"Kościół chce wmówić, że przed chrystianizacją Polacy siedzieli na drzewach i jedli żołędzie"

"Kościół chce wmówić, że przed chrystianizacją Polacy siedzieli na drzewach i jedli żołędzie"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Donatan i Cleo (fot ALEKSANDER MAJDANSKI / NEWSPIX.PL / Newspix.pl )Źródło:Newspix.pl
Wmawiają nam, że przed chrystianizacją Polacy siedzieli na drzewach i jedli żołędzie, a my mamy piękną kulturę – mówi Donatan, którego słowiański rap podbił Polskę. Donatan i Cleo będą dziś, 8 maja reprezentować Polskę w drugim półfinale konkursu Eurowizji 2014.

Bartosz Janiszewski: 16 mln wyświetleń kawałka " My, Słowianie” w ciągu tygodnia, podwójna platyna płyty " Równonoc”. Ludzie mówią, że to wszystko tylko przez cycki.

Donatan: Wszystko jest przez cycki. Mój kolega Waldek "Kasta” [polski raper – red.] dodaje jeszcze, że wszystko osiąga się przez pieniądze i ci..ę. Nie mam ani jednego, ani drugiego, ale mi się udało. Poważnie mówiąc, to jest krzywdząca opinia. Gdyby chodziło tylko o cycki, to byłoby zbyt proste. Przed nami wielu muzyków zrobiło znacznie odważniejsze teledyski i nie chwyciło.

No to o co chodzi?

Mamy we krwi te same co nasi przodkowie upodobania, mamy tę samą spuściznę muzyczną i kulturową. Poza tym każdy lubi słuchać o sobie. Niezależnie od tego, jak bardzo polscy artyści będą się starali, żeby być zachodni czy amerykańscy, to zawsze będzie sztuczne, przeklejone. To jest przeszczep, który do końca nigdy się nie uda. Ja daję naszą, naturalną, zdrową i łatwo przyswajalną tkankę.

Tyle że niedawno ta ludowa tkanka nie przyjmowała się w ogóle. Ludowe, folkowe, słowiańskie motywy to był obciach, cepelia, wiocha po prostu.

Ależ to jest wiocha. Żyjemy w Polsce, a tutaj 70 proc. osób mieszka na wsi. Nasza kultura się ze wsi wywodzi. W kawałku „Nie lubimy robić” z „Równonocy” jest nawet taki tekst: „Kiedyś każde miasto było wsią, więc wszyscy jesteśmy ze wsi”. Ale ta wiocha w takiej wersji nabiera teraz nowego znaczenia. Nie ma się czego wstydzić, to jest nasze i nie uważam, żeby to było gorsze od tego, co czerpiemy z Zachodu. Ba, jestem pewien, że lepsze.


Gdzie się zaraziłeś tą słowiańskością?

Urodziłem się w Krakowie, potem osiem lat mieszkałem w Rosji, w Taganrogu. Mama jest Rosjanką, tata tam robił doktorat. Właściwie nie widzę różnic między nami i Rosjanami. Pomijając język i historię, która nas dzieli, jesteśmy identycznymi ludźmi. Tam, w związku z tym, że jestem Polakiem, nic negatywnego mnie nie spotkało. Widziałem niedawno badania, według których 86 proc. Rosjan uważa, że ma z Polską dobre relacje i traktuje Polaków jako przyjazny naród. U nas jest inaczej, Polska nieraz dostała w dupę, więc mamy historyczny kompleks, który nas blokuje przed porozumieniem i pcha w stronę Zachodu. Ja jestem słowiańskim patriotą, bo nasza kultura jest piękna, trzeba o niej mówić. Spójrz, w szkole uczysz się o Egipcjanach, Rzymianach, Sumerach, a niczego nie dowiadujesz się o nas samych. Duża w tym rola Kościoła katolickiego, który chce nam wmówić, że przed chrystianizacją Polacy siedzieli na drzewach i jedli żołędzie. Narracja jest taka, że Słowianie byli prymitywni, a wyższą kulturę przyniósł nam św. Wojciech. Ten, który paląc ludzi, zmuszał ich do przejścia na wiarę niebędącą naszą wiarą narodową. Katolicyzm jest wiarą przyniesioną. Kościół w Polsce to ambasadorstwo na rzecz zupełnie obcej kultury.

