Co po bankructwie Detroit?

Co po bankructwie Detroit?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Centrum Detroit, fot. sxc.hu Źródło: FreeImages.com
W zeszłym tygodniu Detroit oficjalnie ogłosiło upadłość. To największe bankructwo w historii USA. Co będzie dalej z największym miastem w stanie Michigan?
Corktown, główna dzielnica biznesowa Detroit - największego miasta w stanie Michigan na północy USA. Symbolem tego kwartału przez 100 lat był dworzec kolejowy Michigan Central Station. Osiemnastopiętrowy budynek w chwili oddania do użytku był najwyższym tego typu obiektem na świecie. Dzisiaj wejście do stacji jest ogrodzone drutem kolczastym. Powybijane szyby, na czubku gmachu powiewa potargana amerykańska flaga. Jeszcze kilka lat temu Manuel Moroun - amerykański multimilioner pochodzący z Detroit chciał wskrzesić budynek, jednak po hucznych zapowiedział wycofał się z inwestycji. Nikt nie widział celu odbudowy dworca, bo od ponad 10 lat trwa powolny upadek stolicy Michigan.  

W kłopoty miasto wpędziły trzy największe koncerny motoryzacyjne ze swoimi siedzibami w Detroit. Ford, General Motors i Chrysler od lat borykały się ze spadającą produkcją, konkurencją ze strony azjatyckich producentów i wygórowanymi żądaniami związków zawodowych. Gwoździem do trumny były również problemy etniczne i rosnąca przestępczość. W ciągu zaledwie kilku lat Detroit zmniejszyło swoją populację o jedną czwartą, stojąc na skraju bankructwa. W zeszły czwartek Detroit ostatecznie ogłosiło upadłość, dzięki czemu ma uchronić się przed roszczeniami wierzycieli.   

Zdaniem dr. Szkopskiego w prawdziwych tarapatach znajdą się teraz pracownicy administracji. - Pensje strażaków, policjantów, nauczycieli zostały już najpewniej zamrożone. Nie wypłacane są również zasiłki czy świadczenia emerytalne. To z nimi będzie największy problem.  – mówi amerykanista.   

Przed władzami negocjacje z funduszami emerytalnymi, które zainwestowały w obligacje miasta. Od nich zależy wysokość pracowniczych emerytur. Kevyn Orr, któremu w marcu powierzono misję ratowania miasta, zaproponował, że za każdego zainwestowanego dolara da funduszom zaledwie 10 centów. W praktyce oznacza to, że emeryci mogą dostać tylko 10 proc. należnych środków. Obecnie w wyludnionym Detroit na jedną pracującą osobę przypadają dwie w wieku nieprodukcyjnym. Detroit to po prostu miasto ludzi starych, więc kryzys w wypłacaniu emerytur może doprowadzić do starczej rewolucji.  

Od 2008 r. Detroit musiało dokładać rocznie 100 mln dolarów na utrzymanie. W ramach oszczędności zamykano szkoły, posterunki policji, budynki administracyjne. Cięcia objęły nawet oświetlenie uliczne – w Detroit nie działa już 40 proc. lamp drogowych. Czas oczekiwania na interwencję policji wydłużył się do 58 minut. 

Cały tekst można przeczytać w numerze (30/2013) tygodnika "Wprost".  

Najnowszy numer "Wprost" od niedzielnego wieczora jest     dostępny w formie e-wydania     .    

Najnowszy "Wprost" jest także     dostępny na Facebooku      .