Bartman: nadal czuję się reprezentantem Polski

Bartman: nadal czuję się reprezentantem Polski

Dodano:   /  Zmieniono: 
Zbigniew Bartman (fot. LUKASZ LASKOWSKI / newspix.pl) Źródło:Newspix.pl
Zbigniew Bartman nie znalazł się w składzie reprezentacji Polski na zakończone kilka tygodni temu mistrzostwa Europy, ale nadal czuje się reprezentantem kraju. W rozmowie z Ludmiłą Kamer atakujący włoskiej Modeny opowiada ponadto o swojej przygodzie z siatkówką w tym kraju.
Ludmiła Kamer: Spotykamy się po jednym z meczów ME. Tym razem nie wystąpiłeś w roli reprezentanta, zawodnika, tylko…. No właśnie, kibica?

Zbigniew Bartman: Ja reprezentantem Polski nadal się uważam i nadal tak się czuję. Czuję się tak jakbym to ja przegrał, czy wygrał mecz. A w jakiej roli jestem? Po części staram się być mentalnym wsparciem, które przybyło z zewnątrz. Nadal integruję się z grupą i chcę ich wspierać. Jednak bądź co bądź w tym momencie jestem kibicem.

Ciężko było przyjąć decyzję trenera Anastasiego, że ten sezon reprezentacyjny dla Ciebie zakończył się przed najważniejszą imprezą w sezonie – przed mistrzostwami Europy, które dodatkowo rozgrywane b yły w Polsce?

Na pewno nie było to dla mnie łatwe. Był to dla mnie swego rodzaju cios, ale przyjąłem to w jedyny słuszny sposób – z pokorą, szacunkiem i z wiarą, że trener wie co robi i decyzje, które podejmuje, podejmuje z myślą o zespole. Nie mam na co, na kogo się obrażać, bo takie jest życie sportowca. Nie zawsze usłane różami, nie zawsze jest się w życiowej formie.

Nie masz żalu do trenera Anastasiego, za namową którego zmieniłeś pozycję z przyjęcia na atak? Tymczasem na tej pozycji też nie ma miejsca dla ciebie.

Byłbym głupcem gdybym miał żal. Ostatnie dwa lata były najbardziej obfite w medale w ostatnich dekadach. Nie mogę mieć żalu, bo zdobyłem też przez to swoje pierwsze mistrzostwo Polski, właśnie  na tej pozycji. Czerpałem wiele radości z tego i osiągnąłem wiele sukcesów za sprawą tej zmiany. W sporcie nie zawsze jest tak, że odnosi się sukcesy. Są momenty kiedy doznaje się porażek i to, że nie ma mnie w składzie na ME, to jest taka moja osobista porażka. Jednak dodatkowo mobilizuje do jeszcze cięższej pracy, by sportowo pokazać się, udowodnić swoją sportową klasę i wywalczyć sobie miejsce w składzie reprezentacji na kolejny sezon.

Jak się ogląda mecze z boku, kiedy nie ma się wpływu na wynik, nie można wejść i pomóc?

Zawsze się ciężko ogląda. Niezależnie czy jest się w kwadracie dla rezerwowych, czy jest się na trybunie. Wiadomo w kwadracie jest może trochę lepiej, bo jest jeszcze szansa, że trener wpuści zawodnika by mógł mieć bezpośredni wpływ na to co się dzieje na boisku. Masz też możliwość na czasie podejść i podpowiedzieć coś kolegom, którzy aktualnie grają. Na trybunie podświadomie myślałem, że jestem w miejscu, gdzie nie powinno mnie być. Jednak po chwili dochodzi do mnie, że jestem tylko kibicem w tej chwili. Wiadomo, serce ściska, ale tak jak wspomniałem – takie życie sportowca.

System - szachowanie, podkładanie się rywalom. Idea sportu chyba powoli się zatraca przy tak „dziurawym” systemie grania?

System… Z jednej strony mamy poprawną moralność, wychodzimy by wygrywać. Z drugiej strony system daje możliwość kalkulacji, wyboru przeciwnika w dalszej fazie, a tym samym pozwala ułatwić sobie drogę do osiągnięcia dobrego wyniku. My już mieliśmy sytuację, gdzie podeszliśmy super moralnie do turnieju. Wtedy trafiliśmy do grupy „śmierci” i skończyło się to dla nas bardzo boleśnie. W poprzednich ME, w Austrii przegraliśmy mecz ze Słowakami, a w ostatecznym rozrachunku zdobyliśmy brązowy medal i odnieśliśmy sukces. Pytanie teraz co wolimy? Poprawność moralną, czy skorzystać z błędu jaki popełniają działacze układając taki system, by w rezultacie dojść do strefy medalowej? Każdy musi zrobić rachunek sumienia. Na pewno idea sportu gryzie się sama z sobą. Z jednej strony idea sportu, to wygrywanie niezależnie z kim się gra. Z drugiej strony idea sportu, to odnoszenie sukcesów…

Porozmawiajmy przy okazji o lidze. Zdobywasz z Resovią mistrzostwo i że tak brzydko powiem, wynosisz się z kraju. Ponownie Italia. Czym ten kraj ciebie przyciąga?

