Historycy o Dniu Zwycięstwa: 9 maja został wymuszony. Należy zmienić datę

Historycy o Dniu Zwycięstwa: 9 maja został wymuszony. Należy zmienić datę

Dodano:   /  Zmieniono: 
Po bitwie o Berlin– żołnierze radzieccy wywieszają flagę Związku Radzieckiego na balkonie hotelu Adlon (fot. Bundesarchiv, Bild 183-R77767 / CC-BY-SA via Wikimedia Commons)
W rozmowie z profesorami: Antonim Dudkiem, zastępcą przewodniczącego Rady IPN, Andrzejem Paczkowskim, członkiem Rady IPN oraz Andrzejem Kunertem, sekretarzem Instytutu Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa pytamy, skąd wynika niejasność w obchodzeniu święta zakończenia II Wojny Światowej, a także rozważamy, czy powinno się w ogóle ten dzień obchodzić jako "zwycięski".
Daniel Kotliński, Wprost: Zachód świętuje 8, Rosja 9, a my najczęściej 8, choć formalnie powinniśmy... 9. Skąd to zamieszanie?

Prof. Antoni Dudek: Rosjanie wymusili datę 9 maja. Zaczęło się od tego, że Stalin chciał podpisania aktu kapitulacji Niemiec drugi raz, gdyż przy pierwszym nie było przedstawiciela Armii Czerwonej, a z powodu parogodzinnej przerwy i różnicy czasowej powstał ten 9 maja. Później jednak to już była tylko demonstracja polityczna, ta data, "dziecko zimnej wojny", narastających różnic między Związkiem Radzieckim a aliantami zachodnimi.

Czy nie powinno się w takim razie zmienić ustawodawstwa? Dekret Bieruta wydany 8 maja 1945 r. ustanawiający ten dzień "Dniem Zwycięstwa" do dziś nie został formalnie zlikwidowany.

Prof. Andrzej Paczkowski: Ten 9 maja został przyjęty w Polsce w ślad za "Wielkim Bratem”, a skoro "Wielki Brat" przestał funkcjonować – przynajmniej w tamtej formie – i jesteśmy częścią Europy Zachodniej w sensie dosłownym (ze względu na obecność w strukturach NATO), to wydaje mi się, że i nasze różnego rodzaju rocznice powinniśmy dostosowywać do tych, które na Zachodzie są obchodzone.

Prof. Dudek: To nie jest dyskusja na temat, kiedy ten dzień obchodzić, bo fakty historyczne wskazują na dzień 8 maja. To, że Rosjanie uważają inaczej, to jest ich problem. Wie pan, oni w ogóle mają wiele dat różnych i dziwnych i to jest ich sprawa, a jak pan widzi, kierują się inną logiką polityki międzynarodowej niż "nasza” część świata.

Prof. Andrzej Kunert: W Polsce od dwudziestu kilku lat staramy się wszyscy obchodzić 8 maja. Owszem, podpisano dwie umowy o kapitulacji Niemiec, a w grę wchodziła różnica czasowa między Berlinem a Moskwą i stąd ten rozdźwięk. Ale nie wdając się w szczegóły, moim zdaniem w każdym wypadku, kiedy można "oczyścić” sprawę – w najlepszym rozumieniu słowa "oczyścić” – należy to zrobić. To nie jest jedyny przypadek, kiedy jako święte funkcjonują daty pomylone, tak śmiesznie, o jeden dzień.

Na przykład?

Prof. Kunert: Przykładem jest choćby przegapienie w stosownym akcie prawnym, że ofiarami wojny, a zatem zasługującym na groby wojenne i opiekę państwa, są osoby, które zginęły po 1 września roku 1939, a oczywiście powinno być napisane: "po 31 sierpnia”. To przecież paranoja; nikt się do tego nie stosuje, ale akt prawny pozostaje w mocy.

W kilku innych miejscach komuś bezsensu kompletnie wydawało, że jeżeli jakiś dokument był ogłaszany najpierw przez radio, a następnego dnia w gazetach, to istotna jest data publikacji w tym drugim medium. Nieprawda! Jedna z najważniejszych dat Polski w II wojnie światowej, czyli nadanie praw kombatanckich Armii Krajowej, oczywiście nie miało miejsca 30 sierpnia, jak się powszechnie uważa, ale 29 sierpnia, kiedy ogłosiło to BBC i inne radiostacje w USA. Bez sensu utrzymywać taką paranoiczną sytuację, która zmusza zainteresowanych do dochodzenia, dlaczego mówimy o 9 albo o 9 maja. Powinna być jedna data.

