Kontakty z Leninem i Reaganem pozwoliły Armandowi Hammerowi dorobić się fortuny

Kontakty z Leninem i Reaganem pozwoliły Armandowi Hammerowi dorobić się fortuny

Dodano:   /  Zmieniono: 
Armand Hammer (fot. By FDR Presidential Library & Museum, [CC BY 2.0], via Wikimedia Commons) 
Znał osobiście twórcę komunizmu Włodzimierza Lenina i pogromcę tego ustroju Ronalda Reagana. Dzięki tym kontaktom Armand Hammer dorobił się fortuny i niebywałej kolekcji dzieł sztuki.

Leonid Breżniew miał łzy w oczach, gdy zobaczył te listy – brzmi jedna z opowieści o podarunku, jaki amerykański milioner i filantrop Armand Hammer przekazał sowieckiemu przywódcy. Była to osobista korespondencja Włodzimierza Lenina. Biznesmen rzekomo zakupił te listy w nowojorskiej galerii za 128 tys. dolarów. W rzeczywistości pochodziły one z jego prywatnego archiwum. Armand Hammer, szef naftowego koncernu Occidental Petroleum, biznesową karierę zaczynał jako osobisty protegowany przywódcy bolszewickiej rewolucji.

Włodzimierz Iljicz Lenin był starym przyjacielem rodziny Hammerów. Ojciec Armanda Juliusz Hammer, imigrant z Odessy, był zdeklarowanym marksistą i jednym z twórców Komunistycznej Partii Pracy, z czasem przekształconej w Komunistyczną Partię USA. Nowojorski lekarz organizował międzynarodową pomoc finansową dla Lenina i grupki jego spiskowców długo przedtem, nim zainteresował się nimi niemiecki wywiad w poszukiwaniu dywersantów zdolnych sparaliżować carską Rosję. Według jednej z legend nawet imię jego syna Armanda odzwierciedlało lewicowe poglądy Juliusza. „Arm and hammer”, co po angielsku znaczy „ramię i młot”, było godłem Partii Pracy, stworzonej przez tatusia w chwilach wolnych od praktyki lekarskiej.

Syn szybko poszedł w ślady ojca, zdobywając dyplom lekarza. Nie dane mu jednak było sprawdzić się dłużej w tym zawodzie. Wszystko przez nieudaną aborcję, którą przeprowadził w nowojorskim szpitalu Bellevue żonie zbiegłego z Rosji carskiego dyplomaty. Pacjentka zmarła podczas zabiegu. Odpowiedzialność za tragedię wziął na siebie Hammer senior. Za błędy w sztuce lekarskiej i nielegalny zabieg trafił do więzienia. Jego syn na wszelki wypadek wyjechał wtedy z USA. Schronił się u starego przyjaciela rodziny, który wówczas był już wszechwładnym dyktatorem bolszewickiej Rosji.

OŁÓWKI W SŁUŻBIE REWOLUCJI

„Towarzyszu Stalin, proszę wszystkich członków Komitetu Centralnego o wsparcie przedsięwzięć Armanda Hammera, które dadzą nam dostęp do amerykańskiego biznesu” – pisał Lenin w początku lat 20., gdy Hammer zaczynał rozwijać swoje interesy w Rosji. Bolszewicki reżim zdołał zapanować nad częścią imperium Romanowów, ale gospodarczo zupełnie sobie nie radził. Sparaliżowany przez rady robotnicze przemysł zamarł, chłopi nie ufali bolszewikom, którzy musieli wysyłać wojsko do rekwirowania zbiorów. Do tego świat wprowadził handlową blokadę sowieckiej Rosji. Lenin rozpaczliwie potrzebował kontaktów handlowych na Zachodzie. Armand Hammer mu je zapewnił. Kiepski lekarz okazał się świetnym biznesmenem, co przyszło mu tym łatwiej, że zrujnowana rewolucją i wojną domową Rosja była gotowa kupować na pniu niemal wszystko. Hammer zaoferował bolszewikom porządne amerykańskie ołówki, towar bardzo pożądany przez rozwijającą się w zawrotnym tempie komunistyczną biurokrację. Dzięki patronatowi politbiura ołówki Hammera szybko wyparły z rynku lokalne ołówki. Potem przyszła kolej na sprowadzane z USA maszyny do pisania, lekarstwa, a także towary luksusowe, jak alkohol i inne delikatesy, za którymi zaczęła tęsknić nowa bolszewicka nomenklatura.

