"Zbrodnia wołyńska jest jak zbrodnia biblijna"

"Zbrodnia wołyńska jest jak zbrodnia biblijna"

Dodano:   /  Zmieniono: 
(fot.zbrodniawolynska.pl)
Paweł Kowal, przewodniczący Komisji Parlamentu Europejskiego UE-Ukraina w rozmowie z Marcinem Lisem dla "Wprost" powiedział, że zbrodnia wołyńska wypełnia kryteria definicji ludobójstwa, jednak Polska nie posiada ekspertyz prawniczych pozwalających na sądzenie kogokolwiek za wydarzenia z 1943 roku.
Marcin Lis: Nazwałby Pan zbrodnię wołyńską ludobójstwem?

Paweł Kowal: Sprawdziłbym, czy wypełnia kryteria określone w 1948 roku (zawarte w Konwencji ONZ w sprawie Zapobiegania i Karania Zbrodni Ludobójstwa uchwalona 9 grudnia 1948 – red.). A zbrodnia wołyńska zdecydowanie je wypełnia.

Skoro tak, to dlaczego politycy czy duchowni polscy i ukraińscy unikają tego określenia?


Nie sądzę, żeby była duża różnica pomiędzy określeniem "ludobójstwo" i "nosząca znamiona ludobójstwa", tak jak zaproponowano w projekcie uchwały sejmowej. Ponadto w sensie prawnym termin ludobójstwo i tak jest nie do zastosowania. Po pierwsze państwo ukraińskie wtedy nie istniało, więc trudno widzieć państwo ukraińskie jako stronę, zwłaszcza że dziś nikt nie jest prawnym kontynuatorem organizacji UPA (Ukraińskiej Powstańczej Armii – red) odpowiedzialnej za wymordowanie polskiej ludności za Wołyniu i w Galicji Wschodniej. Co więcej definicję ludobójstwa sformułowano po dokonaniu rzezi wołyńskiej.

Konwencja mówi jednak, że osoby fizyczne nie będące funkcjonariuszami państwa również mogą być sądzone za zbrodnię ludobójstwa.

Zapytałem kilka instytucji polskich, czy Polska posiada ekspertyzy czysto prawnicze, pozwalające sądzić kogokolwiek za ludobójstwo na Wołyniu. Dziś je opublikuję. Z ekspertyz wynika, że w sensie oficjalnym Polska nie posiada takich dokumentów. Jest opinia historyków, która każe powiedzieć prawdę. Kiedy stoję nad grobami polskich ofiar w Porycku i kiedy mam powiedzieć co tam się wydarzyło, to wiem, że człowiek uczciwy i znający realia historyczne powinien powiedzieć: "tak, w tym miejscu Ukraińcy zamordowali Polaków".

Ale czy omijając to słowo nie wybielamy historii?


Żeby opisać zbrodnię i powiedzieć kto jest oprawcą, a kto ofiarą nie musimy koniecznie stosować kategorii prawnomiędzynarodowych. Jeśli tak by było, to należałoby mieć pretensje do Jana Pawła II, który wielokrotnie mówił o drażliwych sprawach polsko-ukraińskich i nigdy nie używał słowa "ludobójstwo", więc dziś nie powinniśmy się koncentrować wokół jednego słowa. Jeśli Ukraińcy nie są w stanie odpowiednio podejść do tej zbrodni, to myślę, że jest to bardziej potrzebne im niż nam, bo my wiemy jak było.

Bywa Pan często na Ukrainie. Dlaczego Ukraińcom tak trudno przychodzi przyznać się do tego co działo się 70 lat temu?

Najpierw trzeba zrozumieć to co się zdarzyło w Porycku i niemal 100 innych miejscowościach Wołynia, ale także to, co działo się później, kiedy broniąc się czy uprzedzając ataki działały również polskie oddziały. Ludzie, którzy boją się nazwać sprawę po imieniu, mają kłopot z wyobraźnią. Im się po prostu w głowie nie mieści, patrząc przez dzisiejszy pryzmat, jak to się mogło stać, że do wsi czy miasteczka wchodził oddział uzbrojony w sprzęt służący do prac domowych i mordował 100, 150 czy 200 mieszkańców. Aby człowiek mógł odpowiedzieć na pytanie, co się stało musi najpierw uruchomić wyobraźnię. Myślę, że wielu ludzi na Ukrainie, którzy sądzą, iż nazwanie Wołynia ludobójstwem jest skierowane przeciw Ukrainie, ma ogromny problem z wyobraźnią.

Dlaczego właściwie Ukraińcy przejmują się tym co uch wali polski Sejm?


