"Jako nasze godło lepiej sprawdziłby się kogut"

"Jako nasze godło lepiej sprawdziłby się kogut"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Patrycja Pustkowiak (fot. archiwum prywatne / Facebook) 
Polska zapalczywość sprawia, że lepiej jako nasze godło sprawdziłby się nie orzeł, lecz kogut – mówi Patrycja Pustkowiak, której książka „Nocne zwierzęta” była w 2014 r. nominowana do nagrody Nike.

(Tekst pochodzi z numeru 46/2014 tygodnika "Wprost")

„Patriotyzm” i „ojczyzna” – te słowa brzmią dla pani pokolenia kiczowato?

Te słowa są mocno obciążone. Działają jak ideologiczna pałka do okładania się po głowach. Ale leżące pod nimi idee są wciąż aktualne.

Pisarze pani pokolenia nie używają tych słów.

Młodzi pisarze potrafią podchodzić do nich poważnie i chcą o nie pytać. Chociażby Dorota Masłowska w dramacie „Między nami dobrze jest”. Trzeba próbować uporać się z nimi za pośrednictwem współczesnego języka, poniekąd ten język wymyślić. To ciekawe pisarskie zadanie.

Pani książka „Nocne zwierzęta” opisuje nową Polskę, w której korporacja i ostra rozrywka zastępują ideologię.

Ten styl życia sam staje się ideologią. Zamiast abstrakcyjnych idei czepiasz się realnych używek. Moi bohaterowie to ludzie, którzy dosłownie wypracowują sobie model życia. Nie praca jest dla nich najważniejsza, a rzeczy, które mogą sobie kupić za zarobione pieniądze. Niezależnie od tego, czy będzie to wycieczka do Tajlandii, kokaina, czy drugi człowiek.

Są też pozbawieni jakiejkolwiek tożsamości narodowej. Główna bohaterka Tamara równie dobrze mogłaby być Włoszką czy Brytyjką.

Bo to zjawisko wykraczające poza granice kraju. Życie zamożnego środowiska wielkomiejskiego wszędzie wygląda podobnie. Ojczyzną moich bohaterów są doświadczenia ekstremalne: alkohol, narkotyki i korporacja. Nie ma tu miejsca na jakieś koncepcje narodowościowe. Bardziej niż składanie wieńców na Grobie Nieznanego Żołnierza zajmuje ich to, że zgubili numer do dilera. Nie mają głowy do orła w koronie, tym bardziej na kacu, kiedy raczej starają się, żeby tego orła nie wywinąć. Stan „wielkiego żarcia”, zanurzenie w hedonistycznym trybie funkcjonowania, nie bardzo sprzyja refleksji. Ale to nie znaczy, że pojęcie patriotyzmu nie mogłoby do nich trafić. Wystarczyłoby sprzedać go jako nowy rodzaj używki. Patriotyzm musiałby dawać haj – tak samo jak daje go dziś „prawdziwym Polakom”.

A pani uznaje siebie za Polkę prawdziwą czy nieprawdziwą?

„Prawdziwa Polka” to dziś brzmi jak obraza albo niewybredny żart. Odmawiam udziału w tym. Cieszę się, że nasz kraj po długim okresie nieistnienia znów jest na mapie. Natomiast ten cały bój na koncepcje o bardziej prawdziwą Polskę obserwuję z umiarkowanym zaangażowaniem. Jest to niezbyt złożony spektakl, w którym gra dwóch zbiorowych aktorów. Jeden z nich udaje „prawdziwego” patriotę, drugi – zdrajcę. Każdy prezentuje swoją odmianę patriotyzmu. Narracja jednego związana jest z godłem, honorem i sztandarem. Wersja drugiego to patriotyzm pragmatyczny, polegający na dbaniu o miejsce, w którym mieszkasz, płaceniu podatków, segregacji śmieci.

Która z koncepcji przemawia do pani?

Żadna. Pierwsza jest anachroniczna już na poziomie języka, poza tym jest nieludzka. Wymaga ofiary przewyższającej zdolności przeciętnego człowieka. Z drugą też się nie zgadzam, bo z równym zaangażowaniem segregowałabym śmieci polskie i niemieckie. To po prostu kwestia poczucia odpowiedzialności i dobrego wychowania. Próbuję więc stworzyć własną koncepcję patriotyzmu. Może moim patriotyzmem jest to, że choć mogę wyjechać, wolę żyć w Polsce? W jakiś sposób tu przynależę i jestem tym zdeterminowana. Wrośnięta gdzieś między krajobraz cmentarny a kiełbasę z grilla.

Kiełbasa to chyba za mało.

Tylko na pierwszy rzut oka. Moim zdaniem różne sympatyczne przejawy lokalności, takie jak ogórkowa czy grzyby z lasu sprzedawane przez babę w chuście, nabierają coraz większego znaczenia w czasach, kiedy możesz skomponować menu złożone z sushi, curry i zupy pho. Poza tym co tak naprawdę jest twardym jądrem naszej tożsamości? Jeśli głęboko zastanowimy się nad tym pytaniem, to zostaniemy niemal z niczym. Czy stanie w szeregu i oddawanie się sztucznej jedności to polskość? Z drugiej strony nie przemawia do mnie ostentacyjna manifestacja rozpaczliwego kosmopolityzmu połączonego z upartym wyrzekaniem na Polskę. Wolę rzeczywiste i bliskie życiu przejawy sympatii do mojego kraju, nie – fantasmagorię. Moim patriotyzmem jest jakaś spokojna zażyłość z Polską, odbywająca się na prawach partnerskich: lubię cię, ale wytykam ci wady.