Hammer został szybko przedstawicielem kilku dużych amerykańskich firm w Rosji, m.in. koncernu samochodowego Ford. Towary z USA wysyłał oficjalnie na Łotwę, a stamtąd, dzięki pomocy rosyjskiej żony, a jednocześnie agentki Czeka, używającej nazwiska Olga van Root, przesyłki trafiały do Rosji. Bolszewicy płacili za usługi futrami i dziełami sztuki z carskich skarbców. Hammer bez trudu zamieniał je w USA na żywą gotówkę. W pewnym momencie stał się głównym dostawcą podrabianych jaj Fabergé, wykonanych przez słynną firmę jubilerską na specjalne zamówienie cara. Część zysków z tego biznesu szła na finansowanie Komunistycznej Partii USA i agentów Kominternu w Nowym Jorku. Odbywało się to za pośrednictwem stworzonej przez Armanda Hammera firmy Amtorg, stanowiącej nieformalne przedstawicielstwo sowieckie w USA. Wymiana handlowa Rosji z Ameryką, którą oficjalnie zajmował się Amtorg, była na tyle wygodną przykrywką dla sowieckich szpiegów w Ameryce, że wywiad GRU nadzorował firmę aż do początku XXI w.

To, co zostawało z działalności Amtorg, w latach 20. i 30. trafiało do przepastnych kieszeni samego Hammera, wyrastającego wtedy na nową gwiazdę amerykańskiej finansjery. Biznesmen świetnie wykorzystywał dosyć powszechną wówczas sympatię dla bolszewickiej rewolucji w USA, pomagając agentom Czeka i Kominternu budować sieć mniej lub bardziej świadomych agentów wpływu, pracujących na rzecz Sowietów. J. Edgar Hoover, twórca FBI, wyczulony na punkcie bolszewickiego zagrożenia, nazywał Hammera i jego otoczenie „zgniłą bandą”. Teczka opatrzona numerem 61-280 i hasłami „Armand Hammer, bezpieczeństwo wewnętrzne, Rosja” założona została przez FBI już w 1919 r. i rosła równie szybko, jak fortuna naszego bohatera.

NOBEL DLA KAPITALISTYCZNEGO KSIĘCIA

Kilkadziesiąt lat później, w 1981 r. Moskwa bacznie obserwowała inaugurację prezydencką Ronalda Reagana, republikańskiego jastrzębia i zaprzysięgłego wroga ZSRR. Podczas uroczystości na Kapitolu w sektorze zarezerwowanym dla senatorów obecny był także Armand Hammer. Liczył, że uda mu się uścisnąć rękę nowego prezydenta. Reagan kompletnie go zignorował, bowiem każdy amerykański prezydent od lat 30. wiedział, że Hammer jest sowieckim agentem. Stało się to wręcz publiczną wiedzą, jednak głośno nikt o tym nie mówił. Milioner wydawał bowiem krocie na prawników, by ciągali po sądach dziennikarzy piszących o kulisach jego działalności. Nawet James Jesus Angleton, szef kontrwywiadu CIA, nie ośmielił się mówić o Hammerze wprost. Dopiero po śmierci biznesmena zasugerował tylko w jednym z wywiadów, że być może to właśnie on był „Kapitalistycznym Księciem”, wpływowym agentem, o którym opowiadali uciekający na Zachód sowieccy szpiedzy.

Mimo mało pochlebnych plotek Hammer cieszył się sławą człowieka, przed którym wszystkie drzwi w Moskwie stoją otworem. A to przydawało się kolejnym prezydentom, poczynając od Roosevelta, który za pośrednictwem Amtorgu nawiązał oficjalne stosunki dyplomatyczne ze Stalinem. Niektórzy w zażyłości z Hammerem szli jednak o wiele za daleko. Z jego pieniędzy korzystał Richard Nixon, używając wyborczych dotacji na tuszowanie afery Watergate, która ostatecznie pozbawiła go władzy. Sam Hammer stanął przed sądem za nielegalne finansowanie kampanii Nixona. Przez następne 20 lat wydał fortunę na prawników, by uniknąć odpowiedzialności. Ostatecznie ułaskawił go prezydent George Bush senior. Dobre kontakty w świecie amerykańskiej polityki Hammer zawdzięczał kongresmenowi Albertowi Gore'owi, z którym robił interesy w branży naftowej. Za jego radą kupił nieznaną firmę Occidental Petroleum, mającą w chwili transakcji na kontach nędzne 15 tys. dolarów. Dzięki politycznemu wsparciu Gore’a Occidental Petroleum rozbiła wkrótce naftowy bank, dostając lukratywny kontrakt naftowy w Libii. Doprowadziło to do klęski Big Oil, kartelu naftowego, składającego się z największych koncernów naftowych Ameryki, i do powstania OPEC, która do dziś dyktuje ceny ropy na świecie.

