Wenecja 2013: Bullock i Clooney w kosmosie

Wenecja 2013: Bullock i Clooney w kosmosie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kadr z filmu "Grawitacja" (fot. mat. prasowe) 
Pokaz "Grawitacji" Alfonso Cuarona zainaugurował jubileuszowy 70. festiwal w Wenecji. Film jest śmiałym połączeniem artystycznego wizjonerstwa i dobrej rozrywki.
To bardzo włoski początek imprezy. Kwadrans po planowanym początku seansu drzwi do sali wciąż są zamknięte, kłębią się dziennikarze. Mijają ich mężczyźni z plastikowymi czerwonymi trójkątami, którymi okładają pałac festiwalowy. Nikt się nie śpieszy. Czym jest pół godziny spóźnienia wobec 70 lat weneckiej Mostry?

- Jesteśmy pierwszym festiwalem, który osiągnął tak dojrzały wiek - mówi Alberto Barbera, dyrektor imprezy. - Dlatego zależało mi, aby w tym roku pokazać różnorodność wspólnej sztuki filmowej - dodaje.
 
Otwierający film łączy stare i nowe kino. „Grawitacja” w całości rozgrywa się w kosmosie. Zaczyna się od obłędnej 17-minutowej, pozbawionej cięć sceny dryfowania astronautów po galaktyce. Kiedy dochodzi do wypadku, z ekipy przeżywają dwie osoby - młoda inżynier (Sandra Bullock) i kapitan statku (George Clooney). Pozbawieni promu, z ograniczoną ilością tlenu w skafandrach, bez łączności z Ziemią.

- To najtrudniejsza i najdziwniejsza produkcja, w jakiej brałam udział - mówiła w Wenecji Sandra Bullock. Niemal wszystkie sceny powstały w studiu, gdzie odgrywała kosmiczne akrobacje. Ale udało się. Bullock i Clooney grają oszczędnie, rezygnując z szarżowania. Ich twarze zasłaniają hełmy skafandrów, często pokazywani są z dużej odległości, zakryci od stóp do głów kombinezonami. Ale i tak ich kreacje przekonują, wywołują empatię. - Kiedy wybieram rolę, liczą się dla mnie trzy elementy: scenariusz, reżyser i obsada - tłumaczył Clooney. - W „Grawitacji” wszystkie były świetne - dodaje.

Alfonso Cuaronowi udało się dobrze wyważyć film. Są tu trzymająca w napięciu akcja i  opowieść o człowieku w skrajnej sytuacji. Ale jest też spojrzenie na życie z dystansu. Zachwycają trójwymiarowe ujęcia kosmosu. Oglądając ten obraz myślałem o „All Is Lost” J.C. Chandora, w którym samotny Robert Redford płynął w pontonie ratunkowym po oceanie. Tutaj człowiek musi poradzić sobie w galaktyce. Okazuje się, że we współczesnych czasach największym koszmarem staje się brak komunikacji, bycie zdanym na siebie. Świadomość, że nie ma wokół innych ludzi.

Poczucie wspólnoty oferuje również kino. Tak przynajmniej można wywnioskować z „Future Reloaded”. W projekcie wzięło udział 70 uznanych reżyserów, którzy pokazali swoje 60-90-sekundowe etiudy o przyszłości X muzy. Prawie wszyscy w swoich krótkich filmikach podkreślali, że kino potrafi zbliżać ludzi, uwrażliwiać, otwierać widzów na emocje. Ale aż dwóch twórców sięgnęło po starą melodię: „Que sera, sera”. Co będzie, to będzie.

Festiwal w Wenecji potrwa do 8 września. Jury obradujące pod przewodnictwem Bernardo Bertolucciego oceni m.in. nowe filmy Terry'ego Gilliama, Stephena Frearsa, Tsai Ming-lianga, Xaviera Dolana. Na Lido przyjadą wielkei gwiazdy, m.in. Scarlett Johanson, Nicolas Cage, Judi Dench. Jednym z wydarzeń będzie światowa premiera „Wałęsy” Andrzeja Wajdy.

Od tego roku wybrane filmy z festiwalu można oglądać w internecie – w tzw. „Sali Web”. Po kupieniu biletu za 4 euro przez 24 godziny użytkownik ma prawo do  jednorazowego wyświetlenia wybranego, co dzień innego, tytułu z sekcji Orrizonti w języku oryginalnym z angielskimi napisami. Wśród propozycji festiwalu m.in. ciekawie zapowiadający się „Eastern Boys” Robina Campillo o męskich prostytutkach z Europy Wschodniej we Francji albo „Je m'apelle Hmmmm...” - debiut znanej projektantki mody Agnes B.