Chwedoruk: Pojawił się nowy front walki w PO - rządowy

Chwedoruk: Pojawił się nowy front walki w PO - rządowy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Fot. Damian Burzykowski / Newspix.pl Źródło: Newspix.pl
- Jeśli Platforma przegra wybory, los Ewy Kopacz będzie przesądzony - ocenił w rozmowie z "Wprost" dr Rafał Chwedoruk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego.
Natalia Rzewińska: Co nowego przyniósł ostatni rok w polityce?

Dr Rafał Chwedoruk: Nie ulega wątpliwości, że mamy do czynienia ze zmianami politycznymi o charakterze globalnym. Zjawiska te koncentrują się po pierwsze wokół wojny domowej na Ukrainie, po drugie wokół rosnącej i transformującej się roli Chin. Ważną kwestią jest to, że tymczasowy model gospodarczy w skali globalnej ukazuje swoje strukturalne słabości i to, w mniejszym lub większym stopniu, rzutuje także na polską sytuację. 

Wiosną tego roku, mieliśmy do czynienia, chyba po raz pierwszy po 1989 roku, z wyborami, na wynik których decydujący wpływ miała sytuacja międzynarodowa. Polacy nie interesują się zbytnio tym, co się dzieje na świecie, więc musiało rzeczywiście stać się coś na tyle istotnego, że to zmobilizowało dodatkową grupę wyborców do pójścia do urn i być może także skorygowało preferencje wyborców.

Czy wygrana PiS-u w wyborach samorządowych to zwiastun zmian na scenie politycznej?

Obie zeszłoroczne elekcje pokazały, że polska polityka jest stosunkowo stabilna, jeśli chodzi o system partyjny i opiera się na formule 2+2. Formule, która jakoś odzwierciedla zróżnicowanie ideowe w polskim społeczeństwie i widać też, że wszelkie próby zmiany tego nie przynoszą trwałych rezultatów. Fiasko wszelkich inicjatyw podnoszonych przez Janusza Palikota oraz wciąż wielka niewiadoma pod nazwą Janusz Krowin-Mikke, tylko to potwierdzają. Warto zauważyć, że w wyborach samorządowych, kiedy pojawiła się niechętna wobec pewnych partii reakcja obywateli, to nie przyniosła ona na przykład rezultatu w postaci pojawienia się nowej partii. Spowodowała dywersyfikację głosów między różne komitety lokalne, często też wyrastające na bazie byłych polityków. Zapewne PSL zebrało też trochę premii za stanie z boku w niektórych konfliktach. W tym sensie, nie wydarzyło się tak naprawdę nic nowego, nic, czego nie moglibyśmy się spodziewać. Jeśli popatrzymy sobie po liczbach bezwzględnych, po liczbie głosów otrzymywanych przez główne partie, to nie ma tam żadnej niespodzianki.

Czy sądzi Pan, że wybór Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej może w jakiś sposób wpłynąć na rolę Polski w Unii Europejskiej?

Myślę, że w wymiarze międzynarodowym jest to potwierdzenie dotychczasowego miejsca Polski. Jest to raczej funkcja reprezentacyjna, niż dająca twardą władzę. To nie jest tak, że można sobie wywalczyć twardą pozycję w Unii marketingiem, PR-em, wynikami wzrostu gospodarczego itd. Realnym probierzem pozycji Polski w Europie jest wpływ na strategiczne decyzje dotyczące choćby polityki antywęglowej, czy wpływ na politykę Europy wobec Ukrainy. Ten wpływ jest bliski zeru, co boleśnie widzimy w ostatnich dniach. Wybór Tuska jest więc, moim zdaniem, efektem pierwszej dekady uczestnictwa w Unii, a nie miernikiem naszej siły. Jeśli już, powinniśmy to raczej traktować w kategoriach soft- power, aniżeli takiej twardej władzy i w tych kategoriach jest to niewątpliwie sukcesem.

Czy Ewa Kopacz jest w stanie rządzić partią silną ręką, czy czeka nas jakiś przewrót w PO?

To, co obserwujemy w PO, to jest kolejny rok wyczerpującej walki wewnętrznej. Wojny, w której jedna strona to politycy skupieni wokół Donalda Tuska, no i siłą rzeczy, teraz Ewy Kopacz. Po drugiej stronie jest ośrodek prezydencki oraz Grzegorz Schetyna. Ta wojna ma swoje kolejne etapy. W tym roku pojawił się jej nowy front - rządowy. Do tej pory ta wojna trwała na poziomie struktur lokalnych, na poziomie rywalizacji ośrodka prezydenckiego z radą ministrów oraz wewnątrz klubu parlamentarnego. Teraz przeniosła się do rządu. Powołanie ministrów bliskich bardziej ośrodkowi prezydenckiemu, niż Donaldowi Tuskowi, zarazem powierzenie im przez Ewę Kopacz raczej drugoplanowych resortów, pokazuje nowe pola walki i jednocześnie stan napięcia. To jest czynnik, który, jeśli chodzi o sprawy wewnętrzne, nadaje największą dynamikę polskiej polityce. 

