Czesław Lang: Tour de Pologne to bardzo prestiżowy wyścig

Czesław Lang: Tour de Pologne to bardzo prestiżowy wyścig

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czesław Lang (fot. FOT. TEDI/NEWSPIX.PL / Newspix.pl )Źródło:Newspix.pl
O tegorocznym, jubileuszowym 70. Tour de Pologne, walce z dopingiem, podnoszeniu wyścigu ze zgliszczy i modzie wśród Polaków na rower mówi Czesław Lang, dyrektor Tour de Pologne.

Pierwsze dwa etapy Tour de Pologne odbędą się we włoskich Dolomitach. Dlaczego zdecydował się pan wyjść z polskim wyścigiem za granicę?

Czesław Lang: Od dawna o tym myśleliśmy i od dawna mieliśmy też sygnały z różnych krajów, które chciałyby mieć u siebie jakąś część naszego wyścigu, m.in. Lwów czy Liège. Dla Trydentu to jest wielka szansa na promocję regionu przez sport. Pod względem turystyki Polacy są dla nich najlepszymi klientami. Kiedy dwadzieścia parę lat temu wyjeżdżałem do Włoch, polskich mężczyzn traktowano tam jak robotników albo złodziei, a Polki jako dziewczyny, które będą tańczyły na rurze w night- -clubie. Włosi postrzegali wszystko, co było za żelazną kurtyną, jako jedną wielką szarą i biedną masę. Dzisiaj co roku milion Polaków jeździ tam na narty, jest nas tam więcej niż jakiejkolwiek innej nacji. Pomysł, żeby rozegrać tam dwa etapy, nam też bardzo odpowiadał. Akurat wypada rocznica powstania naszego hymnu, wiadomo „z ziemi włoskiej do Polski”. Za chwilę Jan Paweł II zostanie świętym, a to jest postać, która nas z Włochami bardzo mocno łączy. Włochy są bardzo bliskie mojemu sercu, mieszkałem tam 15 lat. Francesco Moser, były kolarski mistrz świata, wielki kolarz, jest moim serdecznym przyjacielem. To on zwrócił się do mnie z prośbą o współpracę. Organizacja całego przedsięwzięcia trwała pięć lat. Trzeba uzyskać mnóstwo zgód, zabezpieczeń tras.

Tour de Pologne zyska na tej zmianie?

Taki był nasz cel. Tour de Pologne to jest dziś bardzo prestiżowy wyścig. Włochy to kolarska stolica świata. Mają u siebie przecież świetne toury, ze słynnym Giro d’Italia na czele, a mimo to chcą nas u siebie. Chciałem, żeby ten 70. Tour de Pologne był czymś wyjątkowym. Będziemy mieli świetnych zawodników, swój udział zapowiedzieli już Vincenzo Nibali czy Fabian Cancellara. Patrząc na rankingi, mamy większe gwiazdy niż Tour de France. Mamy świetną imprezę, ale kibice zawsze mieli ten niedosyt. Pytali: „A kiedy u nas będą takie góry?”. No, wiadomo, że raczej nie będzie, przecież nie puścimy kolarzy pod Giewont, bo tam nie ma szosy. Te etapy zrobią też dużo dla promocji Polski we Włoszech. Organizatorzy z Włoch mówią, że na podjeździe na przełęczy Pordoi spodziewają się nawet 80 tys. ludzi.Włosi są zwariowani na punkcie kolarstwa. Dla nich to jest wielkie święto, przychodzą na cały dzień, piją wino, jedzą sery, świetnie się bawią. Ale też bardzo przeżywają. Moser swoje jedyne Giro d’Italia wygrał w 1984 r. dzięki pomocy ludzi z gór. To dla nich swój człowiek, przecież urodził się w Dolomitach. Kiedy na Giro w 1984 r. prowadził po etapach szosowych, wszyscy się bali, że straci przewagę w górach, bo zawsze gorzej jeździł na podjazdach. Miejscowi wywołali więc lawinę i górski etap na przełęczy Stelvio został odwołany.

