Co by się stało, gdyby Władimir Putin chciał oddać władzę?

Co by się stało, gdyby Władimir Putin chciał oddać władzę?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Władimir Putin (fot. Twitter/Konya) 
Wszyscy liberalnie myślący politycy albo odeszli, albo zostali usunięci z otoczenia rosyjskiego prezydenta. Coraz bardziej osamotnionego Putina otaczają już tylko siłowcy.

Co by się jednak stało, gdyby to Putin chciał oddać władzę? W taki scenariusz w Rosji mało kto wierzy. Zygar opisuje sytuację, gdy Władimir Putin zastanawiał się, czy naprawdę zrezygnować z urzędu. Jego najbliżsi współpracownicy przekonywali, że świat się wtedy skończy. USA sprowokują rewolucję, która doprowadzi do rozpadu kraju. Jeżeli nawet historia z dylematami Putina nie jest prawdziwa, to pokazuje tok myślenia kremlowskich elit. Mówił o tym niedawno w wywiadzie dla „Rossijskiej Gaziety” Nikołaj Patruszew, były szef FSB i przewodniczący Rady Bezpieczeństwa, obecnie główny ideolog Kremla. Według niego polityka amerykańska doprowadziła do rozpadu Związku Radzieckiego. Ale Amerykanie ze swoimi sojusznikami nadal starają się doprowadzić do rozpadu Rosji. Dlatego zorganizowali kolorowe rewolucje w Gruzji i na Ukrainie. Doprowadzili do upadku sprzyjających Rosji przywódców w Iraku i Libii. Teraz chcą to samo zrobić w Syrii, ale ich celem jest Rosja. Paradoksalnie – jak słusznie przypomina w rozmowie z „Wprost” Andriej Iłłarionow, były doradca prezydenta Rosji, a obecnie jego krytyk – gdy na początku prezydentury Władimir Putin rozważał, czy Rosja powinna przystąpić do NATO, wśród jego doradców byli liberałowie: Michaił Kasjanow, Aleksiej Kudrin, German Gref.

Dzisiaj nic z tego nie zostało. Liberalni politycy odeszli sami albo zostali usunięci. Rosyjskiego prezydenta otaczają wyłącznie siłowicy. Strach przed buntem mas jest tak duży, że Kreml zabronił zorganizowania przemarszu przez most, na którym rok temu zastrzelono Niemcowa. Każdy przejaw obywatelskiego nieposłuszeństwa jest traktowany jak zagrożenie i niszczony w zarodku. Znany rosyjski politolog Stanisław Biełkowski uważa, że z wszystkich rosyjskich władców Putin najbardziej przypomina Mikołaja I. Cara, którego największą porażką była wojna z Turcją o Krym. W dzisiejszej Rosji o możliwej wojnie z Turcją po cichu mówi prawie każdy.

Okrojony budżet

Po wydarzeniach na Ukrainie rosyjski prezydent chyba zrozumiał, że nie ma powrotu do porozumienia z Zachodem. Droga jest tylko jedna: kolejne wojny, które zmobilizują społeczeństwo i odciągną uwagę od coraz większych problemów ekonomicznych Rosji. A jeszcze nigdy od 1999 r., czyli odkąd rządzi Putin, nie były one tak poważne. Rosyjski budżet w wyniku sankcji i spadających cen ropy naftowej zmniejszył się o co najmniej 30 proc. Równocześnie następuje wzrost obciążeń rosyjskiej klasy średniej. Im mniej pieniędzy, tym więcej chcą ściągnąć powiązani z władzą oligarchowie. Stąd podwyżka podatku VAT czy opłaty dla kierowców tirów. To wszystko rodzi społeczne niezadowolenie i protesty. Od wielu tygodni strajkują transportowcy, protestują właściciele ulicznych sklepików wyburzanych przez władze Moskwy. Na razie jednak „lodówka” wciąż przegrywa z „telewizorem”. Poparcie dla władzy Putina wcale się nie zmniejsza. Wydaje się, że nadal działa schemat „my wam dajemy poczucie wielkości, a wy nas za to popieracie”.

Cały artykuł można przeczytać w najnowszym wydaniu tygodnika "Wprost”, który trafił do kiosków w poniedziałek, 7 marca 2016 r. "Wprost"  można też kupić w wersji cyfrowej na stronie e.wprost.pl