LOT bez prezesa. Nawet w PiS mówią o jego sprzedaży

LOT bez prezesa. Nawet w PiS mówią o jego sprzedaży

Dodano:   /  Zmieniono: 
(fot. Jakub Czermiński)
LOT nie ma prezesa i perspektyw prywatyzacji. Uderza to w strategiczne plany rozwoju i może się skończyć katastrofą.
Przewoźnik miał według zapowiedzi Ministerstwa Skarbu trafić w tym roku w ręce prywatnych inwestorów. W negocjacje z potencjalnym zainteresowanym, amerykańskim funduszem Indigo Partners, właścicielem tanich linii Wizzair, zaangażowany był prezes LOT Sebastian Mikosz. Przed tygodniem niespodziewanie podał się do dymisji.

W oficjalnym komunikacie Mikosz twierdzi, że "wyczerpała się jego misja". Nieoficjalnie się mówi, że wściekł się, gdy Ministerstwo Skarbu nie chciało podpisać nawet listu intencyjnego z inwestorem. Rząd przestraszył się, że przed wyborami pojawiłby się zarzut wyprzedaży "rodowych sreber". – Nie wiem, jak atrakcyjne były warunki oferowane przez Indigo, ale poszukiwanie inwestora to nie jest zadanie dla zarządu. Mam wrażenie, że właściciel czy rada nadzorcza byli stawiani przed faktami dokonanymi, aby domknąć transakcję tuż przed wyborami – ocenia Paweł Szałamacha, wiceminister skarbu w latach 2005-2007. Wszystko to oznacza w praktyce znaczne odsunięcie w czasie prywatyzacji. Nie jest tajemnicą, że PiS, który ma szanse na wygranie wyborów, nigdy nie palił się do sprzedaży przewoźnika. W partii widać jednak zmianę podejścia. Zdaniem Szałamachy, choć na świecie działa kilku dobrze zarządzanych i świetnie radzących sobie przewoźników państwowych, jak Finnair, Emirates czy Turkish Airlines, w przypadku LOT nie ma za bardzo alternatywy dla prywatyzacji, bo firma wymaga dokapitalizowania, a nie może już sięgnąć po pomoc publiczną. Dlatego jeśli LOT miałby wejść na giełdę, Skarb Państwa nie powinien brać udziału w podnoszeniu kapitału. W ten sposób zmniejszyłby swój udział. Pakiet w rękach państwa zostałby obniżony przez emisję nowych akcji i pozyskanie pieniędzy na rozwój firmy.

Potrzebne dokapitalizowanie

W grę wchodzi też pozyskanie partnera strategicznego. – W takim przypadku wydaje mi się, że najlepszym partnerem byłby jeden z europejskich gigantów – albo Air France-KLM albo IAG, który kontroluje British Airways i hiszpańską Iberię, a cały proces mógłby się odbyć poprzez wniesienie pakietu Skarbu Państwa, czyli prawie 100 proc. LOT, do spółki holdingowej – mówi Szałamacha. Przeniesiono by więc udziały państwa z w pełni kontrolowanej, ale małej spółki, do dużej grupy lotniczej z wynegocjowanym statusem LOT, rozwoju jego siatki połączeń i warszawskiego Okęcia jako regionalnego hubu. Obniżyłoby to koszty naszego przewoźnika, bo zamówienia np. paliwa czy samolotów byłyby realizowane dla całej grupy, a więc po niższych kosztach.  Zdaniem Szałamachy ze sprzedażą należałoby też poczekać rok, aż LOT zostanie wyprowadzony na prostą i zacznie trwale zarabiać. Lepsze wyniki za ubiegły rok to wciąż za mało.

Cały tekst przeczytasz w najnowszym wydaniu "Wprost". Jest dostępne w kioskach od poniedziałku 24 sierpnia. "Wprost" można zakupić także  w wersji do słuchania oraz na  AppleStoreGooglePlay.