Albert Gore został potem jednym z prezesów Occidental Petroleum. To jego syn Al Gore junior, przyszły wiceprezydent USA u boku Billa Clintona, jeszcze jako senator wprowadził Hammera na inaugurację Ronalda Reagana. Ostrzeżony przez FBI prezydent zignorował biznesmena, ale Hammer się nie poddawał w zabiegach o jego względy. Kiedyś poleciał specjalnie z Los Angeles do Ottawy, tylko po to, by wkręcić się na oficjalne przyjęcie kanadyjskiego premiera, którego gościem był Reagan, i uścisnąć rękę prezydenta. Upór się opłacił. Gdy pod patronatem USA Izrael przystąpił do bezpośrednich rozmów z ZSRR, Hammer okazał się idealnym przewodnikiem po kremlowskich korytarzach władzy. Rozmowy zakończyły się uzyskaniem od Michaiła Gorbaczowa zgody na wyjazd z Rosji setek tysięcy Żydów. W dowód wdzięczności Izrael wsparł starania Hammera o przyznanie mu pokojowej Nagrody Nobla. W 1989 r. jego kandydaturę zgłosił były premier Izraela Menachem Begin, laureat Nobla. Kto wie, jak by się to skończyło, gdyby konkurentem Amerykanina nie był wtedy Dalajlama. „Kapitalistyczny Książę” miał jednak inne sposoby, żeby zaspokoić swoje wybujałe ego.

BILET DO NIEŚMIERTELNOŚCI

– Armand wierzy, że za pieniądze można kupić wszystko – mówiła jego trzecia żona Frances. Nie miała pojęcia, że mąż ją bezczelnie zdradza. Jego kochanka Martha Wade Kaufman przez wiele lat pracowała dla fundacji Hammerów. Ponieważ żona była zazdrosna, Hammer kazał kochance w pracy nosić perukę i postarzający ją makijaż, by nie budzić podejrzeń. Pani Kaufman, która na polecenie Hammera zmieniła także nazwisko na Hilary Gibson, pełniła w fundacji szczególną rolę: doradzała przy tworzeniu kolekcji sztuki. Bo sztuka karmiła poczucie wartości Armanda Hammera bardziej niż biznes i polityka.

W jego kolekcji znalazły się dzieła Rembrandta, Rubensa, Goi, Gauguina, Cézanne’a czy van Gogha. W 1980 r. jego firma kupiła za 2 mln dolarów „Kodeks Leicester”, osobisty notes Leonarda da Vinci sprzed 470 lat. Nowy właściciel przemianował zabytek na „Kodeks Hammera” i kazał pociąć na osobne strony, żeby się lepiej nadawał do ekspozycji. Wcześniej kupił sobie jeszcze honorowe obywatelstwo rodzinnego miasta Leonarda i oficjalnie przyjął nazwisko Armand Hammer da Vinci. „To jest mój bilet do nieśmiertelności” – mawiał o swoich zbiorach. Nie zapominał jednak wykorzystywać tego biletu w celach bardziej doczesnych.

Gdy okazywało się, że do sprzedania jest gorsza wersja znanego portretu Don Antonii de Zarate pędzla Goi, należąca do Hammera galeria kupowała go za 60 tys. dolarów. Potem przez spółkę w Liechten steinie odsprzedawała go należącej do Armanda Hammera fundacji za 160 tys., generując 100 tys. dolarów nieopodatkowanego zysku. Ten sam obraz Goi, wyceniany już na milion dolarów trafił potem do Rosji wraz ze wspomnianymi wcześniej listami od Lenina, na widok których łzę wzruszenia miał uronić Leonid Breżniew. Według relacji bliskich współpracowników Hammera łzy rzeczywiście podczas tej wizyty się lały, ale to nie Breżniew płakał. Sowiecki agent i biznesmen David Karr twierdził, że pewnej nocy w pokoju hotelowym w Moskwie był świadkiem, jak Hammer w piżamie i na kolanach błagał o łaskę dwóch agentów KGB, którzy przyszli go aresztować za korupcję.

