Obóz koncentracyjny, obóz internowania czy "miejsce odosobnienia"?. Polskie władze bez wyroku zamykały tam ludzi. Powstanie Berezy Kartuskiej

Obóz koncentracyjny, obóz internowania czy "miejsce odosobnienia"?. Polskie władze bez wyroku zamykały tam ludzi. Powstanie Berezy Kartuskiej

Dodano:   /  Zmieniono: 
Miejsce odosobnienia w 2010 roku (fot.By Czalex (Own work) [CC-BY-3.0 (http://creativecommons.org/licenses/by/3.0)], via Wikimedia Commons)
17 czerwca 1934 roku prezydent Ignacy Mościcki podpisał rozporządzenie w sprawie "osób zagrażających bezpieczeństwu, spokojowi i porządkowi publicznemu". W efekcie, 12 lipca utworzono Miejsce Odosobnienia w Berezie Kartuskiej – obóz przeznaczony dla więźniów politycznych w latach 1934-1939.
Rozporządzenie dało możliwość władzy wskazywania osób potencjalnie stanowiących zagrożenie dla spokoju i bezpieczeństwa publicznego, które "mogą ulec przetrzymaniu i przymusowemu umieszczeniu w miejscach odosobnienia, nie przeznaczonych dla osób skazanych lub aresztowanych z powodu przestępstw”. W art. 2 dyrektywy podpisanej przez Mościckiego dokładnie opisano schemat, za pomocą którego, osadzano w obozie.  

Sędzia śledczy wydawał postanowienie o przymusowym odosobnieniu podejrzanego, na wniosek władzy, która bez podawania konkretnych powodów mogła zarządzić przetrzymanie. Według punktu: „… wniosek tej władzy jest wystarczającą podstawą do wydania postanowienia” – powstał więc precedens, w którym bez jakiegokolwiek dochodzenia, tylko na podstawie wniosku władzy (w tym wypadku wojewody), można było bez procesu umieścić obywatela w obozie (na potrzeby tekstu zamiennie używane będzie określenie – więzienie, red.). Dodatkowo nowe prawo, nie dawało oskarżonym żadnej możliwości odwołania się od decyzji (punkt 4. art. 2).

Do więzienia w Berezie Kartuskiej trafiano najpierw na 3 miesiące – jednak można było przedłużać odosobnienie o kolejne 3 miesiące. Rekordzista, Salomon Jolles przebywał w więzieniu 3 lata i 4 miesiące (od 21 kwietnia 1936 r. do 18 września 1939 r.).

Prawdopodobnym jest, że Józef Piłsudski zdecydował się na tak radykalne kroki po zabójstwie Bronisława Pierackiego, ministra spraw wewnętrznych, przez działacza Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów – Hryhorija Maciejkę.

Mając takie uprawnienia, sanacja mogła nie tylko działać prewencyjnie wobec kryminalistów, ale też eliminować swoich potencjalnych wrogów – co uczyniono np.: w wypadku Bolesława Piaseckiego, działacza Obozu Narodowo-Radykalnego. Piasecki był zresztą jednym z pierwszych osadzonych w obozie – wraz z nim umieszczono tam innych działaczy ONR-u.

- To był obóz odosobnienia, tam nie więziono ludzi za zarzuty, tam ludzi pozbawiano wolności – czyli internowano, naszym współczesnym językiem. Trudno mówić o jakiejś winie tych ludzi, na tym to polegało – wysyłano tam ludzi, którym władza nie była w stanie winy udowodnić. Jeżeli władza mogła udowodnić im winę, to ich wysyłała do więzienia - powiedział w rozmowie z Wprost prof. Tomasz Nałęcz

Już w momencie podpisania, rozporządzenie generowało spory sprzeciw społeczeństwa – wskazywano, że nie jest ono zgodne z konstytucją marcową. Przeciwnicy powoływali się wtedy na art. 98 konstytucji z 17 marca 1921 r. "Nikt nie może być pozbawiony sądu, którego z prawa podlega. Sądy wyjątkowe są dopuszczalne tylko w wypadkach oznaczonych ustawami, wydanemi przed popełnieniem czynu karygodnego. Ściganie obywatela i wymierzenie kary jest dopuszczalne tylko na zasadzie obowiązującej ustawy. Kary połączone z udręczeniami fizycznemi, są niedozwolone i nikt takim karom podlegać nie może.  Żadna ustawa nie może zamykać obywatelowi drogi sądowej, dla dochodzenia krzywdy i straty” - brzmiał artykuł.

