Miliardy dżihadystów. Skąd Państwo Islamskie bierze pieniądze?

Miliardy dżihadystów. Skąd Państwo Islamskie bierze pieniądze?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kobieta, islam (fot. alexbrylovhk/ Fotolia.pl)
Każda działalność musi być finansowana, nawet ta terrorystyczna. W związku z zamachami w Paryżu, za które odpowiedzialność wzięło Państwo Islamskie przypominamy nasz artykuł dotyczący źródeł ogromnego majątku dżihadystów.

Gaziantep, szóste pod względem liczby mieszkańców miasto w Turcji. Miliony turystów przybywają tu co roku, żeby na własne oczy zobaczyć jedną z najstarszych kolebek ludzkości. Słynie z zabytków, muzeów i pistacji. Rene Teijgeler, holenderski archeolog i emerytowany podpułkownik nie przyjeżdża tu jednak na wakacje. Wraz z asystentami regularnie przeczesują tutejszy targ staroci. Dla turystów to mekka tandetnych pamiątek, dla wtajemniczonych – stolica nielegalnego handlu antykami z Bliskiego Wschodu. Teijgeler jest członkiem grupy ponad 200 naukowców, którzy zajmują się ochroną zabytków z terenów okupowanych przez Państwo Islamskie. W przeszłości prowadził operacje ochrony dziedzictwa w Iraku i Afganistanie. Dziś szkoli kolegów z Damaszku i Bagdadu. Każdy z nich wyposażony jest w laptop i telefon komórkowy z aparatem wysokiej rozdzielczości. Dokładnie opisują starożytne artefakty i podają ich lokalizację GPS. Chodzi o dokumentację zrabowanych przedmiotów, ocenę skali zniszczeń i monitoring kanałów przerzutowych antyków.

Według irackiego wywiadu na nielegalnej sprzedaży eksponatów archeologicznych dżihadyści zarobili w ostatnim roku co najmniej 36 mln dolarów. Nielegalny handel antykami to dla IS drugie po ropie źródło dochodów. Antyki sprzedawane są do Turcji i Jordanii, skąd trafiają do prywatnych kolekcjonerów ze Stanów Zjednoczonych, Europy, Chin i krajów Zatoki Perskiej.

Szkody wyrządzone przez dżihadystów z Państwa Islamskiego są nieopisane. Więcej niż jedna trzecia spośród 12 tys. ważnych stanowisk archeologicznych w Iraku znajduje się obecnie pod kontrolą ekstremistów. Kolejne kilkaset w Syrii. Jednak walka z nielegalnym handlem starożytnymi dobrami kultury to nie tylko próba ratowania dziedzictwa Iraku i Syrii, ale przede wszystkim sposób na odcięcie Państwa Islamskiego od pieniędzy. Na początku lutego Rada Bezpieczeństwa ONZ podjęła uchwałę zakazującą handlu starożytnymi artefaktami pochodzącymi z Syrii. Kolejne rezolucje to kwestia dni. Problemu raczej nie rozwiążą, bo czarny rynek będzie się kręcił. A poza tym Państwo Islamskie, niczym prawdziwe państwo – a może bardziej jak mafia – źródeł dochodów ma wiele.

Darowizny

Przystępując do odtworzenia średniowiecznego kalifatu, ekstremiści posiadali majątek wartości 2 mld dolarów. Było to więcej, niż wynoszą roczne przychody niewielkich wyspiarskich państw, takich jak Tonga czy Nauru. Duża część tej kwoty pochodziła z darowizn od państw sunnickich, głównie z kręgów finansjery trzech najbliższych sojuszników USA w rejonie Zatoki: Kataru, Arabii Saudyjskiej i Kuwejtu. – ISIS jest jedną z sunnickich sił, które zwalczają szyitów w regionalnym konflikcie religijnym – tłumaczył Andrew Tabler z Instytutu Waszyngtońskiego. Fakt finansowania sunnickich bojówek pieniędzmi znad Zatoki potwierdził w kwietniu 2013 r. Departament Stanu. Przykładem może być katarski naukowiec i biznesmen Abd al-Rahman al-Nuyami, który w 2013 r. przekazywał miesięcznie 2 mln dolarów Al-Kaidzie w Iraku, Al-Kaidzie Półwyspu Arabskiego oraz Al-Szabab w Somalii.

Sojusznicy Amerykanów w regionie nie spieszyli się z wprowadzeniem zaleceń MFW dotyczących kontrolowania nielegalnych transferów, których przeznaczeniem było sponsorowanie terroryzmu. Pieniądze przekazywali nie tylko potentaci. 7 lutego Departament Sprawiedliwości USA poinformował o postawieniu zarzutów sześcioosobowej bośniackiej rodzinie mieszkającej w Stanach. Oskarżono ich o finansowanie bojowników Państwa Islamskiego w Syrii. Grozi im do 15 lat więzienia. Mechanizm był prosty: przekazy realizowali za pomocą aplikacji PayPal. Podobne przypadki mają miejsce również w Europie. Jednym z nich jest sprawa Katarzyny R., która zbierała w Bonn pieniądze i przekazywała je rebeliantom. Z kolei w trakcie procesu 24-letniego Ismailia Issy w Stuttgarcie wyszło na jaw, że do robienia przelewów wystarczą dżihadystom telefony komórkowe, aplikacja WhatsApp czy znana na całym świecie firma Western Union.