Na Tour de Pologne takich atrakcji raczej nie będzie. Komplikacje może za to wywołać nowy system punktowania etapów. Dla kolarzy to będzie prawdziwa rewolucja.

Tak, ale kibice tylko na tym zyskają. Dzisiaj dla większości z nich atrakcyjny jest tylko finisz, a całą resztę oglądają tylko pasjonaci i miłośnicy krajobrazów. Oczywiście czytanie peletonu jest fascynujące, bo tam cały czas coś się dzieje, ale do tego trzeba fachowców, którzy potrafią to objaśnić. Inaczej można na cały dzień odejść od telewizora i wrócić na ostatnie pięć minut. Dlatego UCI chce to zmienić, a my chętnie bierzemy w tym udział. Na Tour de Pologne od samego startu są wielkie emocje. Na każdym etapie będzie od trzech do siedmiu premii specjalnych, na których zdobywa się punkty. Za nie z kolei dostaje się sekundy w klasyfikacji generalnej. Może być więc tak, że nie przekraczasz mety jako pierwszy, ale przyjeżdżasz i dostajesz koszulkę lidera. To jest kapitalna gra emocji, bo co chwila jest jakaś ucieczka, cały czas jest walka o punkty. UCI od lat chciało ożywić wyścig i udało mu się to.

Kolarze wytrzymają to napięcie? Po pierwszym dniu Tour de France napisali oświadczenie, w którym krzyczeli: „Wystarczy! Przekroczyliśmy granicę wytrzymałości!”, i twierdzą, że nie da się dziś wygrać TdF bez dopingu.

Trochę przesadzają, ja przejechałem tyle wyścigów i nie musiałem nigdy niczego brać. Ale to fakt, że kolarstwo to nie jest sport, w którym jest wielka kasa. Albo wygrywasz, albo nie zarabiasz. Jeśli weźmie jeden, biorą wszyscy kolejni, bo inaczej odstają. Dlatego tak mnie cieszy to, że kolarze sami walczą z dopingiem. To była pierwsza dyscyplina sportowa, w której zawodnicy dali sobie badać krew, sami o to prosili. Oczywiście, cały czas są odpryski przeszłości, bo ci, którzy badają zawodników, są nieskuteczni. Tak jak z Armstrongiem, którego przez tyle lat badano wielokrotnie i nic nie znaleziono, a prawda wyszła na jaw po latach. My płacimy 30 tys. euro za badania komisji antydopingowej. Chciałbym mieć pewność, że wykryje wszelkie nieprawidłowości od razu, a nie np. za pięć lat.

Po aferze Armstronga jest dziś w kolarskim środowisku czyściej? Nikt już nie bierze dopingu?

Na pewno jest znacznie czyściej. Proszę zobaczyć, jak małe są różnice sekundowe w wielkich wyścigach. Rok temu Kwiatkowski przegrał Tour de Pologne o pięć sekund! Nie zdarzają się już takie sytuacje jak kiedyś, że jeden zawodnik absolutnie dominował, miał po kilka minut przewagi. Zresztą wystarczy spojrzeć na twarze kolarzy, widać ich zmęczenie, wychodzą słabości, po genialnym dniu musi przyjść drugi, w którym brakuje siły. To sprawia też, że coraz więcej nazwisk wchodzi do czołówki nagle. Nie ma już tej nudnej niestabilności, pojedynczych gwiazd i wyścigów samych gladiatorów. Wróciliśmy do tej magii nieprzewidywalności, która przyciąga ludzi. Oni muszą ją czuć, bo kolarstwo to jest masowy sport, łatwo się go uprawia. Wystarczą dwie osoby i już można się ścigać. Ludzie chcą się utożsamiać z zawodnikami.

Świetne występy Michała Kwiatkowskiego na Tour de France sprawią, że na kolarstwo będzie w Polsce boom?

