Były prezes zbankrutowanego SK Banku: KNF mogła specjalnie doprowadzić mój bank do bankructwa

Były prezes zbankrutowanego SK Banku: KNF mogła specjalnie doprowadzić mój bank do bankructwa

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jan Bajno (fot. Piotr Kucza/newspix.pl)Źródło:Newspix.pl
Kiedy klienci upadłego SK Banku nadal nie wiedzą, czy odzyskają swoje pieniądze, wśród bankowców huczy wręcz od plotek. Wszyscy zastanawiają się jak to możliwe, że największy bank spółdzielczy w Polsce upadł w zaledwie trzy miesiące. Hipotez jest wiele.

"Banki spółdzielcze są w dobrej sytuacji finansowej, mają wysokie współczynniki wypłacalności. To oznacza, że ich sytuacja kapitałowa jest zadowalająca". W tak pochlebnych słowach o polskiej bankowości spółdzielczej wypowiadał się przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego Andrzej Jakubiak. To był 14 sierpnia tego roku. Dokładnie trzy dni wcześniej ta sama KNF wprowadziła do SK Banku w Wołominie zarząd komisaryczny. Cel był jeden: wysłannicy komisji mieli postawić upadły dziś bank na nogi, wprowadzając program postępowania naprawczego. Jednak przez trzy miesiące prac nowego zarządu niczego nie udało się naprawić. Dwa tygodnie temu KNF udało się za to złożyć wniosek o upadłość SK Banku. To pierwsze bankructwo polskiego banku od 15 lat. I pierwszy tak kontrowersyjny przypadek w polskim sektorze bankowym.

Prezes dowiedział się przez telefon

Jan Bajno, były już prezes SK Banku o wprowadzeniu zarządu komisarycznego dowiedział się tego samego dnia przez telefon. O takim zamiarze nikt go wcześniej nie informował. Był wtedy nie w Wołominie, a na imprezie branżowej w Gdańsku.

KNF mówi, że musiała wprowadzić swój zarząd, bo ten stary nie przygotował programu naprawy. To również nie zgadza się z wersją ówczesnego zarządu, który twierdzi, że plan naprawczy miał gotowy. - Wysłaliśmy go do KNF. Ta odpowiedziała, że czegoś w nim brakuje. Przez miesiąc staraliśmy się o spotkanie z kimś z komisji, żeby to wyjaśnić. Nikt na te prośby nie odpowiadał. I nagle zamiast propozycji spotkania, przysłano nam zarząd komisaryczny – relacjonuje Bajno. Mówi, że chciał naprawiać bank, ale nie dano mu szansy. - W 3 miesiące KNF doprowadziła nas do bankructwa – dodaje. Według niego, wszystkie wcześniejsze zalecenia komisji sumiennie wypełniał. Wymienił połowę zespołu ryzyka. Rozszerzył dział zajmujący się monitoringiem kredytów. Przeklasyfikował mnóstwo kredytów z tych dobrze spłacanych na te zagrożone. Umocnił bank kapitałowo. Zrezygnował z udzielania dużych kredytów. W zamian oferował mniejsze pożyczki konsumenckie. Zwrócił się również do Związku Rewizyjnego Banków Spółdzielczych w Poznaniu, żeby jakaś zewnętrzna instytucja dokonała w banku niezależnego audytu. Związek nie zgłosił większych zastrzeżeń do sprawozdania finansowego za ubiegły rok.

Przyczyną upadku deweloperzy?

 Bajno mówi, że wszyscy jego klienci chcieli kredyty spłacać. Problemem okazała się jednak zbyt duża koncentracja kredytowa na jednej branży, w tym wypadku deweloperce, która przez lata nie potrafiła wygrzebać się z głębokiego dołka. Inwestycje stały w miejscu, a bank musiał liczyć na to, że za parę lat, kiedy nieruchomość w końcu powstanie, deweloper zacznie sumiennie spłacać raty wraz z dodatkowymi odsetkami.