Myślę że tu trzeba szukać korzeni w latach komunizmu. My zapomnieliśmy, że Polska była kiedyś państwem federacyjnym, ponieważ w komunistycznej szkole uczono nas, że była Polską od morza do morza, a nie krajem składającym się z Korony, Wielkiego Księstwa Litewskiego, a później i Rusi. Na tej samej zasadzie Ukraińcy mają problem ze zrozumieniem swojej historii. W szkole byli źle uczeni, przez co uchwała polskiego Sejmu, żeby nie wiem jak ją tłumaczyć, w Kijowie wywołuje poczucie - "ktoś chce nas obrazić, Polakom coś się stało i nas atakują". Powinniśmy jako państwo, które chce być państwem dojrzałym, przyjaznym, rozumieć uwarunkowania polityczne naszych sąsiadów.

Publikowanie przez stronę polską dokumentów dotyczących Ukraińców ratujących Polaków, którzy często ginęli z rąk swoich rodaków, pomoże w otwarciu naszych sąsiadów na tę kwestię?

Jeżeli ktoś chce w dobrej wierze powiedzieć prawdę, to trzeba powiedzieć kto kogo zamordował. Trzeba szukać winnego, ale w tym wypadku winni będą tylko dla sprawiedliwości. Mogą nimi być osoby fizyczne, ale nie państwo ukraińskie.

Trzeba być gotowym do wybaczeni, nawet wtedy, gdy druga strona jest oziębła. Szczególnie jeżeli dzieje się to na gruncie chrześcijańskim, jak niektórzy chcą, a czego jestem zwolennikiem. Wtedy my przepraszamy i wybaczamy  dla siebie i naszego bliźniego, ale także dla Pana Boga. Nie można pogodzić chrześcijańskiej postawy z zatwardziałością. I myślę że obserwujemy to co się dzieje na Ukrainie, to powinniśmy powiedzieć, że pojawiły się osoby, które są bliskie tego, by zrozumieć także winę Ukraińców.

Prezydent W iktor Janukowycz należy do tych osób?

Dla prezydenta Janukowycza ta sprawa nie jest aż taka kłopotliwa, jak dla Ukraińców z zachodu. Potępienie działań UPA nie jest dla niego problemem - on się z tą tradycją nie utożsamia. Nie musimy walczyć o zrozumienie Ukraińców w Doniecku czy Dniepropietrowsku. Musi nam zależeć na zrozumieniu Ukraińców z zachodu.
 
Kiedy widzę dziennikarzy, czy intelektualistów ukraińskich, którzy jada z nami do Porycka i stoją nad mogiłami, gdzie dojrzewają lub dojrzeli już do tego, by powiedzieć jak było, to myślę, że powinno nas być stać, jako Polaków, na cierpliwość polegającą na tym że robimy to co do nas należy.

A co do nas należy?

Upamiętnienie zmarłych – problem Antygony. Zaznaczyć krzyżami i pochować. Należy do nas powiedzieć jak było i wyciągnąć wnioski na przyszłość. To nie jest puste jak może się wydawać. To jest bardzo konkretne dlatego, że to określa nasz stosunek do zabójstwa, do życia, do zabójstwa z przyczyn politycznych. Widzimy, że nawet dziś w Europie czy Afryce takie rzeczy się zdarzają. Znów wrócę do wyobraźni. Nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić tego co stało się na Wołyniu. Jaka to była skala degradacji moralnej. Całe szczęście, że byli wówczas tacy Ukraińcy jak arcybiskup Szeptycki, którzy mówili że żadne względy polityczne, kalkulacje, czy geopolityka nie mogą usprawiedliwiać morderstwa, a szczególnie morderstwa w takiej skali. Jeśli ktoś się chce gniewać i usłyszeć słowo ludobójstwo tylko po to, żeby pognębić Ukraińców, to błądzi.

Część komentatorów próbuje porównać Wołyń do Katynia.

Porównywanie Wołynia do Katynia czy Oświęcimia nie ma najmniejszego sensu. I najbardziej mnie denerwuje, kiedy dobrze wykształceni ludzie w Polsce porównują prawne aspekty tych wydarzeń. Uważam to za skandalicznie i każdego kto to robi, odsyłałbym do szkoły podstawowej. Zbrodnia na Wołyniu była zbrodnią w ramach całkiem niedawno jednego państwa, a w sensie prawnym wciąż jednego państwa – Rzeczpospolitej. Mieszkali w niej obok siebie Polacy, Ukraińcy, Żydzi, Litwini i wiele innych mniejszości narodowych. To była zbrodnia, w której oprawcy i ofiary mieli to samo obywatelstwo - obywatelstwo Rzeczpospolitej. Tam nie było dwóch stron w sensie prawnomiędzynarodowym. To była zbrodnia w ramach państwa, które chciało być - i to jest ważne żeby Polacy rozumieli - takim państwem jak I Rzeczpospolita. Taki był plan Józefa Piłsudskiego, żeby narody na zasadzie federacji mieszkały i żyły obok siebie. Tak jak powiedział Jan Paweł II, gdy wchodziliśmy do Unii Europejskiej: "Od Unii Lubelskiej do Unii Europejskiej".

