego.

A oto dlaczego: na początku XIX w. nacjonaliści (Fichte i inni) doprowadzili do powstania idei, którą nazwali „narodem” i która stopniowo była ucieleśniana. Przedtem narodów po prostu nie było – były państwa. Nie dziwota, że idea narodowa zrodziła się na terenach Niemiec, gdzie istniało ponad 400 państw, państewek i państewuniek oraz Prusy. Po napoleońskiej klęsce inteligencja niemiecka obudziła się i chciała wspólnych, zjednoczonych Niemiec.

W Polsce ta sama romantyczna wizja narodu miała zupełnie inny charakter. Polska była i być przestała, więc Polacy potrzebowali własnego państwa, ale problemem zasadniczym było – dla kogo? Czy dla kilku procent oświeconej szlachty i mieszczaństwa, czy dla całej ludności zamieszkującej polskie tereny?

Jak to było z Dmowskim

Pod koniec stulecia niektórzy myśliciele zrozumieli, że naród jest niezbędny, ale nie jako wartość sama w sobie, lecz jako rama, w której może funkcjonować demokratyczne społeczeństwo. Demokratyczne i liberalne – jak to formułował Roman Dmowski, bezprawnie uznany przez obecnych radykalnych prawicowców za mistrza. Dmowski przez pierwszą dekadę działalności głosił idee modernizacyjne, demokratyczne i radykalnie antykościelne. Romantyzm uważał za marzenia, bo był realistą, powstania za zbędną utratę najlepszych przedstawicieli narodu, Kościół polski – za pozbawiony jakiejkolwiek zasługi dla narodu (to prawda), Kościół powszechny zaś za niemądrze głoszący ideę miłosierdzia w świecie, w którym dominuje siła i walka o przetrwanie narodów.

Dopiero w latach 20. Roman Dmowski zawarł sojusz, cyniczny i taktyczny, z dużą częścią polskiego Kościoła, który był przede wszystkim prawicowy oraz – podobnie jak Dmowski – głęboko antysemicki (przy tekstach na przykład ojca Kolbego ksenofobia ojca Rydzyka to malusieńkie piwo). Dalsza międzywojenna historia ugrupowania Dmowskiego, czyli endecji, to smutne dzieje. Początki były jednak znakomite i w pierwszych latach endecję poparła duża grupa oświeconej i liberalnej polskiej inteligencji, w tym także najwybitniejsi, jak Stanisław Wyspiański.

Nacjonalizm w Polsce, podobnie jak w tym samym okresie w niemal całej Europie, odegrał zatem rolę modernizacyjną (szkolnictwo powszechne), wprowadził realistyczne kategorie myśli politycznej oraz usiłował (z dobrymi skutkami zwłaszcza w Galicji) doprowadzić do rozpowszechnienia poczucia obywatelskości wśród całego polskiego społeczeństwa, łącznie z chłopami, którzy na ogół żadnej świadomości narodowej nie mieli.

Młodzież wszechpolska bezczelnie jako cele swoich działań stawia przemówienie Dmowskiego z 1929 r., czyli z okresu poniżającej polskość ksenofobii, agresji i paskudztwa endecji. Jeszcze wtedy jednak Dmowski kończył swoje wystąpienie słowami, z którymi wszyscy się zgodzimy: „Wielkie, silne państwo polskie potrzebne jest nie tylko nam do naszego rozwoju narodowego, do urzeczywistnienia naszych celów i spełnienia naszych zadań. Nie mniej jest ono potrzebne do utrwalenia pokoju, a z nim warunków wielkiej pracy cywilizacyjnej całej Europy”. Niestety, już wtedy praktyka polityczna endecji była antypaństwowa.

Czy taką wizję narodu proponują nam prawicowi nienawistnicy? Zupełnie nie, bo dla nich nawet tradycjonalizm nie jest wartością. Siłę pojmują jako agresywność, a nie potęgę cywilizacyjną. W istocie są to ludzie – przykro mi to mówić, bo cenię konserwatyzm – pochwalający wzorce anachroniczne bez ich znajomości i bez osadzenia w tradycji. Ludzie, dla których bycie znikąd jest zaletą, a nie wadą. Ludzie, którzy bronią rzekomo społeczeństwa przed przemianami moralnymi, jakby było czego bronić. Dmowski – nie ma co do tego najmniejszej wątpliwości – byłby za związkami partnerskimi i sam w takim związku przez lata pozostawał, o czym wiem niemal z pierwszej ręki.

Więcej w artykule Marcina Króla w najnowszym numerze tygodnika "Wprost", który od  niedzielnego wieczora będzie dostępny w formie e-wydania .


Najnowszy numer "Wprost" będzie także dostępny na Facebooku .