Życie na Marsie: Najpierw rośliny, potem ludzie

Życie na Marsie: Najpierw rośliny, potem ludzie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Mars fot. pitris/Fotolia.pl
Życie na Marsie pojawi się dzięki roślinom. Dopiero za nimi zjawi się człowiek. Niestety, bez możliwości powrotu na Ziemię.

Robi się poważnie. Ludzka kolonia poza granicami Ziemi to już nie science fiction, ale przedsięwzięcie z biznes planem. – Do roku 2024 człowiek postawi stopę na Marsie – obiecuje Elon Musk, amerykański miliarder i założyciel kosmicznej firmy dostawczej Space X. – Moi kosmonauci będą tam rok wcześniej i od razu założą stałą kolonię – przebija go Bas Lansdorp, holenderski przedsiębiorca i twórca projektu Mars One. Pierwsze lądowanie istoty żywej na Marsie będzie wydarzeniem, dzięki któremu kilka osób na zawsze zapisze się w dziejach cywilizacji. Jednak człowieka w drodze na Czerwoną Planetę może wyprzedzić zielona sałata.

CHCĘ UMRZEĆ NA MARSIE

Prezydent USA Barack Obama obiecywał, że Amerykanin postawi stopę na Marsie do roku 2030. Jednak cięcia budżetowe spowodowały, że NASA zmieniła swoje priorytety. – Będziemy się koncentrowali najpierw na badaniu okołoziemskich asteroid i Księżyca, stopniowo rozszerzając badania poza ziemską orbitę – twierdzą przedstawiciele NASA. W praktyce oznacza to, że Mars nie jest już najważniejszy. – To marnowanie czasu i środków – zżymał się niedawno w komentarzu dla „Nature” Richard P. Binzel, profesor aeronautyki z amerykańskiej uczelni technicznej MIT.

NASA kolonizację Marsa pozostawia prywatnym przedsiębiorcom. Takim jak Elon Musk, którego firmy produkują statki kosmiczne, a od kilku lat obsługują loty dostawcze na Międzynarodową Stację Kosmiczną. 44-letni Musk, rekin kosmicznego biznesu, długo czuł się pewnie jako lider branży. Tym bardziej że na koncie miał miliardy dolarów, tak potrzebne do lotu na Marsa. Musk musiał przecierać oczy ze zdumienia, gdy w 2011 r. znikąd wyrósł mu konkurent – Bas Lansdorp, 38-letni dziś pracownik holenderskiego uniwersytetu i inwestor w energię wiatrową. Lansdorp nie ma wielkich pieniędzy ani doświadczenia w podboju kosmosu. Ma za to biznesplan i tupet. – Wszystkie plany misji na Marsa zakładają lot tam i z powrotem – mówi Lansdorp. – Ale przecież technologia niezbędna do powrotu z Marsa jeszcze nie istnieje. Dlatego musimy wyruszyć na Marsa ze środkami, którymi dysponujemy dziś, co w praktyce oznacza, że pierwsi kolonizatorzy muszą tam zostać na zawsze. Będą musieli hodować rośliny i produkować żywność. Dzięki temu koszt dalszej kolonizacji spadnie.

„BIG BROTHER” W KOSMOSIE

Wierzcie lub nie, ale gdy Lansdorp zaczął szukać chętnych na bilet w jedną stronę na Marsa, zgłosiło się ponad 200 tys. osób. Wśród nich harleyowcy, kobiety w średnim wieku i nastolatki. Wszyscy gotowi umrzeć dla sprawy. – Ostatecznie czteroosobową załogę wyłonimy spośród kilkuset osób w wielkim reality show – zapowiada Lansdorp, który podpisał już umowę o współpracy z producentem telewizyjnym Endemol, znanym choćby z produkcji programu „Big Brother”. Uczestnicy kosmicznej wersji „Big Brothera” nie będą jednak uprawiali seksu na wizji ani imprezowali, tylko przejdą testy sprawności fizycznej i umysłowej oraz trening niezbędny do prawidłowej aklimatyzacji w warunkach pozaziemskich. Czujne oko kamery wychwyci też ich dylematy i strach przed wsiąknięciem w nieznane. Chętnych do zwierzeń nie brakuje, tym bardziej że w odróżnieniu od sławy Frytki czy Gulczasa (pamięta ich ktoś jeszcze?) zwycięzcy mogą pozostać w pamięci Ziemian na dłużej.