J eśli nie Katyń, to czy zbrodnię wołyńską można w ogóle do czegoś porównać?

Jeśli w ogóle można zbrodnię wołyńską porównać do czegoś to do Jedwabnego, czy do zbrodni opisanej w Biblii, gdzie Kain zabił Abla. To była dokładnie taka sytuacja, tylko że obok siebie mieszkali nie bracia, a sąsiedzi. Jeden uprawiał ziemię, drugi pasał bydło. I pewnego dnia jeden zamordował drugiego mając jakieś kalkulacje polityczne. To jest typowa zbrodnia kainowa, której istotna częścią jest to, że Kain nie chciał się przyznać do popełnienia jej i nie chciał powiedzieć dlaczego to zrobił. W kwestii Wołynia mamy ten sam problem. Bardzo wielu ludzi nie przyznając się do tego co się stało bierze niejako udział w tej zbrodni.

Mimo, że sprawa Wołynia jest częścią najnowszej historii Polski, to 2/3 Polaków, jak wynika z sondażu przeprowadzonego dla "Rzeczpospolitej” nie słyszało nigdy o zbrodni wołyńskiej.


Od dawna jestem zwolennikiem i wiele razy to proponowałem, by wprowadzić zasadę zobowiązującą każdy rocznik uczniów przed maturą, by zanim przystąpią do egzaminu dojrzałości przynajmniej raz odwiedzili Kresy. Taka wizyta miałaby na celu pokazanie im czym były Kresy.  Że były to ziemie nie polskie, w rozumieniu jak nauczył nas PRL – ziemie zamieszkane przez Polaków, ale ziemie zamieszkiwane przez różne narody. Uczniowie musieliby zrozumieć jak zachodziły tam relacje i jak to wszystko się zakończyło. Zobaczyliby bogactwo kultur i tradycje. MEN powinien się wysilić i doprowadzić, by powstała taka możliwość dla maturzystów - tak jak każdy młody Żyd przynajmniej raz odwiedza miejsca związane z Holocaustem. Taki program powinien pokazywać dobra kultury, cmentarze – wołyńskie, ale nie tylko. Mógłby przewidywać porządkowanie ich. Uczniowie powinni otrzymać solidną informację, że Polska nie była państwem tylko Polaków, że I Rzeczpospolita była państwem federacyjnym, II Rzeczpospolita chciała takim być, ale nie mogła przez politykę Rosji Sowieckiej.

Kwestię Wołynia, czy np. tzw. żołnierzy wyklętych wciągają na swoje sztandary organizacje skrajne. Nie jest to niebezpieczne dla pamięci o ofiarach?


Ci którzy uważają, że sprawa Wołynia jest taka sam jak sprawa Katynia, głoszą de facto poglądy nacjonalistyczne, ponieważ zaprzeczają charakterowi Rzeczpospolitej. Faktycznie mamy do czynienia z niebezpieczeństwem, że niektóre z tematów historycznych zostaną przejęte i kompletnie błędnie zinterpretowane przez ludzi, którzy zupełnie nie rozumieją historii. To dotyczy także powstania warszawskiego. Powstanie nie było nacjonalistyczne. To było wydarzenie, za którym stała najlepsza część otwarcie myślącej, proeuropejskiej elity Warszawy i Polski. Elementy traumy mogą zostać zawłaszczone przez ruchy skrajne. Stefan Kisielewski mawiał, że nacjonalizm jest objawem słabości, a ostatnią rzeczą jakiej był chciał, to taka żeby te ważne wydarzenia w historii Polski interpretować przez nacjonalistyczną kalkę. Byłoby to objawem skrajnej słabości

* * *

Zbrodnia wołyńska to dokonana przez nacjonalistów ukraińskich z UPA [Ukraińskiej Powstańczej Armii – red.] akcja usunięcia z terenów Wołynia i Galicji Wschodniej ludności pochodzenia polskiego. Brutalne czystki etniczne miały miejsce przede wszystkim od lutego 1943 do lutego 1944. Tereny te znajdowały się wówczas pod okupacją niemiecką. Kulminacją mordów była tzw. krwawa niedziela 11 lipca 1943, gdy zaatakowano 99 polskich miejscowości na Wołyniu.

Podczas czystek zginęło od 100 do 120 tys. Polaków i od 10 do 20 tys. Ukraińców. Część Ukraińców została zamordowana przez nacjonalistów z UPA za pomoc Polakom. Zdarzały się także akcje odwetowe ze strony Polaków na ludności ukraińskiej.

Mordując mieszkańców pochodzenia polskiego stosowano głównie narzędzia rolnicze, a zadawanie śmierci było okrutne i bolesne. Partyzanci UPA atakowali często w niedziele i święta zamykając Polaków w kościołach i podpalając je.