„To nie jest zawód dla osób o słabych nerwach” - mówi Mikołaj w obliczu świątecznego szaleństwa
Artykuł sponsorowany

„To nie jest zawód dla osób o słabych nerwach” - mówi Mikołaj w obliczu świątecznego szaleństwa

Dodano:   /  Zmieniono: 
Uciekający św. Mikołaj
Uciekający św. MikołajŹródło:mat. pras.
Białe zakamarki Laponii. Na śniegu lśni żółta plama światła, która przez uchylone drewniane drzwi wysuwa się na zewnątrz z rozgrzanej stodoły. Wchodzimy do środka – słychać stłumiony dźwięk przesterowanej gitary, dobiegający z jakiegoś małego głośnika. Charczący rock. Spod dużych sań powoli – w rytm ciężkiej perkusji – wysuwają się czarne zimowe buciory i czerwone spodnie.

Później pokazuje się rząd guzików spinających pokaźny brzuch, gęsta siwa broda i podwinięte rękawy czerwonego kubraka. Klucz francuski buszuje w podwoziu sań. Zwinne palce dokręcają ostatnie śruby.

Aż w końcu wyłania się podbiegunowy mechanik – wysmarowaną ciemnym smarem ręką szuka okularów i zakłada je na równie wysmarowany nos. Później nakłada na głowę elficką czapkę i – niczym świąteczna wersja Jeremy'ego Clarksona z Top Gear – przycisza muzykę, żeby opowiedzieć nam o swoim pojeździe i przygotowaniach do najdłuższej podróży w roku.

– Działamy jak zespół Formuły 1 – mówi lekko zachrypnięty Mikołaj, wycierając ręce ze smaru – każdy elf wie, co ma robić. Nie wystarczy dokręcić kilku śrub, wypolerować płóz i nakarmić reniferów. Ten pojazd jest jak Aston Martin Jamesa Bonda.

Komu podpadł Święty Mikołaj?

Przyglądamy się saniom – oprócz nawigacji, noktowizora, silnika elektromagnetycznego, który zagina czasoprzestrzeń, jest też system lokalizacji pojazdów na wypadek, gdyby ktoś zasługujący na rózgę postanowił przejąć lejce.

Po co Mikołajowi aż takie bajery w saniach, które mają po prostu latać? Jego praca tylko z pozoru wydaje się zupełnie bezpieczna, tymczasem nie jest to zwykły listonosz, któremu ludzie schodzą z drogi – wręcz przeciwnie, to obwoźny darczyńca, spadająca wigilijna gwiazda spełniająca marzenia, więc ludzie najchętniej wyszliby mu naprzeciw.

To nie jest zawód dla osób o słabych nerwach

– Za pasem zawsze trzymam co najmniej dwa gazy obronne – mówi Mikołaj – nigdy nie wiadomo kogo się spotka przy kominku w salonie. Ludzie zdarzają się bardzo różni – a to niejaki Ebenezer Scrooge, który niemal co roku atakował mnie swoją drewnianą laską i wyzywał od włamywaczy czy tam akwizytorów, a to trafi się jakiś inny Grinch, który chciałby mnie dopaść, jeszcze zanim wysiądę z sań z prezentami. Rózga to za mało, nawet do samoobrony – zresztą chciałem mieć przy sobie coś skutecznego i jednocześnie legalnego, więc elfy doradziły mi prosty gaz pieprzowy, którego same używają – obezwładnia bardzo porywczego delikwenta i nie brudzi mojej siwej brody, a dla mnie to ważne w tak wyjątkową noc.

Niebezpieczna działalność charytatywna

Zdarzają się też inne incydenty z udziałem psychofanów. Pewnego razu ktoś tak bardzo uwierzył w moc sprawczą Mikołaja, że chciał go porwać tylko dla siebie, jak Złotą Rybkę do akwarium.

– Mimo podeszłego wieku i lekkiej nadwagi wiem, jak poradzić sobie z napastnikiem – mówi dalej Mikołaj – muszę przyznać, że korzystam z technik samoobrony dla pań, które podpatrzyłem u mojej żony, Mary Christmas, są proste i nie wymagają dużej siły. Teraz zresztą panuje moda na dbanie o siebie – zdrowe odżywianie, sport i właśnie zajęcia z obrony własnej. Na przykład w listach od pań coraz częściej czytam, że po zajrzeniu na stronę samoobronadlakobiet.edu.pl zaczynają inaczej o tym myśleć – że zimowe wieczory są po to, żeby szukać pierwszej gwiazdki na niebie, a nie oglądać się za siebie z niepokojem, zerkając, czy nikt za nimi nie idzie. I dobrze. No, ale czasy się zmieniają, a razem z nimi ludzie. Albo odwrotnie.

Mikołaj z nutką melancholii zauważa, że kiedyś z worka z prezentami wyciągał słodycze, klocki czy lalki, a teraz dźwiga tam sprzęt wart więcej niż roczny budżet USA. Teraz musi być to, co mają rówieśnicy albo wręcz przeciwnie, to, czego nie ma nikt.

Kiedyś wystarczyła książka. Teraz musi być czytnik e-booków z kilkoma wgranymi książkami. Kiedyś rower pod choinką to było coś. Teraz musi być jeszcze GPS do roweru – wiadomo, im szybciej rower jeździ, tym szybciej może nam zniknąć z oczu, a z takim lokalizatorem, to ani pierwszy lepszy złodziej, ani sam Frank Abagnale daleko z naszym rowerem nie ucieknie.

– Taki sam lokalizator mam zamontowany w moich saniach. Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy chcielibyście je ukraść! Od razu dowiem się, kiedy sanie odlecą za daleko! - ostrzega Mikołaj.

Zbliża się pora wylotu. Przychodzi jakiś elf i podaje Mikołajowi profesjonalny alkomat – to standardowa procedura, która zajmuje mu tylko kilka sekund. W tej pracy przepisy BHP to coś więcej niż trzymanie się poręczy w czasie schodzenia po schodach. Mikołaj zresztą już wiele razy posądzany był o alkoholizm przez swój wiecznie czerwony nos i życie na skandynawskim odludziu, dlatego zawsze stara się udowadniać, że to tylko plotki.

A jeśli w ogóle to wszystko jest tylko zmyśloną plotką? Albo dzieje się w głowie małego dziecka, które czeka na pierwszą gwiazdkę? Na tym chyba polegają Święta – żeby nigdy nie dorosnąć aż za bardzo, a jednocześnie brać przykład z Mikołaja – czy jest nim pocieszny Lapończyk, czy my sami z czerwoną czapką na głowie – i wiedzieć, jak zadbać o bezpieczeństwo swoje i bliskich.

Spy Shop życzy Bezpiecznych i Wesołych Świąt!