Frekwencja w wyborach PO to porażka Tuska?

Frekwencja w wyborach PO to porażka Tuska?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Premier Donald tusk (fot.Wprost) 
Według wstępnych informacji, frekwencja w wyborach na przewodniczącego Platformy Obywatelskiej wyniosła "ponad 45 procent". Ostatecznie, po przeliczeniu wszystkich głosów, powinna być trochę wyższa – ale nawet dobicie do 50proc. nie może być uznane za sukces. Przed wyborami odbyła się bowiem weryfikacja wszystkich członków partii. Wystarczy przypomnieć, że trzy lata temu, podczas prezydenckich prawyborów frekwencja wyniosła 48 proc. Teraz teoretycznie powinna być wyższa, bo  wybierany jest szef partii, czyli de facto premier.
– Taka frekwencja to dowód na porażkę pomysłu Donalda Tuska, by przeprowadzać kampanię wyborczą w wakacje – powiedział Jarosław Gowin, wykorzystując absencję części działaczy formacji rządzącej. Faktycznie Tusk przyśpieszył wybory, chcąc spacyfikować wewnętrzną opozycję. Poza tym spory w Platformie nie przyczyniały się do poprawy i tak słabych już notowań.

Trudno zresztą mówić o prawdziwej kampanii na przewodniczącego Platformy. Gowin kierował swój program do Polaków, a nie partyjnego aktywu. Z prostej przyczyny nie doszło także do debaty kandydatów na szefa PO. Donald Tusk nie chciał uwiarygodniać i wzmacniać swojego jedynego rywala. Konserwatywny polityk, stawiający w kampanii na gospodarcze hasła mógłby punktować premiera za zamrożenie pierwszego progu ostrożnościowego, zwiększenie deficytu, a teraz także za zawieszenie reguły przeznaczania 1,95 proc. PKB na obronność. Hasło o nierozsądnym zadłużaniu państwa jest po prostu chwytliwe.

Warto zwrócić uwagę na dzisiejszy artykuł Jarosława Gowina w "Rzeczpospolitej”. Były minister sprawiedliwości podsumowuje w nim swoją kampanię, przypominając kilka własnych haseł: m.in. powszechne wybory szefów regionów i powiatów w partii, zmiana systemu finansowania partii politycznych z budżetu czy "wzmocnienie obywatelskich mechanizmów kontroli nad władzą”. - Większość kandydatów w amerykańskich prawyborach nie startuje po to, aby otrzymać nominację do Białego Domu, lecz żeby zagwarantować uwzględnienie istotnych dla nich postulatów programowych w ostatecznym programie prezydenckim – napisał Gowin, próbując uzasadnić swój start w wewnętrznych wyborach.

Z Jarosławem Gowinem jest jednak zasadniczy problem. To - jak napisał Witold Gadomski w dzisiejszej "Gazecie Wyborczej” – polityczny romantyk. Łatwo głosić najbardziej idealistyczne hasła. Robi to przecież cała opozycja. Z chwilą objęcia władzy wszystko się zmienia. Trzeba spiąć budżet, a część gospodarczych propozycji Gowina mogłaby skończyć się uszczupleniem dochodów budżetu. Jego postulaty nie muszą być jednak niewiarygodne – będąc w rządzie przeforsował kilka reform, którymi zresztą się chwali. Deregulacja i sądy to dwa najbardziej medialne tematy, ale przez parlament przeszło co najmniej kilka ustaw, ułatwiających życie przedsiębiorcom.