Mówisz jak poganin.

Pogaństwo to brzydkie słowo narzucone przez Kościół. Jestem rodzimowiercą. Ludzie, którzy starają się mnie przekonać, że wiara katolicka jest jedyną słuszną, nie są w stanie mi tego udowodnić. Tymczasem ja mogę pokazać, że to, w co wierzę, czyli siły przyrody, cykliczność pór roku, to, że dzień zmienia się w noc, po prostu istnieje. To jest nasza wiara. Bez żadnych smrodków dydaktycznych.

Kultywujesz jakoś tę wiarę? Dziady, noc kupały...

Nie. Właśnie to jest piękne w rodzimowierstwie, że nie musisz niczego kultywować, pokazywać, że dokądś chodzisz. Dziś religie są bardzo mocno na pokaz. Trzeba manifestować, że chodzę, daję, przynależę. A tu nie musisz przynależeć do niczego. Wystarczy, że wierzysz i to czujesz. Chociaż przy pracy nad „Równonocą” jeździłem na zjazdy rekonstruktorów.

Po co?

Żeby zagłębić się w temat, poczuć, czym jest równonoc i z czym się tę naszą kulturę je. Spędziłem trochę czasu w osadach wczesnośredniowiecznych, rozmawiając z ludźmi, którzy się tym pasjonują i mnóstwo o tym wiedzą. A przede wszystkim są autentyczni.

Goście, którzy wychodzą z korporacji, wsiadają w służbowy samochód i zrzucają garnitur, by chwycić miecz w rękę?

Tak, bo oni w to wierzą, robią to całkowicie bezinteresownie, nie ma w tym biznesu. Nie ma żadnego programu, nikt nie chce zbawiać świata. Taka właśnie powinna być wiara, która nie wynika z potrzeb przynależenia do jakiejś kasty społecznej.

Ale oni traktują to śmiertelnie poważnie, a twoja płyta, jak sam przyznajesz, to w dużej mierze żart, puszczenie oka.

Bo ja lubię zabawę. W polskich warunkach znacznie lepiej wychodzi rapowanie o ciężkim życiu w blokach. Dlatego rodzą się takie, w cudzysłowie, utwory patologiczne. W Polsce, jeśli jeden rolnik ma dwie krowy, a drugi jedną, to ten drugi nie myśli, co zrobić, żeby mieć dwie, tylko się zastanawia, jak sprawić, by ten pierwszy miał też tylko jedną. To jest nasze, bardzo zresztą słowiańskie, podejście. Bo słowiańskość to nie moda, to stan umysłu. Ze wszystkimi wadami, zaletami i symbolami.

W ramach symboli chciałeś dodawać do płyty wódkę i ogórki kiszone?

Tak, to miał być taki żart, ale się nie udało. Sam nie piję, wbrew stereotypowi hiphopowca nie palę też jointów, w ogóle nie korzystam z używek. Dlaczego? Bo właśnie jak słyszę, że musisz, że tak robią wszyscy, że trzeba, to robię odwrotnie. Słowiańska przekora. Żonę też mam jedną i tę samą od ośmiu lat. Chociaż, jak widać po teledyskach, piękne kobiety mnie lubią.

Raperzy chyba też. Na płycie masz całą czołówkę polskiego hip-hopu. Trudno było ich namówić na egzotyczne kawałki o Słowianach?

Nie, problemu nie było. Chociaż część z nich nie do końca zrozumiała, gdzie i po co się znajduje. Ale nie mam pretensji. Przekazali swoje uczucia, a ja nie mogę narzucać twórcom swojego punktu widzenia. Jeśli ktoś miał o Słowianach do powiedzenia tyle, że pijemy dużo wódki, napisał o tym tekst, jeśli kojarzyło mu się to z siłą i porywczością, to o tym pisał. Tym samym zrobiliśmy zupełnie niechcący socjologiczny eksperyment. Pokazaliśmy przekrój myślenia o słowiańszczyźnie młodych ludzi z pokolenia dzisiejszych 20-30-latków.

I jakie wnioski z tego eksperymentu?