Ja bym tego aż tak drastycznie nie określił, że się wynoszę (śmiech). Powiem tak, ja zataczam drugie koło. Wcześniej też tak było, że z Warszawy przeniosłem się na Śląsk, później do Włoch. Teraz też z Warszawy przeniosłem się na południe Polski – do Rzeszowa, a teraz znowu przenoszę się do Włoch. Nawet nie wiele dalej niż wtedy, bo jakieś 90 km na południe. A poważnie, przede wszystkim chęć współpracy z trenerem Lorenzettim, z którym pracowałem wcześniej w Weronie. To jest najwyższej klasy fachowiec, co potwierdziło się już w ostatnich tygodniach kiedy miałem możliwość odbycia kilku treningów w Modenie. Następnie człowiek od przygotowania fizycznego Carlos De Lellis, z którym również miałem możliwość wspólnie pracować i jestem zachwycony tą współpracą. Widzę wiele możliwości rozwoju na tej płaszczyźnie. Poza tym nie ukrywajmy, że we Włoszech żyje się dobrze.

Ty nigdy nie ukrywałeś, że tobie w Italii jest dobrze.

Tak. Tam mamy połączenie kilku rzeczy. Jest to bardzo bogaty naród jeżeli chodzi o historię, obyczaje, co na pewno przenosi się na ich styl bycia. Poza tym jest świetne jedzenie i położenie geograficzne, które napawa optymizmem. Niezależnie czy w grudniu, czy w maju, wstajesz a za oknem jest słońce. Osobiście chętniej mi się wówczas wstaje i idzie na trening o godzinie ósmej rano. A tak całkiem serio, to wiadomo, że w przyszłym roku mamy MŚ w Polsce. Uważam, że jest to impreza pod którą warto podporządkować wszystko. Włochy dają mi największą szansę zrobienia   sportowego skoku na przód, by jak najlepiej się przygotować do MŚ, by właśnie wtedy być w życiowej formie.

Nie składasz broni i walczysz o miejsce w szóstce na MŚ 2014?

Nie! Nigdy nie należałem do tych osób, które składają broń, czy się poddają. To jest porażka osobista dla mnie, ale jest to dodatkowy stymulant, który wyzwala we mnie dodatkową motywację do pracy i chęć powrotu na boisko w koszulce – nie powiem z orzełkiem, ale z biało-czerwoną flagą na lewej piersi, odsłuchanie Mazurka Dąbrowskiego z boiska, a nie z trybun gdzie brzmi on zupełnie inaczej. Nie ważne, czy po odsłuchaniu hymnu wybiegnę w pierwszym składzie, czy zostanę w kwadracie dla rezerwowych, chcę wrócić do tej drużyny. Jestem święcie przekonany, że występ w Casa Modena tylko mi w tym pomoże. Pozwoli mi rozwinąć się jeszcze bardziej sportowo.

Jakie są cele Modeny na ten sezon?

Celem minimum jest zajęcie piątego miejsca, które daje możliwość gry w europejskich pucharach. W tym roku klub przeszedł transformację, zmienili się właściciele. Klub musiał wycofać się z rozgrywek europejskich, ponieważ w momencie zgłaszania drużyn do CEV klub nie wiedział jeszcze na czym stoi. Ustalanie budżetu i budowanie składu zaczęło się dość późno i w tym roku nie zagramy na arenie europejskiej. Celem tego klubu jest powrót Modeny do światowej czołówki. Nie ukrywajmy, Modena jest marką nie tylko znaną we Włoszech, czy w Europie, ale i na świecie. Jest to klub najbardziej utytułowany na świcie. 11 mistrzostw Włoch, 9 Pucharów Włoch, kilka Super Pucharów, Super Puchary Europy, zwycięstwa w Lidze Mistrzów. Cała plejada gwiazd siatkówki, która się przez ten klub przewinęła. Modena jest klubem, którego najwięcej zawodników jest w włączonych do galerii sław w Ameryce.

Czego tobie życzyć na ten nadchodzący sezon?

Ja zawsze mówię by  życzyć zdrowia. Generalnie sportowcy profesjonalni i z charakterem są ludźmi, którym jak się noga podwinie, jak spadną na pysk – że tak brzydko powiem - to się podniosą, walczą dalej. Zrobią wszystko by wrócić na poziom, w którym byli, albo wspiąć się jeszcze wyżej. Dlatego życzenia zdrowia przyjmę zawsze i w każdej ilości. A poza tym…

Lepszego życia w słonecznej Italii?

Nie powiem lepszego życia, bo to by zabrzmiało jakby w Rzeszowie było mi źle, a było mi tam naprawdę dobrze. Na pewno dobrego startu i dużo zdrowia. Zawsze byłem optymistą i jestem przekonany, że mając zdrowie, własną pracą jestem w stanie wywalczyć sobie to o czym marzę.