Oprócz krytyki ze względu na niezgodność z konstytucją, pojawiły się liczne porównania do obozów istniejących już w ZSRS i III Rzeszy. Istniały również podejrzenia, że pomysł na stworzenie takiego politycznego więzienia podpatrzył minister spraw wewnętrznych Leon Kozłowski w trakcie swojej wizyty w Rzeszy. W czasach powojennych mówiono o więzieniu w Berezie jako o polskim obozie koncentracyjnym.

- Obozy odosobnienia to była rzecz stara, na masową skalę zastosowali to Anglicy w wojnie burskiej – mówił Nałęcz. -  Hitleryzm liczył wtedy kilkanaście miesięcy, do podobnych obozów skazywano ludzi w oparciu o decyzję administracyjną. Teraz jak mówimy obóz koncentracyjny to myślimy Majdanek, Oświęcim – i używanie wobec Berezy określenia obozu koncentracyjnego to jest po prostu nadużycie. Bereza to była rzecz naganna, ale to nie było miejsce takich zbrodni jak obozy sowieckie czy niemieckie - podkreślił.

Przez lata pojawiło się wiele teorii na temat powstania obozu i tego co działo się za jego murami. Przez 5 lat jego istnienia miało być tam osadzonych 3 tys. osób jak podaje Agnieszka Knyt, jednakże nadal istnieją spory dotyczące liczby ofiar Berezy – według Normana Daviesa było to 17 osób. O wiele większą liczbę podaje ukraiński historyk Viktor Idzio – on oszacował, że w Berezie zginęło ponad 300 osób.

Kontrowersje wzbudzały również warunki, traktowanie i racje żywnościowe wydawane skazańcom, opisywali to prawicowi posłowie w trakcie swojego wystąpienia w Sejmie:

"Warunki zdrowotne były niemniej uciążliwe. Odosobnieni nie mieli ani łóżek ani prycz. Sienniki bez poduszek leżały bezpośrednio na podłodze. Nie pozwalano używać szczoteczek do zębów, a mydła nie dawano w ciągu kilku tygodni. W celach nie było ani stołków ani ławek. Nie wolno było siadać na siennikach, a tylko na gołej podłodze... Bito więzionych przy każdej sposobności; bito na korytarzach obozu, kiedy więzieni biegli na rozkaz policji, bito przy pracy, kiedy wycieńczeni totalnemu warunkami odżywiania i pomieszczenia więźniowie nie mogli sprostać ciężkiemu wysiłkowi fizycznemu. Bicie to nie stanowiło wyjątku, gdyż było wykonywaniem zasad postępowania i postanowione przez władze obozu" - relacjonowała wystąpienie posłów prawicowych w sprawie w sprawie powołania i funkcjonowania obozu odosobnienia w Berezie Kartuskiej "Wielka Polska" 18 listopada 1934 roku w numerze 39a.

Zapytany o to, jak powinniśmy oceniać istnienie obozu w Berezie, Tomasz Nałęcz podkreślił, że "bardzo krytycznie". - Tam maltretowano i szykanowano ludzi. Tam byli ludzie autentycznie groźni dla państwa, tam trafiali kryminaliści, ukraińscy nacjonaliści sięgający po terror, komuniści którym było trudno udowodnić winę, a byli niebezpieczną agenturą moskiewską. Ale trafiali tam też ludzie niewygodni dla systemu – tam siedział krótko bo krótko, za krytykę ministra Becka, prominentny człowiek obozu, były poseł BBWR-u, redaktor naczelny "Słowa” czyli Stanisław Cat Mackiewicz - powiedział prod. Nałęcz.

Wojciech Śleszyński, w: Białoruskie Zeszyty Historyczne nr 20, Aspekty prawne utworzenia obozu odosobnienia w Berezie Kartuskiej i reakcje środowisk politycznych. Wybór materiałów i dokumentów [1]

Kacper Świsłowski