Prof. Paczkowski: Jestem za tym, by zmienić ten zapis z 9 na 8, nie wiem, czy w to pociągnie za sobą jakieś koszty... chyba nie ma w Polsce ulic 9 maja.

Prof. Dudek: Dekret Bieruta jest dowodem na coś innego, powiedziałbym wręcz, że jest wtórny wobec np. dekretów dotyczących nieruchomości warszawskich, które paraliżują rozwój miasta – w Polsce po roku 1989 nie dokonano rzetelnej dekomunizacji całego systemu prawnego. Zostały po nim takie kwiatki, jak dekret obchodów "Dnia Zwycięstwa".

Pojawiają się głosy, jak choćby Joachima Brudzińskiego, który wprost mówi, że ani 8, ani 9 - Polska tego dnia nie odniosła żadnego zwycięstwa, a raczej została ponownie zniewolona.

Prof. Dudek: Jesteśmy jednym z krajów, który był zarazem w obozie zwycięzców, jak i przegranych. Myśmy wprawdzie pozbyli się zbrodniczej okupacji hitlerowskiej, która wręcz fizycznie zagrażała istnieniu narodowi polskiemu, ale znaleźliśmy się w systemie politycznym, który nie był wybrany przez Polaków i tkwiliśmy w nim przez pół wieku. Armia Czerwona przyniosła wolność od Niemców, ale zniewolenie systemu sowieckiego. 

Prof. Paczkowski: Jest takie powiedzenie węgierskiego pisarza, który powiedział, że "Armia Czerwona nas wyzwoliła, ale nie przyniosła nam wolności”. W każdym razie, oczywiście, ten dzień obchodzą także Niemcy, którzy wojnę przegrali. Ale dla nich to też było ważne, jakaś epoka w dziejach Niemiec się skończyła, przegrali, ale jednocześnie wyzwolili się z tego reżimu, więc nie tylko Polacy tutaj mają różne ambiwalencje.

Prof. Kunert: Nie przesadzajmy. Są trzy pojęcia: wolność, niepodległość i suwerenność, jeśli mówimy o państwie. Nie ulega wątpliwości, że termin "wolność” nie oznacza nic innego, niż wyzwolenie spod okupacji niemieckiej. Ale nie odzyskaliśmy wtedy pełnej niepodległości i suwerenności, co jest oczywiste. Odzyskaliśmy je po 89 roku. 8 maja nie oznacza wyzwolenia, tylko zakończenie działań wojennych, tak jak na Zachodzie uważa się 2 września 1945. Jeżeli ktoś proponuje zrezygnowanie z obchodzenia 8 czy 9 maja, to już jest bardziej papieski niż papież. 8 maja powinien być ważną datą w kalendarzu III Rzeczpospolitej.

Zabawne, że nawiązał pan metaforycznie do papieża. Wspomniany Joachim Brudziński z PiS uważa, że "prawdziwy powiew wolności" nastąpił 16 październik, kiedy Karol Wojtyła "zasiadł w Stolicy Piotrowej"... 

Prof. Kunert: Przy całym gigantycznym szacunku do najważniejszego Polaka w XX wieku, Jana Pawła II, to... szukam przymiotnika, którym można by ocenić taką hipotezę. Myślę, że taką sugestię zgłasza ktoś, kto za wszelką cenę pragnie uniknąć przyznania racji tezie o decydującym znaczeniu roku 89., co jest dość trudne do obalenia, bo nie ulega żadnej kwestii, że wtedy uzyskaliśmy pełną niepodległość.

Ma to sens w jednym jedynym wypadku – podtrzymując to, co powiedziałem o celowości podtrzymania święta 8 maja, dołożyłbym pewne malutkie dopełnienie. Dla Polski tragicznym, ale prawdziwym końcem II wojny światowej z punktu widzenia racji stanu Rzeczpospolitej był 21 czerwca 1945, czyli wyrok w "Procesie 16" w Moskwie. Moim zdaniem, to takie dramatyczne, symboliczne zakończenie udziału Polski w wojnie.