Przewaga Platformy nad innymi partiami, niekoniecznie mierzona arytmetyką wyborczą, jest tak duża, że walka w obrębie obozu władzy jest tak naprawdę dużo ważniejsza, przynosi dużo większe efekty, niż starania wszystkich sił opozycji razem mierzonych. Przyszłość Ewy Kopacz rozstrzygnie się w ciągu najbliższych 12 miesięcy. Jeśli Platforma osiągnie taki wynik, który pozwoli jej być główną partią rządzącej koalicji i rozgrywającym polskiej polityki, będzie to oznaczało umocnienie władzy Ewy Kopacz i uczynienie z niej lidera realnego, a nie tylko formalnego w tej partii. Natomiast, jeśli Platforma przegra wybory, albo będzie musiała szukać trzeciego koalicjanta, lub w ogóle straci władzę, wtedy los Ewy Kopacz będzie przesądzony i niemal na sto procent wygra ktoś wskazany przez prezydenta Komorowskiego.

Co z lewicą? Na początku roku wydawało się, że istnieją szanse na zjednoczenie. Czy uważa Pan, że są jeszcze realne?

Twierdzę, że lewica w Polsce w żaden sposób nie jest podzielona. To znaczy, istnieją pozaparlamentarne, radykalne środowiska anarchosyndykalistyczne, komunistyczne, itd., ale one z definicji nie chcą uczestniczyć w wielkiej polityce, bo są nie tyle apolityczne, co antypolityczne. Natomiast, w sensie wyborczym i w sensie autoidentyfikacji, jedyną formacją lewicową jest SLD. Ruch Palikota tylko fragmentarycznie ma coś wspólnego z lewicą. Z resztą, ostatnie wypowiedzi Janusza Palikota najdobitniej pokazują, że traktuje on kwestie tożsamości bardzo pragmatycznie, by nie rzec instrumentalnie. To, co obserwujemy, to klasyczne męki Sojuszu Lewicy Demokratycznej, który nie może się pogodzić z tym, że jest partią średnią i nie ma społecznych perspektyw na to, by w dającym się określić czasie stać się partią o sile porównywalnej z siłą tej partii sprzed lat. Stąd SLD, zamiast fetować swój sukces z wyborów do Parlamentu Europejskiego - trzecie miejsce i prawie 10 procent, uznał to za klęskę. Partia ta w dalszym ciągu, z wiadomych, choć irracjonalnych w swej istocie przyczyn, próbowała naginać swoją tożsamość. Najpierw szła tradycyjnie lewicowym wątkiem w wyborach do PE, później próbowała podnieść takie tematy kulturowe, jak in vitro w wyborach do samorządu lokalnego. Nie może się zidentyfikować na osi Platforma - PiS w kwestii, czy jest ideologicznie odległa od obu partii, czy też jest bliżej PO, niż PiS-u. Natomiast, jeśli spojrzymy na liczby bezwzględne, na liczby głosów,  jakie dostało SLD w wyborach do sejmików wojewódzkich i na ilość miast, w których SLD wygrał, to można powiedzieć, że partia tkwi w pewnej stagnacji od wyborów 2011 roku. Z jednej strony jest to porażką, a z drugiej- prawdopodobnie gwarantuje przetrwanie tej partii w kolejnym roku.

Po wyborach samorządowych obserwujemy wzmacnianie się Polskiego Stronnictwa Ludowego. Czy transfery byłych polityków Twojego Ruchu i Johna Godsona mogą świadczyć o tym, że PSL chce budować potężną siłę polityczną na nadchodzące wybory?

Moim zdaniem, podstawą sukcesu PSL-u są dwie rzeczy. Po pierwsze, fakt, że jest partią starego typu, to znaczy taką, która nie jest po prostu komitetem wyborczym, ale ma potężne struktury lokalne i jest powiązana z różnymi organizacjami społecznymi i instytucjami. Tak wyglądały partie polityczne na świecie pięćdziesiąt, sto lat temu. Paradoksalnie, ten anachronizm jest wielką siłą PSL-u, objawianą zawsze w wyborach samorządowych. Na sukces PSL-u wpływ miało też to, że jest partią centrową, która balansuje pomiędzy, mówiąc ogólnie, konserwatystami a liberałami. 

PSL od lat starało się wchodzić na tereny miejskie, co udawało się tylko w takich regionach, gdzie na trenach wiejskich wokół ludowcy byli silni. Tak było na przykład w Płocku, gdzie w radzie miasta ludowcy byli zawsze. By wejść do miast, PSL sięgało a to po polityków innych partii, bądź sojusze z innymi partiami, jak niegdyś z Unią Pracy, a to po znanych ludzi, np. ze świata  sportu, takich jak Kozakiewicz. To zawsze kończyło się fiaskiem. Nie sądzę zatem, by drugoplanowi posłowie Twojego Ruchu, skądinąd formacji bardzo odległej od PSL-u ideowo, byli tymi, którzy zmienią sytuację wyborczą w Polsce.

Jak pan ocenia decyzję PSL o niewystawianiu własnego kandydata w wyborach prezydenckich? 

Miarą problemów tej partii jest obecny dyskurs o wyborach prezydenckich w związku z tą decyzją. Pokazuje to, że tradycyjnie, partia ta nie powtórzy swojego bardzo dobrego wyniku z wyborów samorządowych i raczej będzie musiała zadowolić się statusem jednej z dwóch mniejszych partii w systemie partyjnym, a nie jednej z trzech wielkich.