Romans Rozenek zaszkodzi jej ojcu w PiS?

Romans Rozenek zaszkodzi jej ojcu w PiS?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Małgorzata Rozenek (fot. Michal Piesciuk / Newspix.pl) i Stanisław Kostrzewski (fot. pomponik.pl)l Źródło: Newspix.pl
W rozmowie z "Wprost" wykładowca akademicki i politolog, dr Kazimierz Kik mówił o tym, jak na wizerunek znanych polityków wpływa zachowanie ich dzieci.
Daniel Kotliński, Wprost.pl: Czy znani politycy mogą tracić przez zachowanie swoich dzieci? Czy przykład pani Małgorzaty Rozenek, córki wieloletniego skarbnika PiS-u Stanisława Kostrzewskiego, która ma romans z byłym piłkarzem Radosławem Majdanem, może jakkolwiek wpłynąć na tego polityka?

Kazimierz Kik: Nie sądzę. W Polsce na ogół dzieci idą tropem odwrotnym, niż ojcowie. Nie to, że to się zdarza - to jest prawidłowość. Zresztą dziś, w XXI wieku, młodzi mają swoje ścieżki i to jest chyba ogólnie akceptowane.

To na pewno nie pomaga, ale w niczym nie przeszkadza. Jest lepiej, jeśli ojciec jest w stanie poszczycić się dzieckiem, ale nie przeszkadza, jeżeli dziecko realizuje swoją ścieżkę. Koniec końców, nie jest to też sprawa, która byłaby aż tak napiętnowana.

Zastanawiam się, czy unikanie mediów tabloidowych nie powinno być swojego rodzaju "obowiązkiem" dziecka znanego polityka ?

Nie uważam tak. Dzieci pracują na swoją własną karierę, a media, oczywiście mogą zaszkodzić, ale na ogół pomagają. Pomagają w sensie "zdobycia popularności". Dzieci prominentów szukają raczej kontaktu z mediami.

Mam również w głowie przykład córki pana Wałęsy, Marii. Był czas, gdy tabloidy rozpisywały się o intensywnym życiu towarzyskim córki byłego prezydenta.

To jej nie zaszkodziło, z pewnością. A ojcu? Oczywiście, że nie. Wie pan, ludzie dzielą się na mądrych i głupich. Jest również cała pośrednia grupa, naturalnie. Mądry lider nie będzie zwracał uwagi na, drugorzędne w tym wypadku, sytuacje. Nie ma czegoś takiego jak "odpowiedzialność zbiorowa". Rodzice nie odpowiadają dziś za dorosłe dzieci, które szybko się usamodzielniają. Gdyby karać w jakikolwiek sposób rodziców za dzieci, to nawet nie byłoby konserwatywne, to byłoby wręcz "reaktywne".