Tak, już widzę, jak rośnie zainteresowanie. Obcy ludzie zaczepiają mnie na ulicy i chcą rozmawiać o występach Kwiatka. To jest urodzony wojownik, a ci są w tym sporcie najlepsi. Kolarstwo to nie jest sport, który się uprawia dla pieniędzy. To jest męczarnia, potwornie trudne zawody, całe tygodnie poza domem, potężny wysiłek fizyczny i psychiczny. Do tego ryzyko, bo jak zjeżdżasz z góry, stawiasz wszystko na jedną kartę. Albo zjadę świetnie, albo się zabiję. Kolarz jest jak żołnierz, który idzie na front.

Czasami jednak zamiast walczyć, może po prostu mieć z tego przyjemność. W zeszłym roku sprzedano w Polsce więcej rowerów niż samochodów. Cieszy pana ta moda na rower?

Niesamowicie mnie cieszy. Widać ją w każdym polskim mieście, wszędzie tłumy ludzi jeżdżą na rowerach. Im więcej ich będzie jeździło, tym większa będzie też baza dla kolarstwa. W naszej corocznej Skandia Maraton Lang Team startuje kilka tysięcy osób! Mają szanse spróbowania tego, jak wygląda wyścig, złapania bakcyla. To fajne, że dziś rower jest tak łatwo dostępny. Ja na swój pierwszy Mały Wyścig Pokoju pojechałem na damce swojej mamy. Ale nie chodzi nawet o zawodowstwo. Ludziom po prostu lepiej się żyje z rowerem. Ostatnio przeczytałem o badaniach duńskich naukowców, według których jeśli człowiek w ciągu dnia przejedzie na rowerze 5 km w żywym tempie, nie jak listonosz, to poprawia swoje samopoczucie tak, jakby był o pięć lat młodszy, i przedłuża swoje życie o pięć lat. Rower to świetna rzecz.

Tegoroczny Tour de Pologne jest jubileuszowy także dla pana. 20 lat temu przejął pan kierowanie wyścigiem. Dużo się od tamtego czasu zmieniło?

Wszystko. Wtedy nikt nie chciał robić 50. TdP. Brakowało pieniędzy, po upadku komunizmu państwo przestało płacić, sponsorów nie było. Powiedziałem, że to zorganizuję, i wspólnie z Polskim Związkiem Kolarskim nam się udało. Wiedziałem jednak, że jeśli to ma być kiedyś ważny wyścig, trzeba robić go inaczej. Rok później wziąłem już całość na siebie, wszystko z biznesowym podejściem. Szukaliśmy partnerów, sponsorów, przecieraliśmy szlaki w telewizji, żeby zachęcić biznes do inwestowania. Początki były trudne. Jakaś firma dała mi kilkadziesiąt bidonów, ktoś jakiś samochód. Inwestowałem więc swoje pieniądze, ale wierzyłem, że to ma sens. Polacy kochają kolarstwo, wychowali się na Wyścigach Pokoju, ale od lat nie mieli u siebie dobrej imprezy. Pewnie można było po prostu zbudować nowy turniej, ale miałem ogromny sentyment do TdP i jego tradycji. Przecież to impreza, nad którą prezydent Mościcki czy Piłsudski mieli patronaty. Cieszę się, że na swoją 70. rocznicę znów jest w kolarskiej lidze mistrzów. Nie było o to łatwo, bo na świecie jest 800 tego typu imprez i każda chce w niej być. Wyścigi z serii World Tour zapewniają najlepszych zawodników, oni z kolei media, a media sponsorów. To zamknięty krąg i to, że udało nam się do niego wejść, to wielki sukces.

Rozmowa z Czesławem Langi em ukazała się w najnowszym numerze tygodnika "Wprost"

Najnowszy numer "Wprost" od niedzielnego wieczora jest dostępny w formie e-wydania .    

Najnowszy "Wprost" jest także dostępny na Facebooku .