Co ciekawe, emisja programu rozrywkowego jest absolutnie niezbędna dla powodzenia misji na Marsa. Dlaczego? To proste: model biznesowy Mars One zakłada zebranie pieniędzy na ekspedycję głównie dzięki inwestorom traktującym kolonizację kosmosu jako rozrywkę. – Lot ludzi na Marsa jest w stanie przyciągnąć więcej widzów niż olimpiada. Nasz program będzie największym reality show w historii telewizji – twierdzi Lansdorp, który szacuje dochody z emisji na 6 mld dolarów. – To głównie dzięki dochodom związanych z tym i kolejnymi programami sfinansujemy lot i kolonię – dodaje. Czy pomysł jest szalony? – Nie wierzę, że uzbierają pieniądze na choćby jedną rakietę – uważa Elon Musk. Nie wyklucza jednak wynajęcia własnych technologii Mars One, gdyby mimo wszystko im się udało.

SAŁATA Z BAKTERIAMI

Mars One zakłada, że zanim w 2024 r. na Czerwoną Planetę poleci człowiek, w 2018 r. odbędzie się pierwszy lot bezzałogowy, który wykona badania przygotowawcze. Na początku stycznia zakończyło się głosowanie internautów na organizmy, które znajdą się na pokładzie pionierskiego lotu i zostaną pierwszymi nośnikami życia na Marsie. W finale znalazły się rośliny: znana z naszej kuchni zielona sałata, sinice – ciekawe hybrydy rośliny i bakterii, zdolne do produkcji tlenu z CO2 – oraz dobrze zbadany przez botaników rzodkiewnik. Choć to ten ostatni projekt zdobył najwięcej głosów publiczności, fani sałaty na Marsie wciąż mają cień nadziei – organizatorzy plebiscytu obiecali, że jeśli do roku 2018 przystosowanie rzodkiewnika do warunków marsjańskich się nie powiedzie, sałata może dostać drugą szansę.

Jedno jest pewne – to właśnie obserwacja roślin na Marsie w specjalnych, doświetlanych szklarniach pozwoli nam się przybliżyć do odpowiedzi na pytanie, czy da się w ogóle podtrzymać życie na tej planecie. Czyli założyć kolonię zdolną do produkcji tlenu i żywności. Niestety, obecnie nie wiemy, jak zachowają się rośliny w warunkach niskiej grawitacji (na Marsie wszystko jest trzy razy lżejsze). Poza tym na Czerwonej Planecie panuje inne ciśnienie (człowiek bez skafandra zmarłby w bólach w ciągu kilku minut m.in. z powodu dekompresji i dysfunkcji organów), a atmosfera chroniąca przed promieniowaniem kosmicznym jest słaba i rozrzedzona w porównaniu z ziemską. Do tego można dodać niewystarczającą do oddychania ilość tlenu, wahania temperatur czy wiejące z zawrotną prędkością piaskowe wiatry.

Bas Lansdorp

Twórca projektu Mars One. W 2011 r. obiecał, że jako pierwszy zabierze ludzi na Marsa. Misję sfinansuje dzięki zyskom z kosmicznej wersji „Big Brothera”.

KOSMICZNY INTERNET

To tylko niektóre problemy, jakie czekają na Marsie rośliny. Nie mówiąc już o człowieku! Dlatego wielu puka się w czoło. – Człowiek, nawet mając tlen, skafander i pożywienie, po roku na Marsie umrze na nowotwór spowodowany promieniowaniem jonizującym – sugerują fizycy. – My do 2024 r. planujemy pierwszą krótką podróż tam i z powrotem, a dopiero później bazę – mówi Elon Musk. – Nie mam pojęcia, jakim cudem Mars One do tego czasu chce stworzyć zaczątek kolonii. Tymczasem Lansdorp pokazuje plany. Baza ma kształt litery T: sześć trapezoidalnych, połączonych szeregowo kapsuł lądowniczych, do których prostopadle dochodzą dwie dmuchane komory dzienne, gdzie odbywać się będzie także hodowla roślin. Mars One zachęca przy okazji sponsorów do wykupywania powierzchni reklamowych na terenie bazy. Czyżby na wypadek, gdyby miała tam wejść telewizja? Nie jest to wcale tak odległa perspektywa: w styczniu Elon Musk zapowiedział, że jego firma Space X wyda 10 mld dolarów na kilkaset satelitów zdolnych dostarczać sieciowy sygnał w kosmos. Pieniądze pozyskane m.in. od Pentagonu posłużą do wystrzelenia w kosmos floty mikrosatelitów: będą ważyć nieco ponad 100 kg każdy, czyli połowę tego, co najmniejsze obecnie wykorzystywane satelity komunikacyjne. Będą też tańsze, bo w kosmos wystrzelą je pionierskie rakiety Space X wielokrotnego użytku, które przechodzą właśnie testy (dotychczas rakiety po wyniesieniu obiektów na potrzebną wysokość bezpowrotnie przepadały w próżni). Według Muska technologia powracających rakiet nie tylko obniży koszty nowych węzłów komunikacji satelitarnej, ale też umożliwi lot tam i z powrotem na Marsa. Bo Musk, w przeciwieństwie do Lansdorpa, zamierza z Marsa wrócić.