Okazało się, że listami Lenina i obrazem Goi Hammer próbował przekupić wysokich urzędników sowieckich w zamian za koncesje na wydobycie ropy i gazu w Rosji. Ze względu na zasługi Hammera sprawę ostatecznie zatuszowano, ale łapówki musiały już w Rosji zostać, oficjalnie jako dary dla towarzysza Breżniewa. Prawnicy Hammera skonstruowali bajeczkę o hojnym darze i łzach wzruszonego genseka. Wersji o korupcji nie dało się potwierdzić, bo David Karr, świadek nalotu KGB na apartament Hammera w Moskwie, został jakiś czas potem znaleziony martwy w paryskim hotelu. Jedynym śladem całej afery były korupcyjne zarzuty dla Jekatiriny Furcewej, ówczesnej minister kultury Związku Radzieckiego, która bardzo chciała powiesić obraz Goi w Ermitażu.

Ale to była tylko jednorazowa wpadka. Prywatny odrzutowiec Hammera regularnie kursował między Rosją a USA, przewożąc rozmaite dzieła sztuki – od rarytasów z czasów carskich po znacznie wyżej wyceniane dzieła artystów rosyjskiej awangardy, takich jak Malewicz czy Rodczenko. „Wiem, że zajmował się przemytem antyków, widziałam, jak wnoszono je do jego domu” – przyznała Joan Weiss, siostrzenica i spadkobierczyni Armanda Hammera. W ten sposób powstawała kolekcja, która miała mu zapewnić nieśmiertelność. W Los Angeles do dziś jest muzeum jego imienia, prezentujące imponującą kolekcję dzieł francuskich impresjonistów i unikalne francuskie karykatury, które Hammer miał zagarnąć w podejrzanych okolicznościach. Milioner próbował także odgrywać rolę szczodrego mecenasa, ale nie bardzo mu to szło. Gdy obiecał nowojorskiemu Metropolitan Museum prawie 2 mln dolarów na zakup kolekcji zbroi rycerskich, zażądał nazwania działu średniowiecznego jego imieniem. Muzeum spełniło prośbę, ale Hammer ociągał się z donacją aż do swojej śmierci w 1990 r. (dożył 92 lat).

W sprawie podziału majątku między spadkobierców był równie ostrożny. Gdy jedna z jego kochanek zaszła w ciążę, wysłał ją do Meksyku i zorganizował tam szybki ślub i jeszcze szybszy rozwód, by zalegalizować dziecko. Zapewnił mu też utrzymanie, pod warunkiem że nigdy się nie dowie, kim jest jego ojciec. Jego ulubiona kochanka Hilary Gibson została pominięta w testamencie i tylko dzięki temu, że miała osobisty dostęp do tajnego konta w Szwajcarii, udało jej się wyrwać 4 mln dolarów. Nawet dzieci z legalnych związków nie miały z nim łatwo. Dwa lata przed śmiercią Hammer zmusił swego 59-letniego syna z pierwszego małżeństwa do przeprowadzenia testów DNA, potwierdzających pokrewieństwo. Jeszcze na rok przed śmiercią procesował się z własną żoną Frances w sprawie niejasności przy wycenie kolekcji jego dzieł sztuki.

Gdy umarł, kondolencje przysyłali członkowie brytyjskiej rodziny królewskiej i Michaił Gorbaczow. W nekrologu zamieszczonym w „New York Timesie” przypomniano sukcesy producenta ołówków, kolekcjonera dzieł sztuki i prawdopodobnie jedynego człowieka, który znał jednocześnie twórcę komunizmu Włodzimierza Lenina i pogromcę komunizmu Ronalda Reagana. Życiorys godny czarnego charakteru z filmów o Jamesie Bondzie dyskretnie przemilczano.

(Artykuł opublikowany w numerze 2/2015 tygodnika Wprost)

Więcej ciekawych tekstów przeczytasz w najnowszym wydaniu "Wprost", który jest dostępny w formie e-wydania na www.ewydanie.wprost.pl i w kioskach oraz salonach prasowych na terenie całego kraju.


"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.
Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na  AppleStore GooglePlay