Szef ludowców od kilku tygodni znajduje się na marginesie wydarzeń politycznych. Te bowiem zostały zdominowane przez PO i PiS – prawybory prezydenckie w Platformie Obywatelskiej, wojnę PiS z sędziami, sprawę prezesa NIK Mariana Banasia czy wybory lidera PO.
Dlatego lider PSL postanowił przekierować uwagę opinii publicznej na siebie. Wezwanie do debaty to jest dobry pomysł. Tyle, że zwykle kandydaci opozycji wzywają do pojedynku na słowa urzędującego prezydenta. Wtedy sami zyskują na znaczeniu.
Poza tym zazwyczaj to słabsi kandydaci wzywają do debaty silniejszych, licząc, że złapią konkurenta za słowo, wprawią go w konsternację i wygrają na punkty. Fakt, że Kosiniak-Kamysz chce debatować z Kidawą-Błońską dowodzi zatem, że szef ludowców czuje się słabszy od kandydatki PO. Jego celem w tych wyborach nie jest zwycięstwo tylko osiągnięcie jak najlepszego wyniku i przerwanie złej passy ludowców, których kandydaci z reguły uzyskują bardzo słabe wyniki w wyborach prezydenckich.
Kosiniak-Kamysz, który w wyborach parlamentarnych rozpoczął proces budowania nowego PSL, opartego nie tylko na tradycyjnym elektoracie wiejskim, ale także przejmującego wyborców konserwatywnych w dużych miastach, chce zapewne udowodnić, że wybory parlamentarne nie było jednorazowym wydarzeniem w historii Stronnictwa, tylko trwałą tendencją. Rzecz w tym, że w interesie Kidawy-Błońskiej nie leży debatowanie z Kosiniakiem-Kamyszem. Będzie się więc wymigiwać, mówić, że demokracja wymaga debaty wszystkich kandydatów i skończy się jak zwykle czyli na niczym. Kosiniak-Kamysz musi zatem wymyślić inny sposób, by zawalczyć o uwagę opinii publicznej, które jest niezbędna do realizacji jego planu.
Czytaj też:
Kosiniak-Kamysz: Wobec oskarżeń Putina potrzebna jest reakcja całego narodu polskiego
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.