Takie, że coś nam tam świta, coś wiemy, z czegoś jesteśmy dumni, a o wielu rzeczach nie mamy pojęcia. O dziwo, i przykro mi to mówić, nasza kultura jest w naszym kraju niszowa. Ale „Równonoc” to nie jest płyta edukacyjna. To raczej banner, który, mam nadzieję, zanęci ludzi, by się w temat wgłębili.

Masz poczucie, że prowadzisz misję odzyskiwania zapomnianej kultury?

Nie, bo jak widać po Hitlerze, kiedy przekonania i misja idą w parze, efekty są raczej niewesołe. Jeśli ktoś się dopatrzy w tym, co robię, głębszego sensu, to fajnie. Ale jeśli uzna, że te kawałki to jedynie „potupaj” do tańczenia na weselu, też nie będę zawiedziony. Ludzie jednak piszą, że się tym zainteresowali. Wypożyczają książki, szukają informacji. Cleo [piosenkarka wykonująca utwór „My, Słowianie” – red.] pokazała się w teledysku w spódniczce folkowej, którą sama zaprojektowała, i nagle jest milion osób, które chcą tę spódniczkę kupić. Faktycznie, wielu ludzi zobaczyło, że to, co nasze, też może być fajne.

Ministerstwo Kultury powinno o ciebie zabiegać.

Zabiegało, ale trochę za późno. Kiedy szykowałem „Równonoc”, zwróciłem się do nich z prośbą, by mi pomogli. Nikt nie był zainteresowany. Kiedy płyta odniosła sukces, posypały się propozycje. Ale moja słowiańska przekora kazała mi powiedzieć: teraz to ja dziękuję bardzo, niczego już nie potrzebuję. Kiedy pojawiły się youtube’owe hity, podwójna platyna na płycie, to każdy chciał upiec swojego baranka na tym ognisku. Ale to ja będę go jadł, bo ognisko rozpaliłem ja.

Wiedziałeś, że będzie się palić tak mocno, kiedy zaczynałeś pracę nad tą płytą?

Teraz wszyscy są mądrzy, ale wtedy wydawcy kręcili nosem. Niby mam za sobą 50 płyt, na których jest moja muzyka, ale słyszałem: „Stary, to przecież jest rap! Rap jest amerykański, a tu jakieś baby pieją, muzyka plemienna, jakaś dziwna”. Dla nich to była abstrakcja. Ciężko zainwestować kasę i czas w coś, o czym nie wiesz, czy będzie klapą totalną, czy ludzie to wyśmieją, czy może jednak chwyci. Nikt nie marzył, że to będzie sukces, raczej czy to się w ogóle zwróci.

Nie bałeś się, że rapowe środowisko cię wyśmieje?

Nie, bo ja nie jestem hiphopowcem, chociaż mam łysą głowę, szerokie spodnie i bluzę z kapturem. Jestem producentem. Moja muzyka jest na 50 płytach polskiego rapu, ale nie jestem do tego przywiązany łańcuchem. Po latach robienia tych bitów zauważyłem, że wszystko, co robiłem, było przeniesione. Goniłem za tym, co się dzieje na Zachodzie, tyle że jeśli tam powstaje jakiś nurt, styl czy klimat, my dostajemy to po czasie. „Równonoc” powstała, bo chciałem stworzyć coś mojego, blisko serca.

I trafiłeś w niszę. Zrobiła się moda na Słowian.

Najwyższy czas. Po transformacji wszyscy rzuciliśmy się na zachodni styl. Wiesz, jak ktoś siedzi w więzieniu i przez lata je samą kaszę, to potem jest wzorowym konsumentem. Bierze wszystko, choćby miał się udławić. Ale teraz ludzie, którzy wracają ze zmywaka w Anglii, czują wyraźnie, że nas nie traktują tam jak swoich. Tam nie jesteśmy u siebie. To taka kulturowa sinusoida: jesteśmy zakochani w Zachodzie, jesteśmy Europą Środkową i bardzo byśmy chcieli, żeby nazywali nas zachodnią. Jednak to już się odwraca, już idziemy w inną stronę, rozumiemy, że znacznie bliżej nam do Ukraińców czy Rosjan.

Wywiad ukazał się w 48/2013 numerze "Wprost"

Najnowszy numer "Wprost" będzie dostępny w formie e-wydania .  
Najnowszy "Wprost" będzie   także dostępny na Facebooku .  
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchani a.