Jednak eksperci oceniają, że dziś darowizny to jedynie około pięć procent wszystkich przychodów Państwa Islamskiego. Jego fenomen polega na tym, że w przeciwieństwie do innych organizacji terrorystycznych w ogromnym stopniu sponsoruje się samo.

Ropa

Aktualna produkcja ropy na polach naftowych kontrolowanych przez Państwo Islamskie wynosi 20 tys. baryłek dziennie. Przy oferowanej obniżonej cenie baryłki w granicach 25-45 dolarów, na sprzedaży ropy IS może zarobić od 500 do 900 tys. dolarów dziennie. W szczytowym okresie siły swego „państwa” dżihadyści kontrolowali około 300 studni roponośnych w Iraku i 60 proc. całkowitej produkcji syryjskiej.

Sama produkcja nie dostarczyłaby im zysku. Część ropy muszą przetworzyć i wykorzystać jako paliwo dla floty swoich samochodów, wozów bojowych, czołgów i innego sprzętu wojskowego. Część musi zostać sprzedana mieszkańcom podbitego terytorium lub przekazana w charakterze łapówek lokalnym przywódcom plemiennym. Reszta jest eksportowana. Do tego celu służy kilka mechanizmów. Pierwszym z nich jest sprzedawanie surowej ropy przemytnikom, którzy samochodami, cysternami, na grzbietach mułów, pontonami, a nawet prowizorycznymi rurociągami przewożą ją do innych krajów. Tureckie władze odkryły na przykład podziemny rurociąg długości 4,8 km. Szacuje się, że pomiędzy syryjskim miastem Ezmerin a turecką prowincją Hatay może biec nawet 500 nielegalnych rurociągów, do których ropa wpompowywana jest po stronie syryjskiej. Trafia ona do prywatnych zbiorników w całej prowincji. Rury zakopane są najczęściej głęboko pod polami uprawnymi i drogami. Część z zarobionych na sprzedaży ropy pieniędzy dżihadyści wydają na utrzymanie i ochronę wykwalifikowanych pracowników pól naftowych, którzy pracowali dla poprzednich władz.

Podatki

Kilka milionów dolarów miesięcznie przynoszą podatki od mieszkańców zajętych terytoriów. Podatki zostały nałożone zarówno na ludzi, jak i firmy, mówi się o kwocie 100 dolarów od sklepu. Każda próba wypłacenia gotówki z rachunku bankowego (nie więcej niż dziesięć procent zgromadzonych środków) obciążona jest co najmniej dziesięcioprocentowym podatkiem i wymaga zgody specjalnej trzyosobowej komisji. Ponadto zrabowane mienie państwowe, tak samo jak własność szyitów, chrześcijan i jazydów, trafia do prowadzonego przez islamistów Bayt al-Mal (z arabskiego: dom pieniędzy) i jest sprzedawane na aukcjach. Wszyscy niemuzułmanie mieszkający na terenach kontrolowanych przez IS muszą też płacić dżizję, podatek pogłówny w wysokości 720 dolarów od każdego dorosłego mężczyzny. Opłaty zostały nałożone także na wszystkie rodzaje pojazdów: 400 dolarów za ciężarówkę, 100 dolarów za dostawczaka i 50 dolarów za samochody osobowe, jeśli przewożą towary.

Działalność przestępcza

Według listopadowego raportu ONZ Państwo Islamskie, zbierając okupy, zarabia od 96 tys. do 123 tys. każdego dnia. Mniej zyskowny jest handel żywym towarem. Szacowana liczba porwanych jazydzkich kobiet i dziewczynek waha się od 2 do 4 tys. Stają się one seksualnymi niewolnicami bądź sprzedawane są na targach. Cena to często dziesięć dolarów. Zdaniem ekspertów w tym wypadku nie chodzi o rachunek ekonomiczny, ale o przyciągnięcie nowych bojowników. Miesięcznie w szeregi ugrupowania wstępuje około tysiąca ochotników. Porwania i mordy dokonywane na przedstawicielach mniejszości nie zawsze mają na celu zastraszenie cywilów. Znane są przypadki morderstw w celu pobrania organów i sprzedaży ich na czarnym rynku. Choć Koran tego zabrania, dżihadyści działają też na rynku narkotyków. Chodzi przede wszystkim o przemyt kokainy, haszyszu i heroiny. Zdaniem europejskich służb dowodem na powiązanie terrorystów z narkobiznesem mogą być policyjne statystyki. Spośród wszystkich aresztowanych w związku z podejrzeniem o związki z terrorystami w Hiszpanii, 20 proc. miało na koncie wyroki za przestępstwa narkotykowe.