Jakie to są wady?

No na przykład czupurność, zawziętość, zapalczywość, które sprawiają, że lepiej jako nasze godło sprawdziłby się nie orzeł, a kogut... Nie cierpię naszego braku pragmatyzmu, braku zdrowego rozsądku, myślenia długofalowego. Polskiej paranoi i instynktów stadnych. Starych satyrów, którzy przez przywiązanie do jakiegoś ziemniaczanego wymiaru naszej kultury mówią, że dziewczyna to musi mieć dupę. I biskupów, którzy twierdzą, że dziewczynki mają sprzątać po chłopcach.

Chodzi Pani do kościoła?

Nie chodzę. A jednak wierzę w Boga. Do niedawna mieniłam się katoliczką, ale mąż mnie oświecił – powiedział, że mój katolicyzm wynikał z braku kontaktu z Kościołem katolickim.

Nie kusiła pani emigracja?

Nie, nigdy. Nie mogę wytrzymać bez polskich zup!

Ma pani jakiś rodzaj patriotyzmu kulinarnego. Te zupy, kiełbasy...

…i ziemniaki z ogniska! Jeśli mam mówić poważnie, to przede wszystkim nie wyobrażam sobie życia bez języka polskiego. Czuję do niego głębokie przywiązanie. Za granicą jestem kimś innym – używam mowy ze słowników i podręczników, nie mogę sobie pozwolić na abstrakcyjny żart i denerwuje mnie to. Tylko posługując się polskim, jestem w pełni sobą. Brakuje mi też oswojonej przestrzeni, lokalnych zwyczajów czy nawet dziwactw. Za granicą ciągle mam wrażenie, że szwendam się wśród obcych dekoracji.

Czy to nie jest kwestia adaptacji do nowych warunków, a nie miłości do Polski?

Znam osoby, które wyjechały i po roku pracy na zmywaku twierdziły, że całe życie żywiły się puddingiem, a język polski znają z VHS-ów. Tyle że właśnie ta rozpaczliwa próba przeszczepu własnej tożsamości, traktowanie Polski jako brzemienia, wstydu, pokazuje, jak bardzo ona w nas tkwi.

Wypierają Polskę i twierdzą, że uwalniają się od jej duszności. Pani tak nie próbowała?

Mnie ten typ przygody nie pociąga. W Londynie wytrzymałam trzy miesiące, po czym coś we mnie pękło, musiałam wracać. Może dlatego, że finansowe uzasadnienie pobytu za granicą jest dla mnie za słabe, a innego ważnego nie widzę. Człowiek nie działa jak suszarka do włosów – nie da się go włączać i wyłączać odpowiednim przyciskiem. Nie można wcisnąć opcji „off” i wyłączyć myślenia czy wykasować z mózgu programu pod tytułem „Pierogi, wierzba płacząca, obóz koncentracyjny”. Może i uwolnienie się od tej polskiej „duszności” byłoby atrakcyjne, ale sam proces dochodzenia do tego już taki nie jest. Można próbować, ale to poważne i trudne zadanie. Wystarczy poczytać Gombrowicza, żeby się o tym przekonać, ale życie codzienne także dostarcza na to przykładów.

Jakich przykładów?

Wśród warszawskich kolegów poliamorystów możesz powiedzieć, że masz gdzieś Jana Pawła II, ale mówiąc to do babci na wigilijnej kolacji, ryzykujesz jej zawałem. Czy więc warto? Szantaż moralny ze strony rodziny może prędko ostudzić twoje zapały. No i której drużynie masz kibicować, nie będąc Polakiem? Poza tym w miejsce starych przekonań trzeba wstawić nowe. A skąd je wziąć? Stare były przynajmniej podane jak na tacy, za nowymi trzeba się rozejrzeć, a to wymaga wysiłku. Krytycznego myślenia, które nie jest naszą cechą narodową. Inną sprawą jest to, czy warto się tak całkowicie „wyzwolić”. I czy w ogóle można. Moim zdaniem polskość nas determinuje. Nie musi to być nic złego, jeśli tylko uda nam się spojrzeć na nią z nowej perspektywy. Polskość nie musi być pułapką, może być zadaniem.

Jak wygląda polskość widziana z nowej perspektywy?

Michel Houellebecq powiedział, że Polska jest marzeniem. To jest bardzo trafne. Może nowa perspektywa mogłaby zacząć się od zrozumienia, że niebezpiecznie przebywać zawsze w krainie marzeń? Prawda jest taka, że wszystko jest ideą, również poczucie tożsamości, przynależenia do czegoś. I właśnie ta idea w ostatnim czasie dopiero zaczyna się rozwijać.

Jak się to przejawia?

Każdy próbuje dokopać się do jakichś korzeni. Niby możesz swobodnie podróżować po świecie, ale dalej korci cię, żeby odnaleźć babcię z kresów i na jej cześć zjeść kołduny. To też wyraz patriotyzmu.

Więcej ciekawych tekstów i wywiadów przeczytasznajnowszym wydaniu "Wprost", dostępnym w formie e-wydania na www.ewydanie.wprost.pl, a od poniedziałku w kioskach oraz salonach prasowych na terenie całego kraju.

"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.
Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na  AppleStore GooglePlay