Żołnierze z Nangar Khel: chcą zrobić z nas morderców z zimną krwią

Żołnierze z Nangar Khel: chcą zrobić z nas morderców z zimną krwią

Dodano:   /  Zmieniono: 
(mat. ilustracyjny - polski patrol w Afganistanie, fot. Pawel Ulatowski / Newspix.pl) Źródło: Newspix.pl
- Wystrzeliliśmy 24 pociski, a w rejon zabudowań wpadły trzy. Gdybyśmy chcieli celować w tę wioskę, to proporcje byłyby inne. Tylko trzy nie trafiłyby do celu - mówi Magdalenie Rigamonti podporucznik Łukasz Bywalec "Bolec" - jeden z żołnierzy, którego prokuratura obciąża winą za śmierć sześciu afgańskich cywilów pod Nangar Khel.
Pododdział, w którym służyli "Osa" i "Bolec" 16 sierpnia 2007 r. został wysłany jako wsparcie dla zaatakowanego konwoju polsko-amerykańskiego.

- Konwój był unieruchomiony. Dojeżdżamy na miejsce. Standardową procedurą jest demonstracja siły, czyli ostrzelanie okolicznych wzgórz... Rozstawiamy moździerz i zaczynamy strzelać - mówi Magdalenie Rigamonti "Osa". Potem "po radiu" przychodzi informacja, że trafione zostały zabudowania.

"Bolec": Szok. Naprawdę szok. Jedziemy tam. To są sekundy.

"Osa": Po drodze spotykamy Afgańczyka, który potwierdza, że spadły pociski i że ludzie potrzebują pomocy.

"Bolec": Nie wierzymy w to, co widzimy. (...) To była masakra. Ludzie ranni. Zaczynamy pomagać. Sanitariusze ratują. Część ludzi zabezpiecza teren. Daliśmy informacje do bazy, że potrzebny jest śmigłowiec medyczny. Osa przygotował lądowisko.

- Prokuratura znowu chce, żebyśmy poszli siedzieć - mówi Magdalenie Rigamonti chor. Osiecki. Ppor. Bywalec podkreśla, że choć sprawa ciągnie się sześć lat, nikt nie przeprowadził w okolicach Nangar Khel wizaji lokalnej. Zdaniem rozmówcy "Wprost", prokuratura za wszelką cenę chce z żołnierzy zrobić "morderców, którzy z zimną krwią, z premedytacją zabili sześć osób, w tym dzieci". Bywalec dodaje, iż po wielkim show w mediach, "że polscy żołnierze to zbrodniarze wojenni", okazało się, że przeciw oskarżonym nie ma żadnych obciążających dowodów.

- Nie jesteśmy wariatami, żądnymi krwi bandziorami, tylko żołnierzami - deklaruje chorąży. - Wystrzeliliśmy 24 pociski, a w rejon zabudowań wpadły trzy. Gdybyśmy chcieli celować w tę wioskę, to proporcje byłyby inne. Tylko trzy nie trafiłyby do celu - mówi "Bolec".

"Osa" dodaje, że tak naprawdę pociski nie wpadły do Nangar Khel, bo Nangar Khel było kilometr dalej. - To był przysiółek. Dwie lepianki. My nawet tego nie widzieliśmy. Byliśmy półtora kilometra od tych zabudowań - podkreśla.

Proces w sprawie ostrzelania afgańskiej wioski Nangar Khel trwa od 6 lat. Chorąży Andrzej Osiecki "Osa" i podporucznik Łukasz Bywalec "Bolec" zostali uniewinnieni przez sąd pierwszej instancji. Prokuratura wniosła apelację. Chce, by czterech uniewinnionych odpowiedziało za śmierć sześciu afgańskich cywilów.

Co się wydarzyło 16 sierpnia 2007 r. w okolicach Nangar Khel? Czy "Osa" i "Bywalec" nie mają sobie nic do zarzucenia? Czy sądzą, że pojadą jeszcze na misję do Afganistanu?

Pełny zapis rozmowy Magdaleny Rigamonti z chorążym Andrzejem Osieckim "Osą" i podporucznikiem Łukaszem Bywalcem "Bolcem" w najnowszym (25/2013) numerze tygodnika "Wprost".


Nowy numer "Wprost" od niedzielnego wieczora jest dostępny w formie e-wydania .

Najnowszy "Wprost" jest także dostępny na Facebooku .