Komorowski: Tu ginęli żołnierze radzieccy. Nałęcz: Kto to kwestionuje, jest propagandystą

Komorowski: Tu ginęli żołnierze radzieccy. Nałęcz: Kto to kwestionuje, jest propagandystą

Dodano:   /  Zmieniono: 
Tomasz Nałęcz, fot. Wprost
Podczas wizyty w Kołobrzegu z okazji uroczystości związanych z 70. rocznicą walk o Kołobrzeg i zaślubin Polski z Morzem prezydent Bronisław Komorowski zaznaczył, że trzeba pamiętać o poległych w tej walce żołnierzach radzieckich. - Tu też ginęli żołnierze radzieccy. Trzeba o nich pamiętać, bo przecież oni także złożyli daninę krwi, która zaowocowała tym, że Polska jest nad Bałtykiem i w tej części Bałtyku - powiedział. Sprawę skomentował doradca prezydenta, prof. Tomasz Nałęcz. -  Ktoś kto kwestionowałby fakt, że w walce z hitlerowcami na ziemi polskiej padali sowieccy żołnierze, byłby propagandystą Kremla - stwierdził w rozmowie z "Wprost".
Martyna Nowosielska, "Wprost": Co pan sądzi o wypowiedzi prezydenta Bronisława Komorowskiego na temat radzieckich żołnierzy w Kołobrzegu?

Prof. Tomasz Nałęcz: Jest faktem, że na polskiej ziemi spoczywa kilkaset tysięcy żołnierzy Armii Czerwonej, którzy tutaj zginęli w walkach z Niemcami. Nikt w Polsce tego nie kwestionuje.

Czy taka wypowiedź nie zaszkodzi prezydentowi Komorowskiemu podczas kampanii prezydenckiej?

Prezydent starannie zaznaczył różnicę między żołnierzem, który zginął w walce, a jego dowództwem. To jest istota tego problemu. Ten żołnierz gromił Hitlera, doszedł do Berlina, ale nie przyniósł Polsce wolności. Prezydent bardzo mocno to podkreślał. Żołnierz reprezentujący kraj, który był esencją zniewolenia wolności Polsce nie dał, natomiast Hitlera przepędził. To są dwie różne sprawy i prezydent zawsze mocno zwraca na to uwagę, że musimy rozróżniać pomiędzy żołnierzem, który zginął w walkach z hitlerowskim okupantem, a Związkiem Sowieckim, który nie przyniósł Polsce wolności. Jałta przesunęła Polskę w sowiecką strefę wpływów. To są dwie różne rzeczy - szacunek dla żołnierskiej krwi przelanej w walkach i sprawiedliwa, twarda ocena wielkiej polityki Związku Sowieckiego i zaakceptowanej przez zachodnich sojuszników, która spowodowała, że dla Polski maj 1945 roku to było kalekie zwycięstwo.

Czy w tym przypadku można rzeczywiście mówić o wspólnej walce, jak to ujął prezydent?

To nie ulega wątpliwości, zwłaszcza w Kołobrzegu. W tej walce wspólnie walczyły polskie oddziały Wojska Polskiego formowanego u boku Armii Czerwonej i żołnierze sowieccy. Oni tam leżą też razem na cmentarzu. Gdzie jak gdzie, ale w Kołobrzegu nie stwierdzić, że ci żołnierze walczyli razem, byłoby stwierdzeniem historycznie wątpliwym.

Czyli twierdzi pan, że w tym miejscu ta wypowiedź nie była niedelikatna?

Nie. Nie można wyrywać z tej wypowiedzi zdań. Trzeba ją czytać całą. Tam były zupełnie inne oceny dotyczące krwi żołnierskiej, o której prezydent mówił z szacunkiem, a dotyczące Związku Sowieckiego, o którym mówił bardzo krytycznie. Podkreślił, że przepędzenie hitlerowskiego najeźdźcy nie oznaczało wolności dla Polski. Oznaczało nową formę uzależnienia. Przestały dymić krematoria Auschwitz, ale nie było to wyzwolenie dla Polski. Żołnierz sowiecki przepędzający hitlerowców wolności Polsce nie niósł.

Nie obawiacie się, że w obliczu kampanii prezydenckiej, ta wypowiedź może zostać wykorzystana przeciwko Komorowskiemu?

Na głupków nigdy nie ma rady. Jeśli się uczciwie to wystąpienie przeczyta, to naprawdę nie sposób mu czegokolwiek zarzucić. Ktoś kto kwestionowałby fakt, że w walce z hitlerowcami na ziemi polskiej padali sowieccy żołnierze, byłby propagandystą Kremla. To propaganda rosyjska twierdzi, że Polacy nie dostrzegają faktu, że hitlerowców z ich ziemi przepędzili żołnierze sowieccy. My, jako Polacy, to dostrzegamy. Szanujemy sowieckie cmentarze, one są pod opieką państwa od 25 lat. Trzeba byłoby być wyjątkowo złej wiary, żeby zinterpretować tę wypowiedź jako gloryfikowanie sowieckiego najeźdźcy. To byłby absurd.