Wątpliwa kontrola KNF

Działania inspektorów KNF według byłego zarządu SK Banku też budzą wątpliwości. Trafiają do nich opowieści jakoby komisja postanowiła wszystkie kredyty udzielone w tym roku przez wołomiński bank od razu włożyć do portfela tych  zagrożonych. Kolejny przykład: jeżeli klient zapłacił ratę, ale do pełnej kwoty brakowało chociażby 1 grosza, to cały taki kredyt też trafiał do jednego wora z tymi zagrożonymi. Według Bajno między innymi w taki sposób mogło dojść do spektakularnego wzrostu złych kredytów, o czym raportuje KNF. Inna sprawa to wysokość zabezpieczeń. Badając umowy kredytowe, KNF żądał, żeby każda była opatrzona aktualną wyceną nieruchomości. Jeżeli wycena była starsza niż rok, w polu zabezpieczenie inspektorzy mieli wpisywać: 0 zł. Według byłego prezesa SK Banku, możliwe, że w ten sposób KNF doszła do wniosku, że kredyty są słabo zabezpieczone.

SK Bank mógł przetrwać?

Zdaniem Bajno, SK Bank miał szansę przetrwać na rynku, gdyby KNF zgodziła się go naprawiać. – Zawsze mieliśmy zyski, nigdy nie straciliśmy płynności. Można było tej upadłości uniknąć – tłumaczy. Jego zdaniem w największe tarapaty bank wprowadziła sama komisja. Po decyzji o wprowadzeniu zarządu komisarycznego zaledwie w tydzień z banku wypłynęło ok. 1 mld zł! Klienci na wieść o kłopotach uciekali stamtąd w popłochu. To wtedy zdaniem Bajno bank stracił płynność. Żeby ją ratować, sam zarząd komisaryczny musiał się zgłosić do NBP po pół miliarda złotych pożyczki.

 Może być też tak, że to, co wyprawiało się w wołomińskim banku odbywało się zupełnie bez wiedzy prezesa. Pytam Bajno, czy ma pewność, że każde zabezpieczenie było odpowiednio weryfikowane przez pracownika banku. Jeżeli deweloper brał kredyt na budowę, to czy ktoś z banku jechał na miejsce i rzeczywiście sprawdzał, czy taka inwestycja ma w ogóle powstać. –Kontrole powinny w większości przypadków być. Jeżeli gdzieś ich nie było, to mnie oszukano – odpowiada. Wspomina też byłą już panią wiceprezes, która weszła w niebezpieczny romans z jednym z klientów. Burzliwy związek miał skutkować udzielaniem przez wołomiński bank preferencyjnych i niebezpiecznych pożyczek. Ale jak mówi Bajno w porę wykrył ten proceder i zwolnił pracownicę.

 Jego zdaniem to, co przez ostatnie trzy miesiące zarząd komisaryczny wyprawiał w jego banku może być ukartowanym działaniem. Mówi, że już w pierwszej połowie ubiegłego roku chodziły słuchy, że duzi gracze chcą przejąć kilka banków spółdzielczych. – Trzy miesiące i upadłość? Inne banki mają lata na wdrażanie programów naprawczych. Z nami nawet nikt nie chciał na ten temat rozmawiać – mówi Bajno. Podejrzewa, że banki komercyjne nie były w stanie patrzeć na to, że kiedyś mały bank spółdzielczy pozyskał tylu klientów i tak urósł w siłę. – Kiedy łupnie się największego, mniejsi wchodzą pod stół. To sygnał, żeby się nie wychylać – dodaje.

Cały tekst przeczytać można w najnowszym wydaniu tygodnika "Wprost", który
trafił do kiosków w poniedziałek, 7 grudnia 2015 r. E-wydanie tygodnika będzie dostępne w niedzielę o godz. 20:00. "Wprost" można zakupić także  w wersji do słuchaniaoraz na  AppleStore GooglePlay.