Rozmowa z posłem PiS Arturem Górskim. "Pokładam wiarę w Bogu"

Rozmowa z posłem PiS Arturem Górskim. "Pokładam wiarę w Bogu"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Artur Górski (fot. Facebook/Tomasz Sommer)
Przypominamy wywiad Joanny Miziołek z Arturem Górskim z grudnia 2015 roku. Poseł Prawa i Sprawiedliwości zmarł w nocy z czwartku na piątek 1 kwietnia. Miał 46 lat.

Początek grudnia. Umawiam się z Arturem Górskim na rozmowę. Proponuje spotkanie w dzień po chemioterapii. – Porozmawiamy między głosowaniami w Sejmie – mówi wtedy. Spędza wiele godzin w szpitalu i ostatecznie się nie spotykamy. Prosi o kontakt e-mailowy. – Gdyby pani mnie teraz zobaczyła, przestraszyłaby się pani. Choroba bardzo zmieniła mój wygląd – stwierdza. O chorobie dowiedział się podczas wakacji w Hiszpanii ponad dwa lata temu. Zaczęło się od problemów ze wzrokiem. Po powrocie z urlopu poszedł do okulisty, który nie stwierdził żadnych zmian. Poprosił więc lekarza pierwszego kontaktu o badanie morfologii. Wtedy usłyszał diagnozę, że to zaawansowana białaczka. Problemy ze wzrokiem były wynikiem ataku choroby na układ nerwowy. Białaczka limfoblastyczna jest chorobą krwi. Towarzyszą jej rozrost tkanki limfatycznej, niedokrwistość i osłabienie.

W leczeniu stosuje się głównie chemioterapię. Więc zaczęło się – najpierw pełna diagnoza, potem chemia i naświetlania. Jedyny ratunek był w przeszczepie szpiku. Górski od początku nie krył się z chorobą. Nie przerwał pracy mimo białaczki. Pisał artykuły i zajmował się interwencjami poselskimi, brał też udział w głosowaniach. Niektórzy byli zaskoczeni, gdy po raz pierwszy zobaczyli go na ławach poselskich z maską na twarzy. Musi ją nosić, by się chronić przed zarazkami. Jego organizm jest tak słaby, że nawet zwykła grypa mogłaby być dla niego śmiertelna. – Jedni chorują na grypę, inni na białaczkę. Mi przytrafiła się białaczka – mówi Górski. I dodaje: – Powiedziałem sobie, że drania trzeba pokonać, wygrać tę bitwę.

Wcześniej niż parlamentarzyści o chorobie dowiedzieli się internauci, bo poseł zaapelował w październiku 2013 r. o pomoc i oddawanie krwi. Najpierw na Twitterze: „Zwracam się do Państwa, abyście wsparli mnie przez oddanie krwi do banku krwi. Nie wiem, czy będę umiał wyrazić Wam wdzięczność, bo Wasza krew to moje życie!”. Dzięki kontaktom na Facebooku znalazł się dawca szpiku. A to nie było łatwe, bo w Polsce brakowało jego bliźniaka genetycznego. O problemie polityk napisał na portalu społecznościowym do kobiety z Krakowa, która udzielała mu duchowego wsparcia w walce z chorobą. I wtedy zdarzył się cud. – Mistyczka z Krakowa przekazała mi informację od św. o. Charbela, że „mam się nie martwić, dawca już dla mnie jest, będzie to młoda kobieta z Niemiec”. Miesiąc później taką informację podali mi lekarze. I faktycznie młoda Niemka została dawcą szpiku dla mnie. Miała nie tylko ten rzadki antygen co ja, ale także tę samą grupę krwi – mówi Górski. Już po przeszczepie w badaniu szpiku pojawiły się jednak zmutowane komórki. To mogło wskazywać na powrót białaczki. W dodatku Górskiego zaatakował silny wirus CMV. Lekarze twierdzili, że to przyspieszy powrót choroby, bo przy takim wirusie komórki białaczki rozwijają się szybciej. Przy kolejnych badaniach okazało się, że zmutowanych komórek jednak nie ma. – Lekarz z zespołu powiedział mojej żonie, że to wyglądało na cud, bo ich doświadczenie jest zupełnie inne – opowiada Górski.

Zaraz po przeszczepie mówił, że siłę dały mu modlitwa innych i wiara w Boże Miłosierdzie. – Najważniejsza była możliwość przyjmowania komunii świętej. Jeśli ktoś jest w stanie łaski uświęcającej, to mimo śmiertelnej choroby zasypia bez strachu. Ale siłę do działania daje też modlitwa – relacjonował na łamach „Naszego Dziennika”. Dziś do choroby podchodzi podobnie. I to właśnie w Bogu i wierze pokłada największą nadzieję. Praca też pomaga w walce o zdrowie. Zaraz po przeszczepie szpiku wziął udział w wyborach do europarlamentu. Śmiał się, że to będzie kampania prowadzona ze szpitalnego łóżka. Pomagali mu w niej wolontariusze i internet.

Choć nie dostał się do Parlamentu Europejskiego, nie zabrakło mu sił, by startować w kolejnej kampanii, tym razem do polskiego Sejmu. Ta misja zakończyła się sukcesem. Pracę w parlamencie łączy z wizytami w szpitalu, bo ma powikłania po przeszczepie. Ale powtarza, że nie zamierza się nad sobą użalać. – Pokładam wiarę w Bogu i zaufanie w lekarzach. Mamy świetnych lekarzy, a siła modlitwy jest przeogromna – twierdzi.

Tekst pojawił się w 52/2015 numerze tygodnika "Wprost".