Do tragicznego wypadku doszło w samym centrum stolicy, na odcinku Marszałkowskiej leżącym w pobliżu Pałacu Kultury. Kierowca sportowego porsche uderzył w 50-letniego mężczyznę, poruszającego się o kulach, zabijając go na miejscu. Na profilu MJN przypomniano, że ten sam kierowca miał chwalić się w mediach społecznościowych jazdą z prędkością 300 kilometrów na godzinę.
„W sobotę zebrał tego owoce: zabił pieszego poruszającego się o kulach. Wjechał w niego z taką siłą, że jego szczątki były rozrzucone na kilkanaście metrów. Ile musiał jechać? Policja nie podała tej informacji, za to zaczęła od razu przerzucać winę na ofiarę, pisząc kłamstwa o »przechodzeniu w niedozwolonym miejscu«” - czytamy na Facebooku MJN.
Aktywistów oburzył fakt, że zatrzymany mężczyzna miał możliwość zmiany ustawień na swoich publicznych profilach w sieci. „Jak widać policja była dla niego bardziej łaskawa niż dla przetrzymywanych po strajkach kobiet i pozwoliła korzystać z telefonu” - czytamy w ich komentarzu.
Kultura zap****ania i bierność policji
Autorzy wpisu o tragiczne zdarzenie z minionego weekendu obwiniają nie tylko „budowaną przez lata »kultury« za****lania po ulicach jako stylu życia”. „To przede wszystkim wina polskiej policji, która latami zajmowała się rozdawaniem odblasków pieszym zamiast infiltrować znane wszystkim grupy FB poświęcone nocnym wyścigom po mieście i wyłapywaniem potencjalnych drogowych zabójców. Przecież sami chwalą się swoimi przestępstwami w sieci” - piszą.
Warszawska policja nie potwierdziła ani nie zaprzeczyła, kiedy dziennikarze „Gazety Wyborczej” poprosili o potwierdzenie tożsamości kierowcy podejrzanego o udział w śmiertelnym wypadku.
Czytaj też:
Tragiczny wypadek na DK 50. Z 4-osobowej rodziny przeżyła tylko matka