Rywalizacja Space X i Mars One pod pewnymi względami wydaje się groteskowa. To Space X pcha technologię kosmiczną do przodu, a Mars One chce kupować od niego gotowe rozwiązania transportowe. – Mars One wymyśla podróż w jedną stronę, aby nie czekać na dopracowanie rakiet powracających i osiągnąć kosmiczny sukces tuż przed rywalem – mówią złośliwi. – To tak, jakby Dawid, ścigając się z Goliatem, wskoczył mu na plecy. W końcu jeśli Lansdorp naprawdę założy bazę na Marsie, w razie konieczności ewakuacji jego ludzie i tak będą zdani na Space X.

BAZA NA POMPKĘ

Być może jednak brak planu ewakuacji to niejedyny problem z bazą Mars One. – Ładunek do zabrania z Ziemi dla celów takiej bazy wymagałby więcej rakiet, niż deklaruje Mars One – komentują studenci uczelni MIT, którzy przeanalizowali pro- jekt. – Poza tym wiele technologii, np. pozyskiwanie wody czy gospodarka tlenowa dla celów uprawy roślin, na razie nie jest wystarczająco dopracowane – wyliczają. – Przy tych założeniach projektu nie da się zrealizować tak szybko – ocenia Olivier de Weck, profesor aeronautyki na MIT. Inni idą jeszcze dalej, sugerując, że Lansdorp kręci biznes na nierealnych oczekiwaniach i pionierskiej atmosferze. – To niesamowite przedsięwzięcie, ale nastawione głównie na zysk, a nie na zrozumienie warunków życia w kosmosie – twierdzi dr Chris Welch z Międzynarodowego Uniwersytetu Kosmicznego we Francji.

– Też tak kiedyś myślałem, ale jak się lepiej przyjrzeć, projekt jest realistyczny – oponuje dr Gerardus 't Hooft, holenderski noblista z fizyki. Sam Lansdorp twierdzi, że wpływ rakotwórczego promieniowania da się minimalizować, obsypując bazę grubą ilością marsjańskiej ziemi, a dodatkowe transporty rozwiążą problem z niedoborem zasobów. Z kolei według Muska lepszym izolatorem mogłyby być zbiorniki wody na ścianach i sufitach.

Obaj biznesmeni zgadzają się jednak co do planów długofalowych: założone przez nich kolonie rozrosną się kiedyś w miasta, a miasta – w nową marsjańską cywilizację, która postara się nie popełniać dawnych ziemskich grzechów. – Pieprzyć Ziemię – mówił Musk w jednym z wywiadów. – Jeśli gatunek ludzki chce zwiększyć swoje szanse na przetrwanie, milion osób musi zamieszkać na Marsie. – Wiemy z historii cywilizacji, że kolonizacja przyspiesza postęp technologiczny i tak będzie także tym razem – snuje wizję Lansdorp. Czy jego ludzie jako pierwsi znajdą się na Marsie? Wiemy na pewno, że jako pierwsze organizmy mogą się tam znaleźć jego rośliny. W końcu w kolonizacji kosmosu ważne są zielone. 

(Artykuł opublikowany w 4/2015 nr tygodnika Wprost)
Więcej ciekawych artykułów przeczytasz w najnowszym wydaniu "Wprost",
który jest dostępny w formie e-wydania na www.ewydanie.wprost.pl i w kioskach oraz salonach prasowych na terenie całego kraju.


"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.
Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na  AppleStore GooglePlay