Została rozdzielona z córką, trafiła do rosyjskiej niewoli. „Warunki były straszne”

Została rozdzielona z córką, trafiła do rosyjskiej niewoli. „Warunki były straszne”

Wiktoria Obidina, lekarka wojskowa z zakładów Azowstal
Wiktoria Obidina, lekarka wojskowa z zakładów Azowstal Źródło:Archiwum prywatne
– Cieszyłam się, że nie było ze mną Alisy. Miałam świadomość, że mogłabym się złamać, gdyby ktoś robił jej krzywdę, że musiałabym powiedzieć coś, żeby temu zapobiec – mówi w wywiadzie dla „Wprost” Wiktoria Obidina. Lekarka wojskowa ratowała ukraińskich żołnierzy na terenie zakładów Azowstal, a potem trafiła do rosyjskiej niewoli.

Wiktoria Obidina pochodzi z obwodu donieckiego. Ukończyła studia medyczne, pracowała jako lekarka. W 2014 roku, po rozpoczęciu rosyjskiej okupacji Donbasu, uciekła do Mariupola. O historii Wiktorii i jej 5-letniej córki usłyszał świat. W marcu 2022 roku obie znalazły się na terenie zakładów Azowstal i w tym miejscu ukrywały się przed rosyjskimi bombami. Po niespełna dwóch miesiącach zostały rozdzielone. Wiktoria Obidina spędziła w rosyjskiej niewoli kilka miesięcy. W połowie października, w ramach wymiany jeńców, została uwolniona.

Anastazja Oleksijenko, „Wprost”: Okupanci zaciekle atakowali Mariupol, a fabryka Azowstal stała się symbolem oporu.

Wiktoria Obidina, lekarka wojskowa z zakładów Azowstal: Pamiętam, że 10 marca zostaliśmy wezwani przez dowódcę do fabryki Azowstal. Powiedział nam, że to, co słyszymy, to nie alarm przygotowawczy, tylko prawdziwy i musimy po prostu czekać.

Do szpitala polowego, który znajdował się na terenie fabryki, zaczęto przywozić rannych żołnierzy. Wtedy myślałam tylko o tym, żebym ratować życie tych chłopców. Cieszyłam się, że mogę pomóc. Wiele się jednak zmieniło. Musiałam ratować osoby, które nie miały kończyn, a wcześniej robiłam zastrzyki. Ale w takich chwilach po prostu robi się wszystko, co tylko możliwe, żeby uratować życie.

Czy od początku na terenie Azowstalu byłaś razem z córką?

Nie, córka dołączyła do mnie 20 marca. Alisa wcześniej była u krewnych, potem znajomych, ale kiedy zrobiło się bardzo niebezpiecznie i nie było żadnej komunikacji, chciałam, żeby do mnie dołączyła. Byłyśmy w bunkrze razem z rannymi żołnierzami.

Alisa, 5-letnia córka lekarki wojskowej z Azowstalu

Próbowałyście wydostać się z Mariupola?

5 maja, gdy była przeprowadzana ewakuacja ludności cywilnej, podjęłyśmy próbę wydostania się z miasta. Jechałyśmy m.in. przez Bezimenne w obwodzie donieckim. Dokładnie w tym miejscu powiedziano mi, że nie przeszłam filtracji. Wszystko przez filmik, który został umieszczony w mediach społecznościowych. Na nagraniu moja córka prosiła o przeprowadzenie ewakuacji. Padło tam również, że jestem medykiem wojskowym i ratuję życie ukraińskich żołnierzy.

Kiedy zostałaś rozdzielona z córką?

Początkowo rosyjskie wojsko chciało ją zabrać do sierocińca. Kiedy przebywałyśmy w obozie namiotowym, cały czas z nią byłam. Co prawda, zgodnie z regulaminem powinnam znajdować się w celi, ale okupanci pozwolili nam spędzić dwa pierwsze dni niewoli razem.

7 maja zespół ewakuacyjny miał zabrać cywilów do Zaporoża. Pojechałam autobusem razem z córką. Oczywiście nie miałam prawa tego robić. Niestety, zostałam zatrzymana na pierwszym punkcie kontrolnym w mieście Manhusz. Rosjanie podeszli do mnie. Kazali mi wziąć dziecko i wyjść z autobusu. Chcieli, żeby córka była ze mną, ale ja podejrzewałam, że planują ją zabrać, więc zaczęłam prosić, żeby wysłali Alisę do Zaporoża. Błagałam ich przez jakiś czas i w końcu się zgodzili. Oddałam córkę pod opiekę kobiety, którą poznałam dzień wcześniej w obozie filtracyjnym.

Co powiedziałaś Alisie?

Wyjaśniłam, że jedzie do wujka, że niedługo się zobaczymy. Powiedziałem, że bardzo ją kocham. Wsadziłam ją do autobusu ewakuacyjnego, a sama wsiadłam do samochodu okupantów.

Co czułaś, gdy uświadomiłaś sobie, że trafiłaś do niewoli?

Cieszyłam się, że nie było ze mną Alisy. Miałam świadomość, że mogłabym się złamać, gdyby ktoś robił jej krzywdę, że musiałabym powiedzieć coś, żeby temu zapobiec.

Jak traktowali cię okupanci? Czy zmuszali cię do angażowania się w działania propagandowe?

Tak, nie dali mi wyboru. Kręciliśmy jeden filmik wielokrotnie. Musiałam prosić Irynę Wereszczuk, wicepremier, minister ds. reintegracji i tymczasowo okupowanych terytoriów Ukrainy, żeby zwróciła mi dziecko. Zmusili mnie, żebym powiedziała, że na terytorium, które kontroluje Rosja, wszystko jest w porządku. Oczywiście tak nie było.

Co cię spotkało w rosyjskiej niewoli?

Rosjanie zabrali mnie do powiatowej komendy policji w Manhuszu. Bili i próbowali zmusić do zeznań przeciwko Ukrainie i naszemu wojsku. Bardzo szybko zorientowali się, że się nie poddam i wsadzili mnie do celi. Po tym trafiłam do donieckiego wydziału do walki z przestępczością zorganizowaną. Tam też zostałam pobita. Później trafiłam do placówki tymczasowego aresztu.

Czego okupanci chcieli się od ciebie dowiedzieć?

Byłam jedną z pierwszych osób, które opuściły teren zakładów Azowstal. Rosjanie chcieli zdobyć informacje o liczbie rannych, wojsku, ludziach, z którymi współpracowałam, a także broni. Nie udzieliłam im żadnych informacji.

Jakie warunki panowały w niewoli?

W Manhuszu warunki były straszne. Dostawaliśmy niby trzy posiłki dziennie, ale jedzenie było okropne. Musieliśmy pić prosto z kranu. Nie mogliśmy też wychodzić na zewnątrz. Pod prysznic chodziliśmy raz w tygodniu, chociaż czasami nawet takiej możliwości nie mieliśmy.

1 czerwca zostałam wysłana do Ołeniwki. To było najgorsze miejsce. Raz w tygodniu zabierano nas na 20-minutowy spacer. Nasza cela była przeznaczona dla sześciu osób, a razem ze mną mieszkały w niej 24. Spaliśmy jeden na drugim. Z jedzeniem było jeszcze gorzej.

W czasie niewoli wszyscy straciliśmy wiele kilogramów. Woda, którą nam podawano, pochodziła z miejscowego jeziora. Raz dostaliśmy wodę z małymi rybkami. Śmialiśmy się przez łzy, że mamy zwierzątka.