Zegarki

Wierchuszka IS próbuje także zarabiać, handlując legalnym towarem. W ubiegłym tygodniu media obiegła wiadomość o wprowadzeniu na rynek w Mosulu zegarków sygnowanych logiem organizacji, czyli czarną flagą z wypisaną na niej szahadą. Decyzja ta może jednak wynikać ze słabości Abu Bakra al-Baghdadiego, zwanego emirem Ibrahimem, do drogich zegarków, na co obserwatorzy zwrócili uwagę już po jednym z jego pierwszych publicznych wystąpień.

Na co idą pieniądze?

Głównym wydatkiem IS jest utrzymanie i uzbrojenie ponad 40-tys. armii (nawet połowa budżetu). Każdy bojownik może liczyć na mundur, broń, amunicję i świetnej jakości sprzęt bojowy. Państwo Islamskie stać na zakup czołgów Abrams czy profesjonalnych amerykańskich hałubic M198. Szeregowy bojownik zarabia 400-500 dolarów miesięcznie, to znacznie więcej niż wynosi pensja irackiego żołnierza czy syryjskiego robotnika. Poza IS żadna z walczących bojówek w Syrii czy w Iraku nie jest w stanie proponować tak wysokich gaży. Znaczna kwota idzie na autopromocję. Dżihadyści stawiają billboardy przy drogach i wielkoformatowe reklamy na budynkach z hasłami nawołującymi do przestrzegania szariatu. Posiadają własną aplikację na telefon, a nawet kręcą fabularne filmy, które mają za zadanie rekrutować nowych członków i ukazywać wielkość państwa opartego na radykalnej interpretacji Koranu.

Trzecią część wydatków stanowią koszty administracyjne. Nie chodzi tylko o bieżące zaopatrzenie w żywność. W wielu przypadkach islamiści zobowiązali się polepszyć warunki życia miejscowej ludności. Złożyli obietnicę i chcą jej dotrzymać. Początkowo budowali więc drogi, remontowali szkoły, inwestowali w rozwój infrastruktury. Dobrobyt szybko się jednak skończył. Zintensyfikowanie nalotów przez zachodnią koalicję zmusiło IS do zwiększenia wydatków na wojnę. Efekt jest taki, że prąd zaczyna być włączany tylko w określonych godzinach, a w Mosulu, największym mieście na terenie IS, brakuje wody zdatnej do picia. Jednak o tym, że kalifat nie chce być tylko i wyłącznie pustym terminem, a sprawnie działającym aparatem administracyjnym, świadczy fakt, że w styczniu utworzył własny bank centralny. To kolejny etap listopadowej decyzji o wypuszczeniu własnej waluty opartej na kruszcu – w obiegu krążą złote, srebrne i miedziane monety. To ambitna próba oderwania się od systemu finansowego Zachodu.

Pieniądze nie śmierdzą

Choć znane są źródła finansowania Państwa Islamskiego, do tej pory nie udało się skutecznie odciąć ekstremistów od gotówki. W praktyce okazuje się to trudne, bo zależy od międzynarodowej współpracy. W przepływie pieniędzy pośredniczą na przykład banki w północnym Iraku, północno-wschodniej Syrii, w Turcji i w południowej części Iranu. Wiele z nich działa podobnie jak instytucje finansowe w Katarze i Kuwejcie, które odmawiają inwigilowania swoich klientów. Otwarte systemy bankowe sprzyjają wspieraniu terrorystów, zwłaszcza że w ostatnim ogniwie przepływu gotówki pieniądze trafiają do nich przez niezarejestrowane organizacje charytatywne w postaci „pomocy humanitarnej”. – W ten sposób środki przeznaczone na wojnę i pomoc stały się nie do odróżnienia – przestrzega Fouad Ali, jeden z irackich ekspertów ds. terroryzmu.

Bardzo często też bojownicy, aby nie dać się namierzyć, korzystają z gotówki lub wymian barterowych (np. okup w postaci broni). – Milion dolarów lub dwa mieszczą się w poręcznej walizce, więc nie stanowi większego problemu – twierdzi Willy Bruggeman, były zastępca dyrektora Europolu. Zwraca jednocześnie uwagę, że islamiści dzięki szerokiej siatce kontaktów coraz częściej starają się pomijać pośredników i za pomocą setek kont na portalach społecznościowych kontaktować bezpośrednio z potencjalnymi partnerami. Trudno też wymóc na ekstremistach zaprzestania porwań w sytuacji, gdy jedne kraje otwarcie zakazują płacenia okupów, a inne pod stołem przekazują miliony dolarówza uwolnienie zakładników (w zeszłym roku mówiło się w tym kontekście o Francji i Hiszpanii). Źródło naftowe też prędko nie wyschnie, ropę biorą od kalifatu biznesmeni wszelkiej maści, bo kosztuje często połowę rynkowej ceny. Pieniądze, jak wiadomo, nie śmierdzą. O tym, że ciężko będzie odciąć islamistów od kasy, świadczy fakt, że ropę kupują od nich nawet Kurdowie, którzy jednocześnie toczą z nimi wojnę.