Luc Besson: marzyłem o karierze biologa

Luc Besson: marzyłem o karierze biologa

Dodano:   /  Zmieniono: 
Zdjęcie: Jessica Forde/Everett/East News 
Wbrew opiniom krytyków publiczność pokochała filmy Luca Bessona. Dzięki niej reżyser i producent jest jednym z najbogatszych ludzi francuskiego show-biznesu.

Powiedział kiedyś: „Są we mnie dwie osoby: dojrzały facet Besson i dzieciak Luc. Zdarza się, że Besson zrobi jakiś film dla Luca. Ale bywa też odwrotnie”. Choć przekroczył pięćdziesiątkę, przytył i posiwiał, mógłby to powtórzyć. Hipsterski sposób bycia, czarny T-shirt z podobizną ulubionego rockmana, dresowa kurtka. Przekomarza się z widzami, żartuje, rzuca słowa na wiatr, bywa niekonsekwentny. Zbuntowany chłopak, który bawi się kinem i nie zważa na konwenanse. To Luc. A Besson? Besson jest artystą, ale też potentatem finansowym. Podczas festiwalu w Cannes udziela wywiadów w willi położonej na wzgórzach, gdzie prywatni kucharze serwują nad basenem wykwintne dania z owoców morza. Jest w końcu również jednym z najważniejszych europejskich producentów filmowych. Francuscy krytycy oskarżają go o amerykanizowanie kina Starego Kontynentu. On jednak się tym nie przejmuje. Zatrudnia największe gwiazdy zza oceanu i z powodzeniem walczy z Hollywood o wyobraźnię milionów Europejczyków.

Jego nowy film „Porachunki” (w kinach od 27 grudnia) też jest komedią w amerykańskim stylu. Robert De Niro gra emerytowanego nowojorskiego gangstera Giovanniego, który wsypał cały klan. Objęty programem ochrony świadków zaczyna nowe życie na południu Francji. Nie jest mu jednak łatwo. Wszyscy tutaj patrzą na niego jak na jankeskiego intruza, a były mafioso nerwowo reaguje na oznaki braku akceptacji. Podobnie jak reszta jego rodziny – grana przez Michelle Pfeiffer żona i dwoje dzieci. „Porachunki” to czysta rozrywka z wyrazistymi bohaterami, ale również szkatułka pełna cytatów z gangsterskiego kina. Dużo tu nawiązań do klasyki gatunku. Dosłownych – jak do „Chłopców z ferajny” Scorsese, o których bohater opowiada w klubie filmowym w szkole syna – oraz ukrytych w biografii i epizodach z życia Giovanniego. Są tu też żarty ze stereotypów Francuzów i Amerykanów. Jak zwykle u Bessona – film jest zrealizowany bezbłędnie.

Artysta

A przecież Luc Besson jest samoukiem i wcale nie marzył od niemowlęctwa o kinie. Urodził się w 1959 r., dorastał w Coulommiers, niewielkiej miejscowości 60 km od Paryża. Wiele czasu w dzieciństwie spędził na walizkach, jeżdżąc od kurortu do kurortu, gdzie w hotelach Club Med jego rodzice uczyli nurkowania. – Wychowałem się w nadmorskich miejscowościach Jugosławii i Grecji. Większość moich przyjaciół to były ryby i ośmiornice – powiedział mi w rozmowie. Marzył o karierze biologa badającego morskie zwierzęta. Ale kiedy miał 17 lat, wypadek pokrzyżował mu plany – lekarze zabronili mu nurkować. Wtedy przypomniał sobie o historiach, jakie wymyślał podczas lekcji algebry. Bo już jako nastolatek, z nudów, wymyślił swoje późniejsze filmy: „Wielki błękit” (właśnie o nurkach) i futurystyczny „Piąty element”. Postanowił zostać reżyserem. Spakował plecak i ruszył do Paryża. Imał się różnych zajęć, z których dzisiaj najchętniej wspomina koszenie trawników. Próbował zdawać do słynnej szkoły filmowej Fémis. Podobno profesorowie wyrzucili go z egzaminu po kilku minutach, gdy na pytanie, jakich reżyserów lubi najbardziej, wyrecytował bez zająknienia Scorsese, Spielberga i Formana.


Cały artykuł można przeczytać w numerze 51-52/2013 tygodnika "Wprost"

Najnowszy numer "Wprost" jest dostępny w formie e-wydania .  
Najnowszy "Wprost" jest  także dostępny na Facebooku .  
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchani a