Detektywi - jakość ich pracy drastycznie spada

Detektywi - jakość ich pracy drastycznie spada

Dodano:   /  Zmieniono: 
aparat fot. nito /Fotolia.pl 
Od roku w Polsce detektywem może zostać każdy: rolnik, górnik czy przedszkolanka. Ich liczba się podwoiła, za to jakość pracy drastycznie spadła.

Do agencji detektywistycznej Lampart co dzień przychodzi kilkanaście CV. – Pracy szuka górnik, handlowiec, PR-owiec i rolnik. Kobiety z branży reklamy, nawet przedszkolanka i opiekunka do dzieci – opowiada Bartosz Weremczuk, prywatny detektyw tej agencji, trzymając formularze w dłoni. I wyjaśnia, że ci wszyscy ludzie mają licencję detektywistyczną zdobytą w ciągu ostatniego roku. Bo właśnie rok temu, na mocy ustawy o ułatwieniu dostępu do wykonywania niektórych zawodów regulowanych, zawód prywatnego detektywa, tak jak 50 innych, został poddany deregulacji.

Zdradzający mąż

Ministerstwo Sprawiedliwości tłumaczy, że projekt powstał po to, aby zlikwidować bariery w dostępie do zawodu. Teraz, żeby zostać detektywem, nie trzeba mieć odpowiedniego wykształcenia ani zdanego egzaminu. Zmiany mają spowodować wzrost konkurencji i większą dostępność usług, a w konsekwencji wzrost dostępu do usług. No i obniżkę cen.

Wcześniej, aby zostać detektywem, należało przejść specjalne szkolenie oraz zdać egzamin pisemny i ustny w komendach głównych policji, przed komisją egzaminacyjną, w której zasiadali przedstawiciele prokuratury, sądu, policji oraz MSWIA lub MS. Jednorazowo z kilkudziesięciu osób przystępujących do egzaminu zdawało tylko kilka. Odpadali nawet ci, którzy wcześniej pracowali w policji.

Po deregulacji nikt już nie sprawdza kompetencji detektywa. Egzamin został zniesiony, a żeby uzyskać licencję i zostać wpisanym do rejestru, wystarczy skończyć byle kurs organizowany przez prywatne firmy, którego zresztą nikt odgórnie nie nadzoruje. A ten najczęściej trwa zbyt krótko i w żadnym stopniu nie wyczerpuje zakresu wcześniej wymaganej wiedzy. W środowisku mówi się wręcz, że zaświadczenie o skończonym kursie można sobie po prostu kupić. Do grudnia zeszłego roku w rejestrze detektywów było wpisanych blisko 600 osób. Tak było przez 12 lat, czyli od czasu wprowadzenia ustawy o usługach detektywistycznych. Przez ostatni rok liczba detektywów się podwoiła i dziś wynosi 1320 osób. Szacuje się, że drugie tyle działa na czarno, bez licencji. Wbrew nadziejom ministerstwa jakość usług w tym sektorze gwałtownie i drastycznie spadła.

– W jednym tyglu znalazły się dwie skrajnie różne pod względem jakości profesje. Obok przeszkolonych, perfekcyjnie przygotowanych detektywów, często z wieloletnim stażem w służbach mundurowych czy w prokuraturze, w jednym szeregu stanęli ci, którym wydaje się, że detektywem można zostać po obejrzeniu kilku kryminalnych filmów. Myślą, że wystarczy mieć telefon komórkowy z aparatem, sprawny samochód i odrobinę sprytu, żeby wykonywać pracę detektywa – denerwuje się dr Wiesław Jan Modrakowski, prezes Zarządu Polskiego Stowarzyszenia Licencjonowanych Detektywów. I tłumaczy, dlaczego zawód detektywa jest szczególny. – Stoi na straży wolności i praw człowieka. Dotyka najintymniejszych sfer życia. Ustawa o usługach detektywistycznych wymaga od nas absolutnej dyskrecji, etyki zawodowej i lojalności w stosunku do klienta. Nigdy nie wiadomo bowiem, co detektyw odkryje, zobaczy i usłyszy. Bez względu na wagę informacji musi ona pozostać tylko między nim a klientem. A skąd „nowi” mają o tym wiedzieć, jeśli nikt ich nie szkoli, nikt nie egzekwuje wiedzy, nie uczula na zawodowe morale? Zdaniem detektywa Bartosza Weremczuka największym problemem jest nieznajomość prawa.

– Często działalność adeptów ma charakter niedozwolony. Nie wiedzą choćby tego, że nam nie wolno zakładać podsłuchu, montować GPS-u, włamywać się do komputera, stosować prowokacji. Oni robią to wszystko, bo nie wiedzą, jak należy działać zgodnie z literą prawa. A potem dziwią się, że sąd czy prokuratura oddalają zebrane materiały. Klient zostaje z nic niewartą teczką zdjęć i dokumentów, za którą słono zapłacił – tłumaczy. Bo w praktyce detektyw nie ma dużo większych uprawnień niż przeciętny obywatel. Wyjątek stanowi jedynie uprawnienie do przetwarzania przez detektywa danych osobowych zebranych w toku wykonywanych czynności bez zgody osób, których dane dotyczą. – Ale ustawa nakłada też na nas szereg obowiązków – zauważa Weremczuk. – Wyobraźmy sobie, że detektyw przyjmuje zlecenie od kobiety, która podejrzewa męża o zdradę. Czeka na niego pod pracą. Ten wychodzi, jedzie na lotnisko. Odbiera atrakcyjną kobietę, padają sobie w ramiona, wymieniają czułości. Potem wspólnie jadą do hotelu. Detektyw ich śledzi. Po godzinie mężczyzna wychodzi sam. Wraca do pracy. Detektyw pewien, że mąż nie jest wierny, dzwoni do klientki i ogłasza bez pardonu: „Mąż panią zdradza. Mam zdjęcia z lotniska”. Ta odkłada słuchawkę, otwiera okno i rzuca się z wysokiego piętra. Po tragedii okazuje się, że to siostra kobiety przyleciała z zagranicy, aby zrobić jej urodzinową niespodziankę. Poprosiła szwagra, aby w tajemnicy odebrał ją z lotniska, zabukował hotel.

Handlowanie wiedzą

– Na rynku usług detektywistycznych nie ma żadnej gwarancji, że klient dobrze trafi – surowo ocenia mec. Grzegorz Gozdór, autor książki „Licencja detektywa – zarys wykładu”. Jego zdaniem obowiązujące regulacje prawne nie dają dobrych podstaw prawnych do wykonywania zawodu detektywa, a przede wszystkim do budowania dobrego wizerunku zawodu. – Dobrym rozwiązaniem byłoby, gdyby do zawodu mogli trafiać ci, którzy w ramach przygotowania odbyliby praktyki w agencjach detektywistycznych pod bacznym okiem specjalisty – mówi. Gorzej, jeśli domorosły detektyw nie rozpocznie pracy w agencji pod okiem mentora, ale zacznie świadczyć usługi na własną rękę. A takie firmy w ostatnim roku wyrastają jak grzyby po deszczu.

– Dlatego agencje oraz osoby prowadzące jednoosobową działalność gospodarczą świadczące usługi detektywistyczne muszą podlegać kontroli państwa. Tak jest na całym świecie, bo zawód detektywa niesie za sobą wiele pokus – ocenia mecenas. Przykład? Zawsze istnieje ryzyko, że detektyw wejdzie w posiadanie informacji, które po wyższej stawce będzie próbował sprzedać komuś innemu. Tak zrobił pewien detektyw ze Śląska. Na zlecenie klientki zebrał twarde dowody, które pozwoliłby jej wygrać proces rozwodowy z orzeczeniem o winie męża. Ten zdradzał żonę wielokrotnie, w dodatku z żonami notabli. Do tego zatajał przed sądem dochody. Ale pazerny detektyw zażądał od klientki potrójnej kwoty, którą początkowo ustalili. Gdy ta odmówiła płacenia, sprzedał raport stronie przeciwnej, czyli mężowi klientki, tym sposobem pozbywając się dowodów na jego winę. Kobieta proces przegrała. Inny przypadek – duża i znana firma deweloperska zleciła detektywowi z woj. mazowieckiego sprawdzenie innego dewelopera, który działał wbrew zasadom uczciwej konkurencji. Po kilku dniach detektyw zapadł się pod ziemię, nie odbierał telefonu, maila. Wcześniej sprzedał raport i uzyskane informacje o pierwszym kliencie – konkurentowi, bo ten gotów był zapłacić więcej.

Danuta, 52-letnia bizneswoman z Trójmiasta, już nigdy nie zaufa detektywom. Jej mąż robił lukratywne interesy na Kubie. Przy okazji chętnie czerpał garściami z uroków pięknych, nieletnich i tanich Kubanek. – Z mojego śledztwa wynika, że najmłodsza miała 13 lat. Ale nie miałam twardych dowodów – opowiada. Właśnie po to wynajęła detektywa z Polski. – Kupiłam mu bilet, opłaciłam hotel, nawet dzienną dietę za pobyt z dala od domu płaciłam. Chciałam zaoszczędzić, dlatego zgodziłam się nie podpisywać umowy. Wszystko na gębę, pieniądze do łapy – żali się. Nieudolny detektyw swoje śledztwo rozpoczął od rozmowy z ochroniarzem luksusowego apartamentowca, gdzie mieszkał mąż. Pokazał mu licencję, pokazał zdjęcie mężczyzny i zapytał wprost, czy on przyprowadza do mieszkania prostytutki. Potem udał się do stręczyciela i zagaił równie niedyskretnie. Mąż dowiedział się natychmiast. Jeszcze z Kuby wysłał pozew rozwodowy, za powód podając nagabywanie spowodowane chorobliwie ograniczonym zaufaniem. Danuta przegrała proces. Sąd uznał jej jedyną winę. To właśnie niechęć do zawierania umów oraz niechęć do wystawiania rachunków, zdaniem dr. Modrakowskiego, jest największym problemem nierzetelnej części branży. – Zachęcony obietnicą mniejszych wydatków klient godzi się na rozliczenie do ręki. Finał? Nie dość, że nie oszczędza, to jeszcze często musi słono dopłacić, aby odzyskać raport. Czasami też zostaje z niczym, bez możliwości ubiegania się o zwrot kosztów na drodze prawnej – przestrzega prezes. W zeszłym roku do stowarzyszenia wpłynęło dużo więcej skarg, zażaleń i próśb o interwencje niż w latach ubiegłych. – Ludzie piszą, że zostali oszukani. Że detektyw nie wykonał ustalonej pracy, choć zeznawał, że zrobił wszystko, co w jego mocy. Albo przeciwnie, nadużył kompetencji, działał niezgodnie z prawem – opowiada.

Gratka dla kontrwywiadu

Nierzetelne działanie może narazić na kłopoty nie tylko klienta, ale i samego detektywa. Zdarza się zresztą, że i klient jest nieuczciwy. Tak jak mężczyzna, który detektywowi z Łodzi zlecił obserwację kilkunastu kantorów. Twierdził, że sam chce założyć sieć punktów wymiany walut i musi zbadać rynek, odkryć słabe punkty konkurencji. Niedługo potem większa część z tych kantorów została okradziona. Inny detektyw przyjął zlecenie śledzenia niepełnoletniej dziewczyny. Gdy oddał klientowi szczegółowy raport, dziewczyna została porwana.

– Niewiele brakowało, a być może doszłoby do sytuacji zagrażającej bezpieczeństwu kraju – opowiada pewien detektyw, który chce pozostać anonimowy. – Klientka pod przykrywką podejrzenia o zdradę chciała prześwietlić męża. Odkryliśmy, że jest on ściśle powiązany z politykami w kraju, ale też na świecie. Ona też była związana z wielką polityką międzynarodową – mówi Bartosz Weremczuk, detektyw. I jest niemal pewny, że nie chodziło o rozwód, ale o wykrycie informacji istotnych dla kontrwywiadu. – Nasz zawód to wyjątkowo łatwa branża do ukrycia matactwa, prania pieniędzy. Nie mamy bowiem odgórnie ustalonej stawki, nawet „widełek” kwoty, w której dany typ usługi powinien się zmieścić. Liczymy sobie tyle, ile chcemy – dodaje śledczy. Od czasu do czasu pojawiają się klienci, którzy już na pierwszy rzut oka nie wyglądają na uczciwych. – Raz trzech wielkich karków ze wschodnim akcentem zaproponowało mi układ. Ja wystawię im co miesiąc fakturę na 1 mln zł, a dostanę od tej kwoty kilka procent. Odmówiłem, rzecz jasna, ale jestem pewien, że prędzej czy później znajdzie się chętny na taki deal – kwituje.

DETEKTYW JAK WISIENKA

Wszystko to oznacza, że w dzisiejszej sytuacji prawnej, korzystając z porad detektywa, nie można być pewnym jego rzetelności. Dlatego nie warto sugerować się niską ceną usługi, za to trzeba wnikliwie zbadać kompetencje, zawsze sporządzać umowę, nie płacić z góry i przelewać pieniądze tylko na konto firmy. – Niekiedy od raportu i zeznań detektywa zależy wyrok. Detektyw na sali sądowej dobitnie potwierdzający dokonanie zarzucanych czynów to as w rękawie, wisienka na torcie – przyznaje Krystyna Rek, założycielka Centrum Kobieta i Rozwód, psycholożka. Sama poleca swoim klientkom pomoc sprawdzonych detektywów, pośredniczy w zawieraniu umowy między nimi a usługodawcą, pilnując, aby nie zostały oszukane.

Detektywi występują głównie w procesach cywilnych. Od kilku lat mają coraz większy wpływ na kształt postępowania w sprawach o rozwód (nieoficjalny, jak i jawny) – zauważa mec. Izabela Lech. Ale niebawem może być tak, że detektywi zaczną odgrywać coraz większą rolę w postępowaniu dowodowym w sprawach karnych. To za sprawą nowelizacji procedury karnej, która zacznie obowiązywać od dnia 15 lipca 2015 r. Planowana nowelizacja ma przyśpieszyć i uprościć procedury. Znacznie większa będzie rola stron, mniejsza samego sędziego. To znaczy, że zdecydowaną większość dowodów będą musiały przygotować same strony. Jeśli poszkodowany lub oskarżony sam nie zadba o dowody winy lub niewinności, sąd nie będzie dążył do ustalenia obiektywnej prawdy. W tym kontekście rola detektywa jako osoby, która profesjonalnie zbiera dowody, może wzrosnąć. Dlatego tak ważne, by wśród prywatnych detektywów znaleźli się dobrze wyszkoleni profesjonaliści z zawodowym doświadczeniem. Nie zaś rolnik, górnik czy przedszkolanka. 

(Artykuł opublikowany w 1/2015 nr tygodnika Wprost)
Więcej ciekawych artykułów przeczytasz w najnowszym wydaniu "Wprost",
który jest dostępny w formie e-wydania na www.ewydanie.wprost.pl i w kioskach oraz salonach prasowych na terenie całego kraju.


"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.
Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na  AppleStore GooglePlay