Tajemnice Pałacu Prezydenckiego. Jak Komorowski chce wygrać następne wybory

Tajemnice Pałacu Prezydenckiego. Jak Komorowski chce wygrać następne wybory

Dodano:   /  Zmieniono: 
Prezydent Bronisław Komorowski (fot. mat. pras. Kancelarii Prezydenta)
Nic nie zmieniać, robić swoje – z tą dewizą Pałac Prezydencki chce dojechać do kolejnej kadencji. Do wyborów został rok.

Bronisław Komorowski w ostatnich miesiącach leczył kontuzjowaną nogę, centrum prezydenckiej aktywności stał się więc Belweder. Kilka dni temu właśnie tam zjechali na spotkanie europosłowie. Opowiada jeden z nich: – Bronek pokazywał, jak udało mu się przywrócić stan z czasów marszałka Piłsudskiego. Tu zrekonstruowane łóżko, tam oryginalne biurko… Widać, że to go ogromnie pochłania, by wszystko było tam tak, ja za czasów Piłsudskiego – podkreśla. Zbiera meble, pamiątki. Wyszukuje je po całej Polsce prof. Grzegorz Nowik, dyrektor Muzeum Józefa Piłsudskiego i stary znajomy Komorowskiego, ważna postać w belwederskiej hierarchii. Marszałek ma zresztą w Belwederze wciąż „swój” gabinet, nieużywany. Sąsiaduje on z właściwym gabinetem prezydenta, gdzie Komorowski robi politykę. – Rozmowy toczą się powoli, spokojnie, dużo w nich historycznych odniesień – opowiada jeden z bywalców. I taka jest też polityka Komorowskiego. Do wyborów zostało kilkanaście miesięcy. Sondaże wskazują, że jeśli nic nieprzewidzianego się nie zdarzy, prezydent może je wygrać już w pierwszej turze.


Dworu cień

Polityk PO bywający w pałacu: – To jest jedno wielkie biesiadowanie, spotkania rzadko mają charakter oficjalny. Zwykle pojawia się jedzenie. Obiad, kolacja, na stole często dziczyzna. Pasztet z zająca czy inne carpaccio z jelenia. W Pałacu Prezydenckim gości przyjmuje się najczęściej w sali na pierwszym piętrze.  



Uczestniczą w tych wydarzeniach wszyscy pracownicy, którzy akurat są „na obiekcie”. Usadzenie przy stole nie ma znaczenia. – To jest jedna wielka rodzina. Jest na to włoskie określenie: sempre in compagna (zawsze w towarzystwie). Choć ostatnio coraz częściej pasztety z zająca zastępują owoce i warzywa. Od kilku miesięcy prezydent się odchudza. Jego współpracownicy zapewniają, że nie ma to jednak związku z kampanią, ale kontuzją nogi. Poza tym na dworze Komorowskiego od początku kadencji niewiele się zmieniło.


– Wciąż ten sam szef kancelarii, którego nazwiska po czterech latach nikt w Polsce nie zna, żadnych gwałtownych ruchów personalnych, medialnych wojen. Dworskie przepychanki toczą się w głębokim cieniu – podsumowuje jeden z naszych rozmówców. Jacek Michałowski to dawny przyjaciel Komorowskiego, który od początku kieruje kancelarią. Nie udziela się w mediach, nie jest typem fightera. Urząd ustawił na wzór korporacyjny. Podobno tylko raz przez te wszystkie lata przestraszył się na serio, że będzie w centrum uwagi. Jak spowodował wypadek na Nowym Świecie.


To był koniec września ubiegłego roku, Michałowski jechał służbowym autem. Prowadził sam, bo z kierowcy korzysta rzadko. Gdy dojeżdżał do pałacu, na Nowym Świecie ktoś mu wpadł pod maskę. Pieszemu nic się nie stało. Prezydent był akurat na szczycie ONZ w Stanach, kiedy rozgorączkowany Michałowski dzwonił do niego, by uprzedzić: „Może być jazda”. Ale żadnej „jazdy” nie było, czym współpracownicy Michałowskiego w kancelarii mieli być nawet zaskoczeni. Ironizowali, że dziennikarze nie rzucili się na Michałowskiego, bo go nie kojarzą. Podobnym zaskoczeniem było zdjęcie, które ukazało się w jednym z tabloidów: jakaś loża honorowa, obok prezydenta i pierwszej damy siedzieli Andrzej Czuma i Maciej Klimczak. – Czuma został podpisany, a Klimczaka nawet nikt nie rozpoznał – żartował jeden z naszych rozmówców.


A przecież Klimczak to w kancelarii minister od spraw kultury. Na afisz nie pcha się też Paweł Lisiewicz, szef gabinetu politycznego prezydenta. Prywatnie – brat Piotra, dziennikarza „Gazety Polskiej”, która regularnie atakuje Komorowskiego. Lisiewicz do pałacu trafił z resortu skarbu, gdzie był szefem komunikacji. Najpierw został dyrektorem, ale w ubiegłym roku awansował na szefa gabinetu. Krążą informacje, że nie chciał być ministrem, żeby nie rezygnować z zasiadania w radach nadzorczych. – To nieprawda – zapewnia jednak Lisiewicz. Faktem jest jednak, że wciąż zasiada w radach nadzorczych: państwowej spółki Naftoserwis, a także Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych. Lisiewicz nie widzi w tym problemu. Podkreśla, że to zgodne z przepisami. – To dodatkowa praca, zgodna z wcześniejszym doświadczeniem z Ministerstwa Skarbu i ukończonymi studiami MBA. Uczestniczę w posiedzeniach regularnie, przygotowuję się do nich poza czasem pracy w kancelarii, a na posiedzenia rady nadzorczej biorę urlop – odpowiada na nasze pytania.



– Jest sprawnym menedżerem, ściągnął do gabinetu młodych ludzi. Tylko że nikt tam nie ma szczególnego pojęcia o dużej polityce – mówi jeden z polityków znających kulisy pałacowej polityki. Jednym z nielicznych prawdziwych polityków na dworze Komorowskiego jest Sławomir Rybicki. W kancelarii odpowiada za kontakty z samorządem, wizyty prezydenta w terenie i relacje z parlamentem. A zwłaszcza z Platformą. Rybicki uchodzi za stronnika Grzegorza Schetyny, ale ma dobre notowania w całej PO. Ale nawet on nie jest typem politycznego fightera. Kiedy pytamy, czy może zostać szefem kolejnej kampanii prezydenta, nasi rozmówcy raczej kręcą głowami. W tym kontekście wymieniają nazwisko Schetyny, który ma wciąż dobre relacje z Komorowskim.



Więcej o tajemnicach Pałacu Prezydenckiego czytaj w artykule Agnieszki Burzyńskiej i Anny Gielewskiej w najnowszym numerze "Wprost", który już jest dostępny w formacie e-wydania .