Węgierski przykład dla Polski. "Musieliśmy prowadzić polityczną walkę na śmierć i życie"

Węgierski przykład dla Polski. "Musieliśmy prowadzić polityczną walkę na śmierć i życie"

Dodano:   /  Zmieniono: 
UE, unia europejska (fot. destina/fotolia.pl)
Byliśmy atakowani przez Brukselę za to, że dawaliśmy „zły przykład”. Pokazaliśmy, że można powoływać się na interes narodowy w polityce czy opodatkować banki – mówi Gábor Borókai, redaktor naczelny konserwatywnego tygodnika „Heti Válasz”, były rzecznik rządu Fideszu.

Jarosław Giziński: Czy jeśli się weźmie pod uwagę doświadczenia Węgier, które znalazły się w ogniu krytyki Unii Europejskiej, Polska ma dziś powody do dużego niepokoju?

Gábor Borókai: To naprawdę były ciężkie zmagania, musieliśmy wręcz prowadzić polityczną walkę na śmierć i życie. Polska jest jednak większa i więcej znaczy w Europie, z pewnością da sobie radę. Węgry były atakowane nie dlatego, że przedstawialiśmy rzeczywiste zagrożenie dla Europy, ale dlatego że pokazywaliśmy „zły przykład”. Pokazaliśmy, że można powoływać się na interes narodowy w polityce, opodatkować banki, ograniczyć uprawnienia Trybunału Konstytucyjnego. Trzeba oczywiście dobrze uzbroić się w argumenty – choćby wskazując, że w wielu krajach Trybunału Konstytucyjnego w ogóle nie ma, a krytykowane u nas zasady prawne gdzie indziej funkcjonują od dawna. Ostatecznie mimo wielokrotnego potępiania Węgier do żadnego ukarania nas nie doszło.

W Polsce poparcie Węgier w tym konflikcie z Brukselą wydaje się oczywiste. Czy jednak możemy liczyć na inne państwa?

Myślę, że najbliżej naszego stanowiska mogą się znaleźć pozostałe państwa Europy Środkowo-Wschodniej, znajdujące się w podobnej sytuacji i uważane za unijne peryferia. Razem możemy starać się o branie pod uwagę naszych interesów i zmianę zachodniej optyki, zgodnie z którą nasze państwa doznały „łaski”, gdy zostały przyjęte do Wspólnoty, a w zamian za to muszą bez reszty przyjąć zachodnie zasady gry. Celem miało być zrównanie poziomu ekonomicznego nowych państw UE ze starymi. Tymczasem okazuje się, że w ciągu minionej dekady tylko niewiele państw regionu poprawiło relatywnie swoją sytuację, więc zasada wyrównywania działa głównie na poziomie deklaracji. W tej sytuacji budzi się świadomość, że powinniśmy lepiej artykułować swoje interesy i uzyskać możliwość wnoszenia pewnych wartości do wspólnoty, której jesteśmy częścią.

Węgry zostały jednak zmuszone do dokonania pewnych korekt tych przepisów i ustaw, które uznano za niezgodne z unijnymi zasadami.

Cofnąłbym się do tego, że Węgry zmieniły zasady funkcjonowania państwa w roku 2010, gdy okazało się, że stare zasady i instytucje działają źle, a zatem wiele rzeczy trzeba zrobić od nowa. Mówiąc obrazowo, musieliśmy przesunąć ściany naszego mieszkania. Robiliśmy to tak dalece, jak to tylko było możliwe. Owszem, zdarzyło się kilka razy, że zmiany poszły za daleko, i wtedy usłyszeliśmy od Trybunału Sprawiedliwości albo od Komisji Europejskiej, że to nie jest możliwe. Dokonywaliśmy korekt, ale oczywiście nigdy nie wróciliśmy do punktu wyjścia, co najwyżej skorygowany został zasięg reformy.

Cały artykuł w najnowszym wydaniu tygodnika "Wprost”, który trafił do kiosków w poniedziałek, 18 stycznia 2016 r. "Wprost" można zakupić także  w wersji do słuchaniaoraz na  AppleStore GooglePlay.