Brat lidera Perfectu: Grzegorz jest rockmanem, a ja biskupem

Brat lidera Perfectu: Grzegorz jest rockmanem, a ja biskupem

Dodano:   /  Zmieniono: 
Zdjęcia: Maksymilian Rigamonti, Tomek Lendo/REPORTER
Nasze profesje są bardzo różne - Grzegorz jest rockmanem, a ja biskupem. Ale tylko zewnętrznie. Jeśli się przyjrzeć temu bliżej, to jeden i drugi zawód wymaga wielu wyrzeczeń i poświęceń – mówi ks. bp Rafał Markowski, nowy warszawski biskup pomocniczy, brat lidera Perfectu.

Księże biskupie...

ks bp. Rafał Markowski: Niech pani przestanie z tym biskupem!

Nie przywykł ksiądz jeszcze?

Nie przywykłem. Oficjalnie dopiero od 7 grudnia jestem biskupem.

Duma jest?

Koledzy mi mówili, że bardziej skupiony jestem. Cały czas w duchu pytam, czy sprostam, czy będę dobrym biskupem, czy moja spontaniczność nie będzie przeszkodą.

Spontaniczny papież Franciszek został Człowiekiem Roku „Time’a”.

A to akurat nie jest dla mnie żadne zaskoczenie. Myślę raczej o swojej odpowiedzialności. O tym, żeby umieć wszystko wypośrodkować, żeby nie stracić siebie ani nie przynieść ujmy hierarchii.

Woda sodowa księdzu nie uderzy?

Modlę się o to, żeby nie. To dla mnie jak przewrót kopernikański w życiu.

Brat księdza biskupa, Grzegorz, lider Pertectu, zdążył już pogratulować?

No pewnie. To było poruszenie. On całe życie patrzy na moją pracę kapłańską. Towarzyszył mi, kiedy pracowałem w szpitalach, kiedy pracowałem w radiu. Pomagał w kontaktach z artystami. Wie pani, poza tym, że jeden z nas jest księdzem, a drugi muzykiem, to przede wszystkim jesteśmy braćmi. Grzegorzem i Rafałem, ludźmi, którzy wyszli z jednego kochającego się domu.

Jaki to był dom?

Dzisiaj o tym trochę mówiłem na spotkaniu w warszawskim ratuszu. Miałem tam powiedzieć kilka słów i powiedziałem o świętach Bożego Narodzenia. Mówiłem o wartości rodziny. Widzę to po nas, po mnie, po Grzegorzu. Nasi rodzice wytworzyli i utrwalili między nami bardzo głęboką więź. Dali poczucie bezpieczeństwa, wielkiej miłości. I choć ich fizycznie już na tym świecie nie ma...

Płacze ksiądz?

Płaczę. Pamiętam, jak byli z nami, jak nas kochali, jaki to był wspaniały dom. Grzegorz jest pochłonięty muzyką, ja pracą kapłańską i to sprawia, że nie spotykamy się zbyt często. Bywa, że tylko kilka razy w roku. Ta więź polega jednak na czym innym. Na świadomości, że on jest, że jesteśmy razem, że jesteśmy braćmi.

I jak śpiewa „Autobiografię”, to...

Mam dreszcze. Za każdym razem mam dreszcze.

Kilka lat temu powiedział mi, że marzy jeszcze o tysiącu orgazmów.

(śmiech) Mamy trochę inną duchowość. Jego bazuje na małżeństwie, moja na kapłaństwie. Nas było czterech braci, my z Grzegorzem w środku. Ja po prostu wiem, że gdyby się coś działo, to zawsze mogę do nich jechać, zawsze mnie przyjmą, w każdej chwili mnie przygarną, pomogą.

Do Grzegorza, do Józefowa?

Tak, do jego domu, do rodziny. Oni są moją rodziną. Grzegorz wiele razy przekazywał mi siłę, dawał mi pewność siebie.

On jest starszym bratem...

Trudno mi o tym mówić. Kiedy mama umarła... Za bardzo rozklejony jestem... Kiedy mama umarła, to właśnie do niego się najbardziej przytuliłem. Bez słów. On wszystko zrozumiał.

Zawsze rozumie?

Grzegorz? Zawsze. Nasze profesje są bardzo różne – on jest rockmanem, a ja księdzem – ale tylko zewnętrznie. Jeśli się przyjrzeć temu bliżej, to jeden i drugi zawód wymaga wielu wyrzeczeń i poświęceń. Ja tych wyrzeczeń doświadczyłem wtedy jako młody, 14-letni chłopiec, gdy poszedłem do niższego seminarium duchownego.

Cały artykuł można przeczytać w najnowszym numerze( 51-52 /2013) tygodnika "Wprost".

Najnowszy numer "Wprost" jest dostępny w formie e-wydania .  
Najnowszy "Wprost" jest  także dostępny na Facebooku .  
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania